Niespodziewana wizyta o 10 rano: Syn w pracy, wnuki bawią się same, a ona jeszcze śpi. Potem mówi mojemu synowi, jak bardzo jest zmęczona…
— Mamo, dlaczego nie zadzwoniłaś wcześniej? — Karolina patrzyła na mnie zaspanymi oczami, stojąc w drzwiach w rozciągniętym t-shircie i dresach. W tle słyszałam śmiech moich wnuków, Antka i Szymka, którzy biegali po salonie z klockami Lego, zostawiając za sobą ślady rozsypanych zabawek.
Była dziesiąta rano. Michał już od dwóch godzin był w pracy. Zawsze powtarzał, że Karolina świetnie radzi sobie z chłopcami, choć czasem narzekał, że żona jest wiecznie zmęczona i nie ma dla niego czasu. Ja jednak miałam swoje podejrzenia — czy naprawdę tak trudno ogarnąć dwójkę dzieci i mieszkanie? Przecież kiedyś kobiety miały więcej dzieci i jakoś dawały radę.
— Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać — odpowiedziałam chłodno, rozglądając się po bałaganie. Na stole stały niedojedzone płatki śniadaniowe, a na podłodze leżały skarpetki i jakieś papiery. Karolina odwróciła wzrok.
— Chłopcy obudzili się dziś o piątej… — zaczęła tłumaczyć się cicho. — Nie miałam siły wstać wcześniej.
Zignorowałam jej słowa i poszłam do kuchni. Zajrzałam do lodówki — pusta. W zlewie piętrzyły się naczynia. Poczułam narastającą irytację. Czy naprawdę tak wygląda życie młodej matki?
— Karolina, nie możesz tak tego zostawiać. Michał ciężko pracuje, a tu… — zaczęłam, ale przerwała mi gwałtownie.
— Mamo, proszę… Ja naprawdę się staram. Nie spałam prawie całą noc, Szymek miał gorączkę, a Antek obudził się z krzykiem. Nie wiem już, co robić…
Jej głos zadrżał. Przez chwilę zobaczyłam w niej nie tylko żonę mojego syna, ale młodą kobietę na skraju wyczerpania. Ale zaraz potem wróciła moja surowość.
— Kiedy ja byłam młoda, nie było pampersów ani gotowych obiadków. Dzieci było troje i wszystko musiałam robić sama! — powiedziałam z wyrzutem.
Karolina spuściła głowę i zaczęła zbierać zabawki z podłogi. Chłopcy podeszli do mnie z uśmiechem.
— Babciu, pobawisz się z nami? — zapytał Antek.
Nie odpowiedziałam od razu. Patrzyłam na Karolinę, która z trudem powstrzymywała łzy. Zrobiło mi się głupio, ale duma nie pozwalała mi okazać współczucia.
Po południu zadzwonił Michał.
— Mamo, jak tam u nas? Karolina mówiła, że byłaś…
— Synu, musicie coś zmienić. Karolina sobie nie radzi — powiedziałam bez ogródek.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Mamo, ona naprawdę się stara. Ja widzę, jak jest zmęczona… Ale ja też pracuję po dziesięć godzin dziennie. Nie wiem już, jak jej pomóc — odpowiedział cicho.
Wieczorem Karolina zadzwoniła do mnie sama.
— Przepraszam za dzisiaj. Wiem, że to wyglądało źle… Ale czasem mam wrażenie, że wszyscy oczekują ode mnie rzeczy niemożliwych. Michał wraca późno, dzieci są cały czas przy mnie… Nie pamiętam już, kiedy miałam chwilę dla siebie. Nawet prysznic biorę z jednym u nogi…
Słuchałam jej i nagle poczułam coś dziwnego — współczucie? Wspomnienia własnej młodości wróciły ze zdwojoną siłą: samotność, zmęczenie, łzy ukradkiem wycierane w kuchni.
— Karolino… Może powinnam była być dla ciebie milsza. Ale wiesz… ja też czasem czułam się bezradna — powiedziałam cicho.
Zapanowała cisza.
— Dziękuję, mamo — wyszeptała Karolina.
Kilka dni później przyszłam ponownie — tym razem zapowiedziana. Przyniosłam obiad i zabrałam chłopców na spacer. Karolina przespała dwie godziny bez przerwy pierwszy raz od miesięcy.
Wieczorem usiedliśmy razem przy stole. Michał patrzył na nas z ulgą.
— Może powinniśmy częściej prosić o pomoc? — zapytał niepewnie.
Karolina uśmiechnęła się blado.
— Może powinniśmy przestać udawać, że wszystko jest łatwe…
Patrzyłam na nich i myślałam o tym, jak łatwo oceniamy innych przez pryzmat własnych doświadczeń. Każde pokolenie ma swoje trudności — inne czasy, inne wyzwania. Może zamiast porównywać się i krytykować, powinniśmy po prostu być dla siebie wsparciem?
Czy naprawdę musimy być zawsze silni i samowystarczalni? A może prawdziwa siła tkwi w tym, żeby umieć poprosić o pomoc i przyznać się do słabości?