Odłamki, których nie da się posklejać – historia Magdy z podwarszawskiego blokowiska
Trzeciego dnia po pogrzebie ojca nie mogłam już dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Siedziałam na podłodze w kuchni, oparta o zimną szafkę, kiedy mama weszła bezszelestnie, niosąc w rękach stare, poplamione pudełko po butach. W powietrzu wisiał zapach kawy i wilgotnego prania, a za oknem szarzał listopadowy wieczór.
– Magda, to dla ciebie – powiedziała cicho, jakby bała się, że jej głos rozpadnie się na kawałki.
Nie spojrzałam na nią. Bałam się jej spojrzenia – tego, co mogłabym w nim zobaczyć: żalu, winy, a może tylko pustki. Wzięłam pudełko i poczułam, jak drżą mi ręce. W środku były listy. Dziesiątki listów. Każdy podpisany moim imieniem i datą. Niektóre napisane dziecięcym pismem, inne już dorosłym, nerwowym charakterem.
– Skąd to masz? – zapytałam.
– Znalazłam w szafie ojca. Chciałabym… żebyś przeczytała.
Nie odpowiedziałam. Otworzyłam pierwszy list. „Mam siedem lat. Tata obiecał, że zabierze mnie do ZOO. Czekam na niego od rana. Mama mówi, że jest zajęty w pracy. Ale ja wiem, że nie przyjdzie.” Na dole był rysunek: ja i tata pod wielkim słoniem. Słoń miał smutne oczy.
Poczułam, jak coś ściska mnie za gardło. Przypomniałam sobie tamten dzień – jak siedziałam na parapecie w naszym bloku na Bródnie i patrzyłam na parking, wypatrując jego czerwonego poloneza. Nie przyjechał. Mama wtedy płakała w łazience, myśląc, że nie słyszę.
– Dlaczego mi to dajesz? – spytałam ostro.
Mama usiadła naprzeciwko mnie, splatając dłonie tak mocno, że aż pobielały jej knykcie.
– Bo musisz wiedzieć prawdę o swoim ojcu. I o mnie.
Przez chwilę milczałyśmy. W końcu wyciągnęła z kieszeni kopertę – inną niż wszystkie. Na niej było tylko jedno słowo: „Magda”. Pismo ojca.
– Przeczytaj – poprosiła.
Otworzyłam kopertę. „Przepraszam, że nigdy nie byłem taki, jakiego potrzebowałaś. Bałem się być ojcem. Bałem się siebie.” Tyle. Ani słowa więcej.
Wybuchłam płaczem – takim prawdziwym, niekontrolowanym, jakiego nie pamiętałam od lat dzieciństwa. Mama patrzyła na mnie bezradnie.
– On… miał drugą rodzinę? – zapytałam przez łzy.
Zawahała się.
– Nie wiem wszystkiego. Ale wiem, że miał kogoś… zanim się poznaliśmy. Potem wracał późno z pracy, czasem znikał na weekendy… Nigdy nie pytałam. Bałam się odpowiedzi.
Poczułam gniew – na nią, na niego, na siebie samą za to, że przez tyle lat udawałam przed sobą, że jesteśmy zwyczajną rodziną z blokowiska: tata pracuje w urzędzie miasta, mama w bibliotece, ja uczę się dobrze i nie sprawiam kłopotów.
– Dlaczego nigdy mi nie powiedziałaś? – krzyknęłam.
– Bo chciałam cię chronić! – odpowiedziała równie głośno. – Myślisz, że było mi łatwo? Że nie widziałam twoich łez po nocach? Ale co miałam zrobić? Powiedzieć ci: „Twój ojciec cię nie kocha”?
Wstałam gwałtownie i wybiegłam z kuchni. Zatrzasnęłam za sobą drzwi do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Listy rozsypały się po podłodze jak odłamki szkła.
Przez kolejne dni unikałyśmy się z mamą jak ognia. Wychodziła do pracy wcześniej niż zwykle, wracała późno. Ja zamykałam się w pokoju pod pretekstem nauki do matury. Ale w środku czułam tylko pustkę i żal.
Pewnego wieczoru zadzwoniła ciotka Basia z Gdańska.
– Magda, słyszałam o pogrzebie… Jak się trzymacie?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
– Mama jest dziwna – powiedziałam w końcu. – Jakby chciała mi coś powiedzieć, ale nie umie.
Ciotka westchnęła.
– Twoja mama zawsze była silna… ale czasem ta siła to tylko skorupa. Może spróbuj z nią porozmawiać?
Nie chciałam rozmawiać. Chciałam krzyczeć: „Dlaczego wszyscy mnie okłamywaliście?” Ale wiedziałam też, że jeśli tego nie zrobię teraz – już nigdy nie będziemy rodziną.
Następnego dnia wróciłam wcześniej ze szkoły. Mama siedziała przy stole z kubkiem herbaty i patrzyła przez okno na szare bloki.
– Mamo…
Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Przepraszam – powiedziałam cicho. – Za to wszystko…
Pokręciła głową.
– To ja powinnam przeprosić. Za to, że nie umiałam być dla ciebie wsparciem…
Usiadłyśmy razem przy stole. Po raz pierwszy od lat rozmawiałyśmy szczerze: o ojcu, o jego zdradach i kłamstwach, o tym, jak bardzo obie czułyśmy się samotne pod jednym dachem.
– Myślisz… że można mu wybaczyć? – zapytałam w końcu.
Mama długo milczała.
– Może nie jemu… Ale sobie musimy wybaczyć. Że pozwoliłyśmy mu nas zranić.
Przez kolejne tygodnie powoli zaczynałyśmy sklejać nasze życie na nowo – kawałek po kawałku. Chodziłyśmy razem na spacery po osiedlu, gotowałyśmy wspólne obiady (choć mama zawsze przypalała schabowe), czasem nawet śmiałyśmy się z dawnych wspomnień.
Ale były też dni gorsze: kiedy znalazłam zdjęcie ojca z inną kobietą (na odwrocie napisał: „Moja druga rodzina”), kiedy mama dostała wezwanie do sądu w sprawie spadku (okazało się, że ma przyrodniego brata), kiedy sąsiedzi zaczęli plotkować o „tej rodzinie z trzeciego piętra”.
Najtrudniejsze były jednak święta Bożego Narodzenia – pierwsze bez ojca. Siedziałyśmy przy stole we dwie, patrząc na puste miejsce i zastanawiając się, czy kiedykolwiek poczujemy się znowu całością.
Pewnego dnia mama powiedziała:
– Magda… Może pojedziemy nad morze? Tam gdzie jeździliśmy razem… zanim wszystko się rozpadło?
Zgodziłam się bez słowa. Nad Bałtykiem wiatr był zimny i przenikliwy jak nasze wspomnienia. Ale kiedy siedziałyśmy razem na plaży i patrzyłyśmy na fale rozbijające się o brzeg, poczułam pierwszy raz od dawna spokój.
Może nigdy nie uda nam się posklejać wszystkich odłamków naszego życia. Może zawsze będą bolały miejsca po dawnych ranach. Ale czy to znaczy, że nie warto próbować?
Czasem myślę: ile rodzin wokół nas żyje z takimi tajemnicami? Ile matek i córek milczy ze strachu przed prawdą? Czy naprawdę lepiej udawać niż rozmawiać?
A wy… czy potrafilibyście wybaczyć komuś tak bliskiemu? Czy lepiej żyć w kłamstwie czy zmierzyć się z bolesną prawdą?