Ona zostawiła syna dla kariery, a ja stałam się jego matką – prawdziwa historia o miłości, zdradzie i sile kobiet
– Nie mogę już dłużej, Anka. Po prostu nie mogę! – głos Magdy drżał, a jej oczy były czerwone od płaczu. Stałyśmy w mojej kuchni, a Jaś bawił się w kącie klockami, nieświadomy, że jego świat właśnie się rozpada.
Zawsze myślałam, że Magda jest tą silną. To ona pierwsza wyjechała do Warszawy, otworzyła własny salon piękności na Mokotowie, zawsze zadbana, pewna siebie. Ja zostałam w Radomiu – dom, mąż, córka Zosia, zwyczajne życie. Ale kiedy Magda wróciła do rodzinnego miasta z czteroletnim Jasiem i walizką pełną markowych ubrań, wiedziałam, że coś się stało.
– Anka, ja… ja nie dam rady być matką. Salon ledwo zipie, kredyt mnie dusi, a Jaś… On mnie tylko ogranicza. Potrzebuję czasu dla siebie. – Jej słowa były jak cios w brzuch. Patrzyłam na nią z niedowierzaniem.
– Magda, przecież to twoje dziecko! – wykrztusiłam.
– Wiem! Ale nie umiem go kochać tak jak powinnam. Ty zawsze byłaś lepsza w te rodzinne sprawy. Proszę cię… Zajmij się nim przez jakiś czas. – Spojrzała na mnie błagalnie.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że „jakiś czas” zamieni się w lata. Że Jaś stanie się częścią naszej rodziny, a Magda coraz rzadziej będzie dzwonić.
Mój mąż, Tomek, nie był zachwycony. – Anka, przecież mamy własne dziecko! Jak sobie wyobrażasz wychowywanie cudzego syna? – pytał wieczorami, kiedy Jaś już spał.
– On nie jest „cudzy”. To syn mojej przyjaciółki. Nie mogę go zostawić.
Zosia była zachwycona nowym towarzyszem zabaw. Szybko zaczęli mówić o sobie „brat” i „siostra”. Ale dla mnie każdy dzień był walką – z własnym sumieniem, z opinią sąsiadów („Słyszałaś? Anka wychowuje nie swoje dziecko!”), z Tomkiem, który coraz częściej zamykał się w sobie.
Najtrudniejsze były wieczory. Kiedy Jaś pytał: – Ciociu Aniu, a kiedy mama po mnie wróci?
Nie umiałam odpowiedzieć. Przytulałam go mocno i mówiłam: – Mama cię bardzo kocha, tylko teraz musi dużo pracować.
Ale sama w to nie wierzyłam.
Magda dzwoniła coraz rzadziej. Najpierw co tydzień, potem raz w miesiącu. W końcu przestała odbierać moje telefony. Słyszałam plotki – że salon upadł, że wyjechała do Gdańska za nowym facetem. Ja zostałam z Jasiem i jego pytaniami.
Pewnego dnia Tomek wybuchł:
– Anka! To nie jest nasz obowiązek! Jaś nie jest naszym dzieckiem! Zosia zaczyna mieć przez to problemy w szkole – dzieci się z niej śmieją!
– A co mam zrobić? Oddać go do domu dziecka? – krzyknęłam przez łzy.
Tomek wyszedł trzaskając drzwiami. Przez kilka dni prawie się do mnie nie odzywał.
Wtedy po raz pierwszy poczułam się naprawdę samotna. Siedziałam nocą przy łóżku Jasia i patrzyłam na jego spokojną twarz. Przypomniałam sobie własne dzieciństwo – ojciec alkoholik, matka wiecznie zmęczona. Przysięgłam sobie wtedy, że moje dzieci nigdy nie poczują się niechciane.
Zosia zaczęła mieć kłopoty w szkole. Nauczycielka wezwała mnie na rozmowę:
– Pani Anno, Zosia jest rozkojarzona, często płacze. Mówi, że boi się, że ją pani odda tak jak Jasia oddała jego mama…
To był dla mnie cios. Zrozumiałam, że próbując ratować jedno dziecko, ranię drugie.
Wieczorem usiadłam z Tomkiem i Zosią przy stole.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam drżącym głosem. – Jaś zostaje z nami. Ale musimy być razem w tym wszystkim. Jeśli ktoś czuje się źle… musimy o tym mówić.
Tomek długo milczał.
– Kocham cię, Anka. Ale boję się, że nasza rodzina tego nie wytrzyma.
Zosia wtuliła się we mnie:
– Mamo, ja chcę żeby Jaś został. Ale czy ty mnie też kochasz?
Płakałyśmy obie.
Minęły dwa lata. Jaś mówi do mnie „mamo”. Magda przysłała raz kartkę na święta – bez adresu zwrotnego. Czasem śni mi się jej twarz – piękna i obca zarazem.
Dziś wiem jedno: miłość to nie tylko więzy krwi. To wybór powtarzany każdego dnia – nawet wtedy, gdy boli.
Czasem patrzę na Jasia i zastanawiam się: czy zrobiłam dobrze? Czy miałam prawo decydować za innych? A może właśnie tak wygląda prawdziwa rodzina – tam gdzie ktoś chce być matką, nawet jeśli nie musi?
Czy wy bylibyście gotowi przyjąć cudze dziecko jak własne? Czy miłość naprawdę potrafi pokonać wszystko?