Osobne życie, osobne serca – historia Magdy i Bartka

Już pierwszego wieczoru, gdy Bartek wrócił z pracy i rzucił: „Magda, musimy pogadać”, poczułam, że coś się kończy. Siedziałam przy stole w kuchni, z kubkiem zimnej już herbaty, a on stał w progu, jakby nie mógł się zdecydować, czy wejść dalej. W powietrzu wisiała cisza, którą przerywał tylko szum lodówki i odgłosy telewizora z pokoju dzieci.

– Magda, ja… ja nie wiem, czy to ma sens – zaczął niepewnie. – Może powinniśmy spróbować żyć osobno? Przynajmniej na jakiś czas.

Zamarłam. Przez chwilę miałam wrażenie, że to jakiś żart. Ale Bartek patrzył na mnie poważnie, z tym swoim zmęczonym wzrokiem, który ostatnio widywałam coraz częściej.

– Osobno? – powtórzyłam głucho. – A dzieci? A dom?

– Dzieci są już duże. Zosia ma czternaście lat, Kuba jedenaście. Poradzą sobie. Zresztą… i tak ciągle się kłócimy. Ty wiecznie w pracy albo z tymi swoimi kursami online, ja wracam i nawet nie mam gdzie usiąść, bo wszędzie twoje papiery…

Zacisnęłam dłonie na kubku. Przez głowę przelatywały mi obrazy: nasze wspólne wakacje nad morzem, święta u mojej mamy w Lublinie, pierwsze dni po narodzinach Zosi…

– Bartek, przecież to wszystko przez to, że muszę pracować! – wybuchłam. – Twoja pensja ledwo starcza na rachunki! Gdyby nie moja praca zdalna i korepetycje, nie mielibyśmy na nowe buty dla dzieci!

– Ja nie mówię, że to twoja wina – odparł cicho. – Po prostu… ja już nie daję rady. Chcę spokoju.

Wyszedł do salonu i zamknął za sobą drzwi. Zostałam sama w kuchni, z uczuciem pustki i rozpaczy.

Następnego dnia Bartek spakował kilka rzeczy i pojechał do swojej matki na Słoneczną. Dzieci patrzyły na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Mamo, tata nas zostawia? – zapytała Zosia drżącym głosem.

– Nie kochanie – przytuliłam ją mocno. – Tata musi przemyśleć pewne sprawy.

Ale sama nie wierzyłam w swoje słowa.

Przez pierwsze dni czułam się jak automat. Wstawałam rano, szykowałam śniadanie, odwoziłam Kubę na trening piłki nożnej, potem siadałam do pracy przy komputerze. Wieczorami płakałam do poduszki, żeby dzieci nie słyszały.

Bartek dzwonił rzadko. Najczęściej pytał o dzieci albo czy zapłaciłam za prąd. U mamy miał wszystko podane pod nos: obiad na stole, wyprasowane koszule, nawet skarpetki poukładane kolorami. Czułam narastającą złość i żal.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie jego matka.

– Magda, co ty wyprawiasz? Bartek jest wykończony! Ty tylko praca i praca! Kobieta powinna dbać o dom!

– Pani Haniu – odpowiedziałam spokojnie – a kto zapłaci za kredyt? Za zajęcia dzieci? Za leki dla Bartka?

– Kiedyś ludzie żyli skromniej i byli szczęśliwsi! – usłyszałam w odpowiedzi i odłożyłam słuchawkę.

W pracy też nie było łatwo. Szefowa zaczęła wymagać coraz więcej: „Magda, musisz być bardziej dyspozycyjna! Inni pracują po godzinach!”. A ja przecież byłam sama z dwójką dzieci.

Wieczorami dzwoniła do mnie moja siostra Karolina.

– Magda, nie daj się zwariować. Bartek zawsze był wygodny. Pamiętasz, jak jeszcze przed ślubem mówił ci, że kobieta powinna siedzieć w domu?

– Pamiętam… Ale wtedy myślałam, że żartuje.

– On nigdy nie żartował z takich rzeczy.

Zaczęły się plotki w rodzinie. Ciotka Ela zadzwoniła z pytaniem:

– Magda, słyszałam, że się rozstaliście? To przez tę twoją karierę?

Czułam się osaczona. Nawet sąsiadka spod trójki zaczęła mi się przyglądać z ukosa.

Dzieci przeżywały to po swojemu. Zosia zamknęła się w pokoju i przestała rozmawiać ze mną o czymkolwiek poza szkołą. Kuba zaczął mieć problemy z nauką i coraz częściej wracał smutny z treningów.

Pewnego wieczoru usiadłam z nimi przy stole.

– Kochani… wiem, że jest wam ciężko. Mi też jest bardzo trudno. Ale musimy być razem i wspierać się nawzajem.

Zosia spojrzała na mnie ze łzami w oczach:

– Mamo… czy tata wróci?

Nie umiałam odpowiedzieć.

Tymczasem Bartek coraz bardziej przyzwyczajał się do wygód u mamy. Zaczął spotykać się ze starymi kolegami z technikum – piwo w pubie „Pod Dębem”, mecze Legii w telewizji… Czasem dzwonił do dzieci i obiecywał zabrać je na lody czy do kina, ale rzadko dotrzymywał słowa.

Po miesiącu zadzwonił do mnie niespodziewanie:

– Magda… może byśmy spróbowali jeszcze raz? Może wrócę do domu?

Zamarłam. Przez ten miesiąc nauczyłam się radzić sobie sama. Zaczęłam chodzić na jogę z Karoliną, wieczorami czytałam książki zamiast czekać na Bartka z kolacją. Nawet dzieci wydawały się spokojniejsze.

– Bartek… a co się zmieniło? – zapytałam ostrożnie.

– No… może mógłbym trochę pomóc w domu? Może ty byś mniej pracowała?

Poczułam narastającą irytację.

– Czyli mam rzucić pracę i wrócić do garów? – zapytałam gorzko.

– Nie o to chodzi… Po prostu chcę mieć normalny dom!

– A ja chcę mieć normalnego partnera! Takiego, który rozumie, że życie to nie tylko obiad na stole!

Rozłączyliśmy się bez porozumienia.

Tego wieczoru długo rozmawiałam z dziećmi.

– Kochani… tata chce wrócić. Ale ja nie wiem, czy to ma sens. Czy wy chcecie?

Kuba wzruszył ramionami:

– Ja chcę tylko, żebyście przestali się kłócić.

Zosia spojrzała na mnie poważnie:

– Mamo… jeśli będziesz szczęśliwa bez taty, to ja też dam radę.

Te słowa dały mi siłę.

Kolejne tygodnie mijały szybko. Bartek próbował jeszcze kilka razy wrócić do domu – raz przyniósł kwiaty (które zwiędły po dwóch dniach), innym razem zaproponował rodzinny obiad u jego mamy (odmówiłam). W końcu przestał dzwonić.

W pracy dostałam awans – zostałam koordynatorką projektów edukacyjnych online. Dzieci zaczęły lepiej radzić sobie w szkole; Kuba strzelił pierwszego gola na meczu ligowym, Zosia wygrała konkurs recytatorski.

Pewnego popołudnia spotkałam Bartka na rynku. Stał pod sklepem spożywczym z siatką zakupów dla mamy.

– Magda… wszystko już jasne? – zapytał cicho.

– Tak – odpowiedziałam spokojnie. – Już wiem, czego chcę od życia.

Spojrzał na mnie długo i odszedł bez słowa.

Wieczorem usiadłam przy oknie z kubkiem herbaty i patrzyłam na światła miasta. Przez głowę przelatywały mi myśli: Czy naprawdę trzeba było aż takiego trzęsienia ziemi, żeby zobaczyć własną wartość? Czy kobieta w Polsce zawsze musi wybierać między sobą a rodziną?

A może czasem trzeba pozwolić odejść temu, co nas rani – żeby zrobić miejsce dla czegoś nowego?