Pięć lat temu pożyczyliśmy teściom dużą sumę. Mąż chce zapomnieć, mama nalega na zwrot. Rozdarcie między rodzinami i sumieniem.
— I co teraz zamierzasz zrobić? — głos mojej mamy przeszył ciszę kuchni, kiedy wieczorem znowu wróciłam do domu. Siedziała przy stole, z filiżanką herbaty, patrząc na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem, który zawsze sprawiał, że czułam się jak dziecko przyłapane na kłamstwie.
— Mamo, nie wiem… — westchnęłam, opierając się o blat. — Przecież to nie jest takie proste.
— Proste? — powtórzyła z ironią. — Pięć lat temu pożyczyliście im trzydzieści tysięcy złotych. To nie są drobne. A ty chcesz udawać, że nic się nie stało?
W głowie miałam mętlik. Przed oczami stanął mi tamten dzień sprzed pięciu lat, kiedy teściowie przyszli do nas z prośbą o pomoc. Było lato, upalne popołudnie. Siedzieliśmy w salonie, a teściowa ściskała w dłoniach chusteczkę.
— Kochani, wiemy, że to dużo… Ale naprawdę nie mamy wyjścia. Bank nam odmówił kredytu, a musimy spłacić długi po firmie taty — mówiła wtedy cicho.
Patrzyłam na męża, Michała. Bez słowa skinął głową. Wtedy nie miałam wątpliwości — pomagamy rodzinie. Przecież gdyby moi rodzice byli w potrzebie, też bym chciała, żeby ktoś im pomógł.
Ale czas mijał. Teściowie powoli wychodzili na prostą, kupili nowy samochód, pojechali na wakacje do Chorwacji. O pożyczce nie wspomnieli ani słowem.
— Może powinniśmy im przypomnieć? — zapytałam Michała kilka miesięcy temu.
— Daj spokój — machnął ręką. — To moi rodzice. Wiesz, ile nam pomogli przez lata? Zresztą… może lepiej zapomnijmy o tych pieniądzach.
Od tamtej pory temat wracał jak bumerang. Mama nie dawała za wygraną.
— To nie chodzi tylko o pieniądze — mówiła stanowczo. — Chodzi o zasady. Jak raz pozwolisz się wykorzystać, to już zawsze będą cię tak traktować.
Wiedziałam, że przesadza. Ale czy na pewno? Zaczęłam zauważać drobiazgi: teściowa przynosiła nam ciasto na święta, ale nigdy nie zapytała, czy czegoś potrzebujemy. Teść kupił nowy telewizor i chwalił się nim przy każdej okazji.
W końcu postanowiłam porozmawiać z Michałem jeszcze raz.
— Michał… — zaczęłam ostrożnie pewnego wieczoru, kiedy dzieci już spały. — Nie daje mi to spokoju. Moja mama uważa, że powinniśmy poprosić twoich rodziców o zwrot pieniędzy.
Spojrzał na mnie z irytacją.
— Twoja mama zawsze wszystko wie najlepiej — rzucił z przekąsem.
— To nie tak… Po prostu… To była duża suma. Sami teraz mamy kredyt na mieszkanie, dzieci rosną…
— Chcesz się pokłócić z moimi rodzicami o pieniądze? — przerwał mi ostro. — Naprawdę tego chcesz?
Zamilkłam. Nie chciałam kłótni. Ale czułam się coraz bardziej rozdarta.
Kilka dni później spotkałam się z siostrą Michała, Kasią. Siedziałyśmy w kawiarni przy rynku.
— Słuchaj… — zaczęłam niepewnie. — Czy twoi rodzice kiedyś wspominali o tej pożyczce?
Kasia spojrzała na mnie zaskoczona.
— Wiesz co… Mama mówiła coś kiedyś, że „dobrze mieć taką córkę jak ty”, ale nie wiem, czy chodziło o pieniądze…
Poczułam ukłucie żalu i wstydu jednocześnie. Czy naprawdę byliśmy dla nich tylko portfelem?
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: lojalność wobec męża kontra poczucie sprawiedliwości; wdzięczność za pomoc w przeszłości kontra teraźniejsze potrzeby naszej rodziny; oczekiwania mojej mamy kontra milczenie teściów.
W końcu postanowiłam działać. Napisałam list do teściów:
„Kochani,
Chciałam wrócić do tematu naszej pożyczki sprzed kilku lat. Wiem, że sytuacja była wtedy trudna i cieszę się, że wszystko się ułożyło. My też mamy teraz sporo wydatków i zastanawiam się, czy moglibyśmy ustalić jakiś plan spłaty tej kwoty? Nie chcę, żeby to było dla Was obciążeniem, ale dla nas to ważne.”
Pokazałam list Michałowi.
— Zwariowałaś? — wybuchł. — Chcesz ich upokorzyć? Przecież oni nigdy by nas nie poprosili o zwrot!
— Ale to były nasze wspólne pieniądze! — odpowiedziałam z płaczem. — Czy moje zdanie nic się nie liczy?
Przez kilka dni w domu panowała lodowata atmosfera. Michał prawie się do mnie nie odzywał. Ja chodziłam jak struta.
Aż w końcu przyszła odpowiedź od teściów:
„Droga Aniu,
Dziękujemy za Twój list i przepraszamy, jeśli poczuliście się pominięci. Myśleliśmy, że skoro Michał nic nie mówił, to temat jest zamknięty. Oczywiście zaczniemy Wam oddawać pieniądze w ratach.”
Poczułam ulgę… i smutek jednocześnie. Czy naprawdę musiało dojść do takiego napięcia? Czy można było to rozwiązać inaczej?
Michał długo nie mógł mi wybaczyć tej „zdrady”. Mama triumfowała: „A nie mówiłam?”. Ja jednak czułam się pusta w środku.
Dziś minęło kilka miesięcy od tamtej rozmowy. Teściowie oddają nam pieniądze powoli, ale relacje są chłodniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Michał zamknął się w sobie, a ja coraz częściej zastanawiam się: czy warto było upominać się o sprawiedliwość kosztem rodzinnych więzi?
Czy można być lojalnym wobec wszystkich naraz? Czy zawsze trzeba wybierać między sercem a rozumem?