Pokój, który zmienił wszystko – historia o rodzinnych granicach i samotności

Wszystko zaczęło się w środku nocy. Obudził mnie szelest walizki i cichy szept mamy: „Cicho, żeby nie obudzić Oliwii”. Ale ja już nie spałam. Leżałam w swoim łóżku, czując jak serce wali mi w piersi. Wiedziałam, co się święci – od tygodnia mama powtarzała, że „trzeba pomóc rodzinie”, że „u nas zawsze znajdzie się miejsce dla kogoś w potrzebie”. Ale nie sądziłam, że to miejsce będzie moim pokojem.

Kiedy rano weszłam do kuchni, zobaczyłam ją – moją kuzynkę Maję. Siedziała przy stole w mojej bluzie, z kubkiem kawy w ręku i miną, jakby była tu od zawsze. Mama uśmiechnęła się do mnie nerwowo.

– Oliwka, Maja zostanie u nas na jakiś czas. Wiesz, jej mama wyjechała do Niemiec, a tata… – urwała, bo wiedziała, że nie znoszę tych tłumaczeń. – Przez chwilę będziecie dzielić pokój.

– Przez chwilę? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – A gdzie ja mam spać?

– Przecież masz kanapę w salonie – rzuciła Maja z uśmiechem, jakby to była najlepsza opcja na świecie.

Zacisnęłam pięści. To był mój pokój. Moje książki, plakaty, sekrety. Wszystko nagle stało się niczyje.

Pierwsze dni były jak zły sen. Maja rozpakowała się na dobre – jej ubrania wisiały na moich wieszakach, kosmetyki rozlały się po całej półce w łazience. Mama chodziła wokół niej na palcach, gotowała jej ulubione naleśniki i pytała: „Dobrze się czujesz? Potrzebujesz czegoś?”. Ja byłam przezroczysta.

Pewnej nocy nie wytrzymałam. Weszłam do swojego dawnego pokoju po książkę. Maja leżała na łóżku z telefonem.

– Czego chcesz? – zapytała bez podnoszenia wzroku.

– To jest mój pokój – wysyczałam przez zęby.

– Już nie – odpowiedziała spokojnie. – Twoja mama powiedziała, że mam tu mieszkać, dopóki nie wróci moja mama z Niemiec.

Wybiegłam na klatkę schodową i rozpłakałam się jak dziecko. Czułam się zdradzona przez własną rodzinę.

Z czasem sytuacja tylko się pogarszała. Maja zaczęła zapraszać koleżanki ze szkoły. Śmiały się głośno, plotkowały o chłopakach i malowały paznokcie na moim biurku. Kiedy próbowałam wejść do środka, słyszałam tylko:

– Zamknij drzwi! Trochę prywatności!

Mama była zachwycona Mają. „Taka grzeczna dziewczyna”, „Pomaga mi w kuchni”, „Nie to co ty, Oliwka, wiecznie naburmuszona”.

Pewnego dnia wróciłam ze szkoły i zobaczyłam, że moje stare pamiętniki leżą otwarte na łóżku. Maja czytała je razem z koleżanką.

– Oddaj to! – krzyknęłam i wyrwałam jej zeszyt z rąk.

– Spokojnie, tylko się śmiałyśmy z twoich wpisów o Bartku – parsknęła śmiechem.

Poczułam upokorzenie tak głębokie, że nie mogłam złapać tchu. Wybiegłam z domu i długo błąkałam się po osiedlu.

Wieczorem mama próbowała ze mną rozmawiać.

– Oliwka, musisz być bardziej wyrozumiała. Maja nie ma łatwo…

– A ja mam?! – przerwałam jej. – To już nie jest mój dom!

Mama spojrzała na mnie z wyrzutem.

– Przesadzasz. To tylko pokój.

Ale to nie był tylko pokój. To było moje życie.

Zaczęłam coraz częściej nocować u przyjaciółki, Zosi. Jej mama patrzyła na mnie ze współczuciem i zawsze pytała: „Co tym razem?”. Zosia była jedynaczką i nie rozumiała mojej sytuacji.

– Powiedz im wszystko! – namawiała mnie. – Nie możesz być wiecznie tą gorszą!

Ale ja nie umiałam walczyć o siebie. W domu czułam się jak intruz.

Pewnego dnia wróciłam wcześniej ze szkoły i usłyszałam rozmowę mamy z ciocią przez telefon:

– Tak, Maja świetnie się tu odnalazła… Tak, Oliwia trochę marudzi… No wiesz jaka ona jest…

Poczułam się zdradzona po raz kolejny.

Wkrótce zaczęły się kłopoty w szkole. Nie mogłam się skupić na lekcjach, oceny leciały w dół. Nauczycielka od polskiego zapytała mnie po lekcji:

– Oliwia, co się dzieje? Zawsze byłaś taka pilna…

Nie odpowiedziałam. Wstydziłam się przyznać do tego chaosu w domu.

W końcu nadszedł dzień, kiedy wybuchłam. Było to podczas rodzinnego obiadu. Mama chwaliła Maję za kolejną piątkę z matematyki.

– A Oliwia? – zapytała babcia.

– Oliwia ostatnio się pogubiła – westchnęła mama.

Wstałam od stołu i rzuciłam:

– Może gdybym miała swój pokój i ktoś mnie zauważał, też bym miała piątki!

Zapadła cisza. Babcia spojrzała na mamę z wyrzutem.

Po obiedzie babcia poprosiła mnie na bok.

– Dziecko, musisz mówić o swoich uczuciach. Twoja mama myśli, że jesteś silna…

– A ja już nie jestem silna – wyszeptałam.

Babcia przytuliła mnie mocno.

Od tego dnia coś zaczęło się zmieniać. Babcia coraz częściej dzwoniła do mamy i przypominała jej o mnie. Mama zaczęła pytać: „Jak ci minął dzień?”, „Chcesz pogadać?”. Ale ja już byłam daleko – zamknięta w sobie.

Maja mieszkała z nami jeszcze pół roku. Kiedy wyjeżdżała do Niemiec do swojej mamy, zostawiła mi kartkę: „Dzięki za wszystko. Wiem, że było ci ciężko”.

Nie odpowiedziałam jej nigdy na tę wiadomość.

Dziś mam już własny pokój i własne życie. Ale czasem budzę się w nocy i czuję tamten ból samotności i zdrady. Czy można naprawdę wybaczyć rodzinie to, że przestaje być twoim domem? Czy wy też mieliście kiedyś poczucie, że wasze miejsce zostało wam odebrane?