Pomóżcie! Synowa płacze przez stare meble – czy to ja jestem winna?

– Nie rozumiem, dlaczego musisz się tak upierać przy tych starych gratów! – głos Kasi, mojej synowej, odbijał się echem po kuchni. Stała przy zlewie, z rękami opartymi o blat, a jej oczy błyszczały łzami i złością. Mój syn, Tomek, próbował ją uspokoić, ale tylko pogarszał sprawę.

– Mamo, może po prostu zostawmy to na razie? – rzucił bezradnie, patrząc na mnie z prośbą w oczach.

A ja stałam jak wryta, ściskając w dłoniach filiżankę po mojej mamie. Tę samą, z której piłam herbatę jako dziecko. Właśnie dlatego chciałam przekazać im te meble – stary kredens po babci, dębowy stół, który pamiętał jeszcze czasy PRL-u. Dla mnie to były skarby, kawałek rodzinnej historii. Dla Kasi – tylko niepotrzebny balast.

Wszystko zaczęło się kilka tygodni wcześniej. Tomek i Kasia kupili mieszkanie na obrzeżach Warszawy. Byli tacy dumni! Pamiętam, jak Kasia pokazywała mi zdjęcia z remontu: białe ściany, nowoczesna kuchnia, minimalistyczne meble z IKEI. Wtedy pomyślałam: „Może przyda im się coś z naszego domu? Przecież nie wszystko trzeba wyrzucać!”. Zapytałam Tomka, czy nie chcieliby zabrać kredensu i stołu. Ucieszył się – albo tak mi się wydawało.

Kilka dni później zadzwoniła Kasia.

– Pani Aniu, bardzo dziękujemy za propozycję, ale my już mamy wszystko zaplanowane… – zaczęła ostrożnie.

– Ale to porządne meble! – przerwałam jej. – Takich już nie robią. Kredens jest z litego drewna, a stół… pamiętasz, Tomek, ile razy przy nim świętowaliśmy?

Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza.

– Wiem, ale… my chcemy mieć coś swojego. Nowego. – Jej głos był cichy, ale stanowczy.

Poczułam ukłucie żalu. Czy naprawdę te wszystkie lata wspólnych obiadów i świąt nic dla niej nie znaczą? Czy to ja jestem zbyt sentymentalna?

Od tamtej rozmowy coś się zmieniło. Kasia stała się chłodna i zdystansowana. Tomek coraz rzadziej dzwonił. W końcu zaprosili mnie na obiad do siebie – pierwszy raz od przeprowadzki.

Przyniosłam ciasto i… zdjęcie babci przy kredensie. Chciałam pokazać Kasi, jak ważne są dla mnie te rzeczy. Może wtedy zrozumie? Niestety, tylko dolałam oliwy do ognia.

– Mamo, naprawdę nie musisz nas przekonywać – powiedział Tomek, kiedy zobaczył zdjęcie.

Kasia odsunęła się ode mnie i wyszła do łazienki. Słyszałam jej cichy płacz przez zamknięte drzwi.

Po powrocie do domu długo siedziałam w fotelu i patrzyłam na pusty kredens. Przypominałam sobie czasy, gdy byłam młodą żoną i wszystko wydawało się prostsze. Moja teściowa też próbowała mi coś narzucić – wtedy byłam wściekła i obiecałam sobie, że nigdy nie będę taka wobec swoich dzieci.

A jednak historia zatoczyła koło.

Następnego dnia zadzwonił Tomek.

– Mamo, Kasia jest bardzo przytłoczona tą sytuacją. Ona czuje się oceniana… My chcemy sami urządzić nasze życie.

Zaniemówiłam. Czy naprawdę byłam aż tak nachalna? Przecież chciałam dobrze! Chciałam tylko podzielić się kawałkiem naszej historii…

Przez kolejne dni unikałam kontaktu z synem i synową. Czułam się winna i upokorzona. Zaczęłam wątpić w swoje intencje: czy rzeczywiście chodziło mi o rodzinne pamiątki, czy może nie umiem pogodzić się z tym, że dzieci dorosły i mają własne życie?

Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie moja siostra, Basia.

– Anka, musisz odpuścić – powiedziała stanowczo. – Pamiętasz, jak mama próbowała ci wcisnąć swoje firanki? Też byłaś wściekła!

Zaśmiałam się przez łzy.

– Ale to co innego… To przecież nasze meble! Nasza historia!

– Ich historia dopiero się zaczyna – odpowiedziała Basia cicho.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim. Może rzeczywiście powinnam pozwolić im żyć po swojemu? Może czasem trzeba odpuścić i pozwolić odejść przeszłości?

Kilka dni później spotkałyśmy się z Kasią na kawie. Była spięta i zmęczona.

– Przepraszam cię – powiedziałam cicho. – Chciałam dobrze, ale chyba przesadziłam.

Kasia spojrzała na mnie z ulgą.

– Ja też przepraszam… Po prostu… Chcemy mieć coś swojego. Ale obiecuję ci jedno: jeśli kiedyś będziemy mieli dom z dużą jadalnią, zabierzemy ten stół i kredens. Dobrze?

Uśmiechnęłyśmy się do siebie przez łzy.

Dziś kredens stoi nadal w mojej kuchni. Może kiedyś trafi do wnuków? A może zostanie tu na zawsze? Jedno wiem na pewno: czasem trzeba pozwolić dzieciom żyć po swojemu, nawet jeśli serce pęka.

Czy naprawdę tak trudno pogodzić się z tym, że dzieci mają własne marzenia? Czy każda matka musi kiedyś nauczyć się odpuszczać?