Przypomniałam sobie, że kocham – historia o tym, jak łatwo zgubić siebie w codzienności
Drzwi trzasnęły tak głośno, że aż podskoczyłam na kanapie. – Znowu wychodzisz? – zapytałam, choć znałam odpowiedź. Michał nawet nie spojrzał mi w oczy. – Muszę jechać do firmy, coś się zawaliło – rzucił przez ramię, łapiąc kluczyki do samochodu. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, już go nie było. Zostałam sama z ciszą, która bolała bardziej niż najgorsza kłótnia.
To był trzeci wieczór z rzędu, kiedy wracał późno. Nasza córka, Zosia, spała już od dawna, a ja siedziałam w salonie, patrząc na zegar i próbując nie myśleć o tym, co podpowiadała mi intuicja. W głowie miałam tylko jedno pytanie: czy to już koniec?
Jeszcze kilka lat temu byliśmy szczęśliwi. Michał był czuły, troskliwy, potrafił rozśmieszyć mnie nawet w najgorszy dzień. Ale potem przyszły kredyty, praca po godzinach, wieczne zmęczenie i rutyna. Przestaliśmy ze sobą rozmawiać. Każde z nas zamknęło się w swoim świecie – ja w obowiązkach domowych i opiece nad Zosią, on w pracy i coraz częstszych wyjazdach służbowych.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie moja siostra, Magda. – Widziałam Michała w galerii handlowej z jakąś kobietą – powiedziała bez ogródek. – Trzymali się za ręce. Przepraszam, ale musisz to wiedzieć.
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Przez chwilę nie mogłam oddychać. – Może to jakaś koleżanka z pracy… – próbowałam się bronić, ale głos mi drżał. Magda milczała przez chwilę. – Martwię się o ciebie, Aniu. Nie udawaj, że wszystko jest w porządku.
Odłożyłam słuchawkę i rozpłakałam się jak dziecko. W głowie miałam mętlik: złość na Michała, żal do siebie, że nie zauważyłam wcześniej sygnałów, i strach przed tym, co będzie dalej.
Wieczorem Michał wrócił później niż zwykle. Usiadł przy stole i zaczął przeglądać telefon. Zebrałam się na odwagę:
– Michał… musimy porozmawiać.
Spojrzał na mnie niechętnie.
– O czym?
– O nas. O tym, co się z nami dzieje.
Wzruszył ramionami.
– Nie mam teraz siły na rozmowy. Jestem zmęczony.
– Michał, czy ty mnie jeszcze kochasz?
Zamilkł na dłuższą chwilę.
– Nie wiem…
Te słowa bolały bardziej niż zdrada. Przez następne dni żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Unikaliśmy siebie nawzajem, rozmawialiśmy tylko o Zosi i rachunkach. W końcu nie wytrzymałam i pojechałam do rodziców na weekend.
Mama przyjęła mnie bez słowa pytania. Wiedziała wszystko po mojej minie. Wieczorem usiadłyśmy razem w kuchni.
– Aniu… – zaczęła delikatnie – czy ty jesteś szczęśliwa?
Zacisnęłam dłonie na kubku herbaty.
– Nie wiem już nawet, co to znaczy…
Mama pogładziła mnie po włosach.
– Czasem trzeba pozwolić sobie na ból i płacz. Ale potem trzeba podjąć decyzję: walczyć albo odejść.
Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Michała nie było – zostawił tylko kartkę: „Muszę przemyśleć wszystko. Nie dzwoń.”
Zosia pytała codziennie o tatę. Kłamałam jej w żywe oczy: „Tata pracuje”. Czułam się podle.
Po tygodniu Michał wrócił. Był blady i przygaszony.
– Musimy pogadać – powiedział cicho.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy stole.
– Aniu… Ja cię zdradziłem – wyznał bez ogródek. – Ale to nie była tylko moja wina. Odsunęliśmy się od siebie dawno temu. Przepraszam…
Łzy same popłynęły mi po policzkach.
– Dlaczego? Dlaczego nie powiedziałeś wcześniej?
– Bałem się twojej reakcji… Bałem się wszystkiego. Że cię stracę, że Zosia mnie znienawidzi…
Przez kilka dni nie rozmawialiśmy prawie wcale. Michał spał na kanapie, ja zamykałam się z Zosią w sypialni. W końcu przyszła Magda i postawiła mnie do pionu:
– Albo mu wybaczysz i spróbujecie od nowa, albo go zostawisz i zaczniesz żyć dla siebie! Ale nie możesz tak wisieć między jednym a drugim!
Wiedziałam, że ma rację. Wieczorem usiadłam z Michałem przy stole.
– Chcę spróbować jeszcze raz – powiedziałam drżącym głosem. – Ale musisz mi pomóc odbudować zaufanie.
Michał skinął głową ze łzami w oczach.
– Zrobię wszystko…
Nie było łatwo. Były łzy, krzyki, ciche dni i noce pełne lęku o przyszłość. Ale zaczęliśmy rozmawiać – szczerze, bez udawania. Poszliśmy razem na terapię małżeńską. Michał zerwał kontakt z tamtą kobietą i zaczął spędzać więcej czasu z nami.
Najtrudniej było przebaczyć – nie jemu, tylko sobie za to, że pozwoliłam nam się tak oddalić.
Minął rok od tamtych wydarzeń. Dziś siedzimy razem na balkonie, patrzymy jak Zosia bawi się na placu zabaw pod blokiem.
Michał ściska moją dłoń i mówi:
– Dziękuję ci za drugą szansę.
Uśmiecham się przez łzy.
– Ja też dziękuję…
Czasem myślę: czy można naprawdę zapomnieć o bólu? Czy da się pokochać od nowa tę samą osobę? A może najważniejsze to nauczyć się kochać siebie na nowo? Co wy o tym sądzicie?