Zabrał mi kotlety z talerza i powiedział, że muszę schudnąć: Jak zostałam „winna” własnego macierzyństwa
Zanim zdążyłam przełknąć pierwszy kęs obiadu, Paweł wyciągnął mi z talerza dwa kotlety i rzucił przez zęby: „Musisz schudnąć. Jak będziesz tak wyglądać, to nie miej do mnie pretensji, jeśli zacznę się oglądać za innymi”. Zamarłam. Dzieci patrzyły na nas szeroko otwartymi oczami, a ja poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. To był zwykły piątek – a jednak wszystko się zmieniło.
Mam na imię Marta. Mam 36 lat, trójkę dzieci i coraz mniej siebie samej. Jeszcze kilka lat temu byłam energiczną, uśmiechniętą dziewczyną z marzeniami o własnej firmie. Dziś jestem matką na pełen etat, żoną, kucharką, sprzątaczką i – jak się okazuje – winowajczynią własnego wyglądu.
Poznałam Pawła na studiach w Krakowie. Był duszą towarzystwa, zawsze otoczony ludźmi. Wydawało mi się wtedy, że przy nim będę bezpieczna. Po ślubie przeprowadziliśmy się do jego rodzinnego miasta pod Tarnowem. Paweł dostał pracę w urzędzie, ja – tuż po narodzinach pierwszego syna – zostałam w domu. „To tylko na chwilę, potem wrócisz do pracy” – powtarzał. Minęło osiem lat.
Nasza rodzina powiększała się: najpierw był Kuba, potem Lena, a dwa lata temu pojawiła się Hania. Każde dziecko to była walka – o miejsce w przedszkolu, o pieniądze na pieluchy, o chwilę snu. Paweł coraz częściej wracał późno z pracy. „Zmęczony jestem, daj mi spokój” – mówił, gdy próbowałam opowiedzieć mu o swoim dniu.
Moja mama powtarzała: „Marta, dzieci są najważniejsze”. Teściowa – pani Jadwiga – miała inną mantrę: „Paweł musi mieć zadbaną żonę. Mężczyzna lubi patrzeć na ładne rzeczy”. Słuchałam tego przez lata, aż przestałam słyszeć własne myśli.
Wszystko zaczęło się sypać po trzecim porodzie. Zawsze byłam szczupła – 55 kilo przy 170 cm wzrostu. Teraz waga pokazuje 82. Próbowałam ćwiczyć z YouTube’em, ale Hania płakała, Lena chciała pić kakao, a Kuba nie mógł znaleźć zeszytu do matematyki. Zamiast fitnessu – pranie i gotowanie.
Paweł nie pomagał. „Ty siedzisz cały dzień w domu, ja pracuję!” – krzyczał podczas kłótni. Gdy prosiłam go o wsparcie przy dzieciach, przewracał oczami: „Nie przesadzaj, nasze matki miały gorzej”.
Pamiętam dzień, kiedy Lena dostała gorączki. Byłam sama – Paweł miał „ważne spotkanie”. Trzymałam ją na rękach przez całą noc, a rano musiałam zawieźć Kubę do szkoły i zrobić zakupy. W sklepie spojrzałam w lustro przy kasie: rozczochrane włosy, podkrążone oczy, dres z plamą po kaszce. „Kiedy ostatni raz byłam u fryzjera?” – pomyślałam i poczułam łzy pod powiekami.
Wieczorem Paweł wrócił i rzucił: „Znowu wyglądasz jakbyś uciekła z pola bitwy”. Próbowałam żartować: „Może powinnam zostać wojowniczką?”. On tylko wzruszył ramionami.
Zaczęły się docinki przy stole:
– Może nie jedz już tych ziemniaków? – rzucał Paweł.
– A może byś poszła pobiegać zamiast siedzieć przed telewizorem?
– Widzisz Ankę z sąsiedztwa? Trójka dzieci i jakoś wygląda.
Czułam się coraz gorzej. Próbowałam rozmawiać z mamą:
– Mamo, Paweł mnie rani tymi słowami…
– Córciu, faceci tacy są. Musisz dbać o siebie dla niego.
Zadzwoniłam do mojej siostry Magdy:
– Magda, ja już nie daję rady…
– Marta! Zostaw go z dziećmi na weekend i wyjedź do mnie do Warszawy! Zobaczysz świat poza pieluchami!
Nie mogłam sobie na to pozwolić. Kto by ogarnął dom? Kto zrobi zakupy? Kto zawiezie Kubę na trening?
Pewnego dnia Lena zapytała:
– Mamo, czemu tata mówi ci takie rzeczy?
Zatkało mnie.
– Bo tata czasem nie rozumie, jak bardzo mama się stara – odpowiedziałam cicho.
Wtedy postanowiłam porozmawiać z Pawłem poważnie.
Wieczorem usiadłam obok niego na kanapie:
– Paweł… Czy ty mnie jeszcze kochasz?
Spojrzał na mnie z irytacją:
– O co ci chodzi? Przecież wszystko masz! Dom, dzieci…
– Ale ja już nie czuję się sobą. Czuję się jak cień.
– To twoja wina! Każda kobieta po dzieciach trochę się ogarnia. Popatrz na siebie! Ja muszę dobrze wyglądać w pracy!
Nie wytrzymałam:
– A ja? Ja nie mam prawa być zmęczona? Nie mam prawa być sobą?
– Przestań dramatyzować! Jak ci się nie podoba – idź do pracy!
Zaczęłam szukać pracy zdalnej. Wysłałam kilka CV – bez odzewu. W małym mieście kobieta po przerwie wychowawczej jest nikim.
W tym wszystkim teściowa dolewała oliwy do ognia:
– Marta, może byś się trochę ogarnęła? Paweł ciężko pracuje…
– Pani Jadwigo, ja też ciężko pracuję!
– Ale ty siedzisz w domu…
Czułam się coraz bardziej samotna. Nawet dzieci zauważały napiętą atmosferę.
Kuba powiedział kiedyś:
– Mamo, czemu jesteś smutna?
Przytuliłam go mocno i rozpłakałam się pierwszy raz od lat przy dzieciach.
W końcu przyszedł dzień obiadu z kotletami. To był moment przełomowy.
Po kolacji zamknęłam się w łazience i patrzyłam długo w lustro. Zobaczyłam kobietę zmęczoną, zaniedbaną – ale też taką, która przetrwała wszystko dla swoich dzieci.
Następnego dnia zadzwoniłam do Magdy:
– Przyjadę do ciebie na weekend.
– Tak trzymaj! – krzyknęła siostra przez telefon.
Zostawiłam Pawła samego z dziećmi pierwszy raz od ośmiu lat. Pojechałam do Warszawy i przez dwa dni spałam do południa, poszłyśmy do kina i fryzjera. Poczułam się jak człowiek.
Po powrocie Paweł był naburmuszony:
– Fajnie ci było? Ja tu musiałem wszystko robić sam!
Spojrzałam mu prosto w oczy:
– Tak wygląda moje życie codziennie od lat.
Od tamtej pory zaczęło się coś zmieniać. Zaczęłam walczyć o siebie: zapisałam się na fitness raz w tygodniu (babcia pilnuje dzieci), kupiłam sobie nową sukienkę na wyprzedaży za 39 złotych i… zaczęłam mówić głośno o swoich potrzebach.
Paweł nie jest zachwycony zmianami:
– Co ty sobie myślisz? Że możesz robić co chcesz?
Odpowiadam spokojnie:
– Tak właśnie myślę.
Nie wiem jeszcze, dokąd mnie to zaprowadzi. Może będziemy musieli pójść na terapię małżeńską? Może rozstaniemy się na jakiś czas? Ale wiem jedno: nie pozwolę już nikomu zabrać mi kotletów z talerza ani godności z serca.
Czy naprawdę każda polska matka musi wybierać między sobą a rodziną? Czy szacunek należy się nam tylko wtedy, gdy wyglądamy jak z reklamy? Czekam na wasze historie…