Zawsze będziesz blisko mnie – opowieść o rodzinnych ranach i przebaczeniu

Wszystko zaczęło się od trzasku drzwi. Był środek nocy, a ja, trzymając w rękach kubek z zimną już herbatą, patrzyłam na moją matkę, która stała w przedpokoju z walizką. Jej twarz była czerwona od płaczu, a oczy – puste.

– Mamo, dokąd idziesz? – zapytałam drżącym głosem.

– Do cioci Zosi. Nie mogę tu dłużej zostać. Twój ojciec… – urwała, bo łzy znów napłynęły jej do oczu. – Nie pytaj mnie o nic, Aniu. Po prostu… muszę odejść.

Miałam wtedy siedemnaście lat. Mój młodszy brat, Michał, spał w swoim pokoju i nie wiedział jeszcze, że tej nocy nasza rodzina przestanie istnieć w dotychczasowej formie. Ojciec wrócił późno, jak zwykle po pracy w warsztacie samochodowym. W domu unosił się zapach benzyny i starego oleju. Zawsze mówił, że to zapach ciężkiej pracy, ale dla mnie był to zapach kłamstw i nieobecności.

Kiedy matka wyszła, ojciec wszedł do kuchni i spojrzał na mnie bez słowa. W jego oczach widziałam zmęczenie i coś jeszcze – może żal? Może strach? Nie wiem. Przez chwilę staliśmy naprzeciwko siebie w ciszy.

– Nie patrz tak na mnie, Anka – powiedział w końcu. – To nie twoja sprawa.

Ale to była moja sprawa. Wszystko było moją sprawą: krzyki za ścianą, ciche rozmowy przez telefon, łzy matki w łazience i milczenie ojca przy stole. Przez kolejne dni żyliśmy jak duchy. Michał pytał o mamę, a ja kłamałam, że wróci niedługo. Ojciec zamykał się w garażu i nie rozmawiał z nami prawie wcale.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę przez telefon:

– Nie mogę tak dłużej, Ewa… Ona już wie. Dzieci też coś podejrzewają… Tak, przyjdę jutro.

Ewa – imię, które miało zmienić wszystko. To była kochanka ojca, kobieta z sąsiedniej wsi. Matka dowiedziała się o niej przypadkiem – zobaczyła wiadomości na jego telefonie. Potem była awantura, płacz i w końcu ta noc, kiedy matka odeszła.

Przez kilka miesięcy żyliśmy w zawieszeniu. Matka nie wracała, a ojciec coraz częściej znikał na całe noce. Ja musiałam zająć się Michałem – gotować mu obiady, odrabiać z nim lekcje, pocieszać go, gdy płakał po nocach.

– Aniu, kiedy mama wróci? – pytał szeptem.

– Niedługo, Michaś. Musimy być dzielni.

Ale sama nie byłam dzielna. Każdego wieczoru płakałam do poduszki i przeklinałam ojca za to, co nam zrobił. Nienawidziłam go za zdradę i za to, że zostawił nas samych.

W końcu matka zadzwoniła.

– Aniu… Jak sobie radzicie?

– Jakoś… Michał tęskni za tobą.

– Ja też za wami tęsknię. Ale nie mogę wrócić do tego domu. Nie po tym wszystkim.

– Mamo… – głos mi się załamał. – Ja już nie wiem, co robić.

– Musisz być silna. Dla siebie i dla brata.

Przez kolejne tygodnie próbowałam być silna. Ale kiedy ojciec oznajmił nam przy kolacji:

– Ewa jest w ciąży. Będziemy mieli nowego brata albo siostrę,

coś we mnie pękło.

– Jak możesz?! – krzyknęłam. – Jak możesz tak po prostu zacząć nowe życie?!

Ojciec spuścił wzrok.

– Tak wyszło, Anka. Życie toczy się dalej.

Wybiegłam z domu i biegłam przed siebie przez pola aż do lasu za wsią. Tam usiadłam pod drzewem i płakałam tak długo, aż zabrakło mi łez.

Po kilku dniach matka zabrała mnie do siebie do miasta. Michał został z ojcem – nie chciał opuszczać szkoły ani kolegów. W nowym miejscu wszystko było inne: bloki zamiast domów z ogródkami, tramwaje zamiast rowerów, obcy ludzie na klatce schodowej.

Matka zaczęła pracować jako sprzątaczka w szkole podstawowej. Ja poszłam do liceum – nowa klasa, nowe twarze. Byłam zamknięta w sobie i nie potrafiłam nikomu zaufać. Każda wzmianka o rodzinie bolała jak rana.

W weekendy jeździłam do Michała. Ojciec był coraz bardziej nieobecny – zajęty Ewą i nowym dzieckiem. Michał zamknął się w sobie; przestał rozmawiać nawet ze mną.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Ewa.

– Aniu… Wiem, że mnie nienawidzisz. Ale twój ojciec jest chory. Ma raka trzustki… Lekarze nie dają mu wiele czasu.

Zamarłam.

– Dlaczego dopiero teraz mi mówisz?

– On nie chciał cię martwić… Prosił tylko o jedno: żebyś przyszła go zobaczyć.

Pojechałam do szpitala następnego dnia. Ojciec leżał blady na łóżku, podłączony do kroplówki. Wyglądał na starszego o dwadzieścia lat.

– Cześć, Anka… – wyszeptał słabo.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez chwilę tylko patrzyliśmy na siebie w milczeniu.

– Przepraszam cię… Za wszystko – powiedział cicho.

Łzy napłynęły mi do oczu.

– Dlaczego nam to zrobiłeś?

– Myślałem… że zasługuję na szczęście. Ale nie wiedziałem, ile was to będzie kosztować.

Usiadłam przy jego łóżku i trzymałam go za rękę aż do wieczora. Wtedy zrozumiałam, że nienawiść niczego nie zmieni – tylko pogłębi rany.

Ojciec zmarł dwa miesiące później. Na pogrzebie byliśmy wszyscy: ja, Michał, matka i Ewa z małą córeczką na rękach. Patrzyliśmy na siebie jak obcy ludzie połączone jedynie wspólną tragedią.

Po pogrzebie matka podeszła do Ewy:

– Wiem, że to nie twoja wina – powiedziała cicho. – Życzę ci siły.

Ewa rozpłakała się i przytuliła moją matkę. Wtedy pierwszy raz poczułam ulgę – jakby ktoś zdjął ze mnie ciężar lat gniewu i żalu.

Dziś mam trzydzieści lat i własną rodzinę: męża Pawła i synka Jasia. Często wracam myślami do tamtych dni i zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć? Czy można pokochać na nowo po tym wszystkim?

Czasem patrzę na syna i boję się powtórzyć błędy moich rodziców. Ale wiem jedno: przebaczenie daje wolność – przede wszystkim sobie samemu.

A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć komuś taką zdradę? Czy rodzina może przetrwać wszystko?