Zdrada w cieniu wolności: Opowieść o jednym kubku i dwóch sercach

Wszystko zaczęło się od krzyku. Nie mojego, nie mojej żony, tylko mojej matki. Była sobota, godzina 22:17, a ja właśnie wróciłem z nocnej zmiany na SOR-ze w szpitalu w Otwocku. Ledwo zdjąłem buty, kiedy usłyszałem jej głos: – Michał! Chodź tu natychmiast! – krzyczała z łazienki. Przez chwilę miałem ochotę udawać, że nie słyszę, ale wiedziałem, że to nie przejdzie. Wszedłem do środka i zobaczyłem ją z czymś w ręku. Trzymała damski kubek do płukania ust. Różowy, z napisem „Girl Power”.

– Skąd to się tu wzięło? – zapytała podejrzliwie.

Zamarłem. Przez głowę przeszło mi tysiąc myśli. Moja żona, Aneta, wyjechała do swojej matki do Lublina dwa dni wcześniej. W domu byłem tylko ja i mój brat, Paweł, który od kilku miesięcy mieszkał u nas po rozwodzie.

– To pewnie Pauliny – rzuciłem szybko, mając nadzieję, że matka odpuści.

– Pauliny? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Michał, nie rób ze mnie idiotki. Paulina nie używa takich rzeczy. To nie jej styl.

Wiedziałem, że nie mam szans. Matka zawsze wszystko wiedziała najlepiej. Zostawiła kubek na pralce i wyszła bez słowa. Zostałem sam w łazience, patrząc na ten różowy przedmiot jak na bombę zegarową.

Następnego dnia Paweł wrócił do domu późno. Siedziałem w kuchni nad zimną herbatą, kiedy wszedł i rzucił klucze na stół.

– Co jest? – zapytał, widząc moją minę.

– Matka znalazła kubek w łazience – powiedziałem cicho.

Paweł spojrzał na mnie zaskoczony, potem uśmiechnął się lekko.

– To chyba czas się przyznać – mruknął.

– Przyznać do czego? – zapytałem ostrożnie.

– Do tego, że mam kogoś. I że czasem zostaje na noc.

Zaniemówiłem. Przez ostatnie miesiące Paweł był cieniem samego siebie po rozwodzie z Justyną. Nie sądziłem, że tak szybko kogoś znajdzie.

– Kto to? – spytałem.

– Marta. Poznałem ją przez internet. Jest pielęgniarką na oddziale dziecięcym. – Uśmiechnął się pierwszy raz od miesięcy.

Poczułem ukłucie zazdrości i… czegoś jeszcze. Moje małżeństwo z Anetą wisiało na włosku od dawna. Kłóciliśmy się o wszystko: o pieniądze, o teściową, o to, kto wynosi śmieci i kto zapomniał kupić mleko. Ostatnio coraz częściej łapałem się na tym, że marzę o samotności.

Wieczorem zadzwoniła Aneta.

– Michał, musimy porozmawiać – powiedziała bez przywitania.

– O czym?

– O nas. O tym wszystkim…

Słuchałem jej przez długie minuty. Mówiła o zmęczeniu, o tym, że nie czuje się kochana, że tęskni za dawnym Michałem – tym sprzed ślubu i kredytu na mieszkanie w Falenicy.

– Może powinniśmy zrobić sobie przerwę? – zaproponowała cicho.

Nie odpowiedziałem od razu. W głowie miałem obraz różowego kubka i Pawła szczęśliwego z Martą. Czy to możliwe, żeby po tylu latach wszystko się rozpadło przez jeden przedmiot?

Kolejne dni były jak życie pod wodą – wszystko działo się powoli i bez sensu. Matka chodziła po domu jak cień, Paweł coraz częściej znikał na całe noce, a ja… Ja czułem się coraz bardziej samotny.

W piątek wieczorem wróciłem do domu wcześniej niż zwykle. W przedpokoju stały dwie pary damskich butów. Z kuchni dochodziły śmiechy Pawła i Marty.

– Michał! Poznaj Martę! – Paweł zawołał mnie z entuzjazmem.

Marta była ciepła, uśmiechnięta i… normalna. Rozmawialiśmy długo o pracy w szpitalu, o tym jak trudno być lekarzem w Polsce i jak bardzo system potrafi złamać człowieka.

Po kolacji Marta poszła do łazienki i wróciła z kubkiem w ręku.

– Przepraszam za bałagan – powiedziała speszona. – Zostawiłam swój kubek…

Matka spojrzała na nią chłodno.

– U nas nie zostawia się rzeczy bez pytania – rzuciła oschle.

Zapadła niezręczna cisza. Paweł zacisnął pięści pod stołem.

– Mamo…

– Co „mamo”? To jest dom Michała i Anety! Ty tu tylko mieszkasz!

Marta zbielała na twarzy. Paweł wstał gwałtownie.

– To ja się wyprowadzam! – krzyknął i wybiegł z kuchni.

Marta pobiegła za nim. Zostaliśmy sami z matką.

– Po co on to robi? Po co sobie utrudnia życie? – spytała cicho.

Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Może dlatego, że sam zadawałem sobie to pytanie każdego dnia.

Następnego dnia Paweł zabrał swoje rzeczy i wyprowadził się do Marty. Matka płakała całą noc. Ja zostałem sam w pustym mieszkaniu z matką i jej żalem.

Kilka dni później Aneta wróciła do domu tylko po swoje rzeczy.

– Michał… Ja już nie mogę tak żyć – powiedziała spokojnie. – Potrzebuję wolności.

Patrzyłem jak pakuje swoje ubrania do walizki. Chciałem ją zatrzymać, ale nie miałem siły ani słów.

Zostałem sam z matką i dwoma pustymi pokojami. Każdego dnia patrzyłem na różowy kubek stojący na pralce i myślałem o tym wszystkim, co straciłem: żonę, brata, spokój…

Czasem dzwonię do Pawła. Jest szczęśliwy z Martą. Ja próbuję poukładać swoje życie na nowo, ale czuję się jak rozbitek dryfujący po morzu wspomnień i niespełnionych marzeń.

Czy wolność zawsze musi oznaczać samotność? Czy można być szczęśliwym bez rodziny? A może czasem trzeba coś stracić, żeby odnaleźć siebie?

Czekam na wasze historie i odpowiedzi…