Znalazłam Twoją córkę na ulicy – historia, która rozdarła moją rodzinę
Zacznę od końca, bo właśnie od końca zaczęło się moje nowe życie. Była środa, godzina 19:30, listopadowy wieczór, kiedy wracałam z pracy przez osiedle na warszawskiej Pradze. Padał deszcz, a ja marzyłam tylko o gorącej herbacie i ciszy. Nagle, pod blokiem, zobaczyłam małą dziewczynkę skuloną pod daszkiem śmietnika. Miała na sobie cienką kurtkę, przemoknięte rajstopki i różowy plecak z odblaskami. Płakała cicho, niemal bezgłośnie. Zatrzymałam się, serce waliło mi jak młot.
– Kochanie, co tu robisz sama? – zapytałam, klękając przy niej.
Dziewczynka spojrzała na mnie wielkimi oczami. Znałam te oczy. Były identyczne jak oczy mojej siostry, Magdy.
– Zgubiłam się… – wyszeptała.
– Jak masz na imię?
– Julka.
Zamarłam. Julka była córką Magdy, mojej młodszej siostry. Nie widziałam jej od ponad roku, odkąd pokłóciłyśmy się o sprawy rodzinne. Magda zerwała kontakt ze mną i z naszą mamą po śmierci taty. Wyprowadziła się do innego miasta, nie odbierała telefonów, nie odpisywała na wiadomości. Wiedziałam tylko z Facebooka, że mieszka w Ząbkach i że jej mąż, Paweł, często wyjeżdża za granicę.
– Julka… co się stało? Gdzie mama?
– Mama krzyczała… i wyszłam… – zaczęła szlochać jeszcze mocniej.
Objęłam ją i zadzwoniłam po taksówkę. W drodze do mojego mieszkania próbowałam uspokoić własne myśli. Co się wydarzyło? Dlaczego Magda pozwoliła, by jej córka błąkała się po ulicy?
W domu dałam Julce suchą piżamę i kakao. Zadzwoniłam do Magdy. Po trzech sygnałach odebrała.
– Halo? – jej głos był zachrypnięty i roztrzęsiony.
– Magda, znalazłam Julkę na ulicy. U mnie jest bezpieczna.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Oddaj mi ją natychmiast! – wrzasnęła nagle.
– Magda, co się stało? Dlaczego ona była sama?
– To nie twoja sprawa! Nie mieszaj się! – rozłączyła się.
Usiadłam na podłodze w kuchni i rozpłakałam się razem z Julką. Wspomnienia wróciły jak fala: nasze dzieciństwo w bloku na Grochowie, wspólne zabawy w chowanego, pierwsze sekrety, pierwsze kłótnie o chłopaków i ubrania. Potem dorosłość – ja szybciej wyszłam za mąż, ona długo szukała swojego miejsca. Po śmierci taty wszystko się posypało. Mama popadła w depresję, a Magda obwiniała mnie o to, że nie pomogłam jej wystarczająco finansowo przy pogrzebie. Od tamtej pory nie rozmawiałyśmy.
Tego wieczoru Julka zasnęła wtulona we mnie na kanapie. Ja nie spałam całą noc. Nad ranem zadzwonił Paweł.
– Agnieszka? To ja… Paweł. Magda powiedziała mi wszystko. Czy Julka jest u ciebie?
– Tak. Jest bezpieczna. Ale Paweł… co tam się dzieje?
Po drugiej stronie usłyszałam westchnienie.
– Magda jest… bardzo zmęczona. Odkąd straciła pracę w aptece, wszystko jest na mojej głowie. Ja wyjeżdżam do Niemiec na budowę, ona siedzi z Julką sama całymi dniami. Czasem nie wytrzymuje nerwowo… Ale nigdy nie pozwoliłaby jej skrzywdzić!
– Paweł, ona była sama na ulicy! Przemoknięta i przerażona!
– Wiem… Proszę cię, nie dzwoń na policję. Przyjadę po nią wieczorem.
Zgodziłam się tylko dlatego, że znałam Pawła od lat i ufałam mu bardziej niż własnej siostrze w tym momencie.
Wieczorem przyszli oboje – Magda z podkrążonymi oczami i Paweł z miną zbitego psa. Julka rzuciła się matce na szyję, a ja patrzyłam na to z mieszanką ulgi i gniewu.
– Dziękuję ci – powiedziała cicho Magda, nie patrząc mi w oczy.
– Musimy porozmawiać – odpowiedziałam stanowczo.
Usiedliśmy przy stole w kuchni. Paweł trzymał Magdę za rękę.
– Co się stało? – zapytałam.
Magda spuściła głowę.
– Pokłóciłyśmy się… O nic ważnego. O sprzątanie pokoju, o to że nie chciała jeść obiadu… Krzyczałam za głośno. Wyszła z domu zanim się zorientowałam… Szukałam jej godzinę po osiedlu zanim zadzwoniłaś.
Widziałam łzy w jej oczach i przez chwilę poczułam współczucie zamiast gniewu.
– Magda… musisz poszukać pomocy. To już nie pierwszy raz, prawda?
Milczała długo.
– Czasem mam wrażenie, że jestem do niczego jako matka… Wszystko mnie przerasta…
Paweł ścisnął jej dłoń mocniej.
– Pomogę ci – powiedział cicho. – Ale musisz chcieć tej pomocy.
Wtedy wybuchła płaczem.
– Nienawidzę siebie! Nienawidzę tego życia! Chciałam być dobrą matką… A jestem potworem!
Objęłam ją bez słowa. Czułam jej drżenie i wiedziałam, że to nie jest tylko chwilowy kryzys.
Po tej nocy zaczęliśmy działać razem – ja, Paweł i mama (która dowiedziawszy się o wszystkim przyjechała natychmiast z Radomia). Zorganizowałyśmy Magdzie wizytę u psychologa w poradni rodzinnej na Grochowie. Julka przez kilka tygodni mieszkała u mnie – chodziłyśmy razem do szkoły, piekłyśmy ciasta i rozmawiałyśmy o wszystkim: o strachu przed burzą, o tym jak bardzo tęskni za mamą i jak bardzo boi się jej krzyków.
Mama próbowała pogodzić się z Magdą:
– Córeczko… wszyscy popełniamy błędy. Ale musisz pozwolić sobie pomóc…
Magda długo odmawiała rozmów z mamą. Miała żal o dzieciństwo – o to, że mama była surowa i wymagająca po rozwodzie z tatą. O to, że ja zawsze byłam tą „lepszą”, „grzeczną” córką.
W końcu jednak przyszła do nas pewnego popołudnia z bukietem tulipanów i łzami w oczach:
– Przepraszam was… Przepraszam za wszystko…
Mama objęła ją bez słowa.
Myślałam wtedy naiwnie, że wszystko się ułożyło. Ale życie to nie bajka.
Po kilku miesiącach Magda wróciła do pracy jako kasjerka w Biedronce. Paweł coraz częściej zostawał za granicą dłużej niż planował. Julka znów zaczęła mieć problemy w szkole – przynosiła uwagi za spóźnienia i bójki z koleżankami. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie wychowawczyni:
– Pani Agnieszko, czy może pani odebrać Julkę? Mama nie odbiera telefonu…
Pojechałam po nią bez zastanowienia. W samochodzie Julka powiedziała tylko:
– Mama śpi całymi dniami…
Zadzwoniłam do Magdy jeszcze raz tego samego wieczoru.
– Musisz coś zmienić! – krzyknęłam przez łzy. – Nie możesz tak żyć!
Odpowiedziało mi tylko milczenie.
Dwa tygodnie później dostałam wiadomość od Pawła: „Magda jest w szpitalu psychiatrycznym na Nowowiejskiej”.
Zawiozłam Julkę do mamy do Radomia na kilka tygodni. Sama chodziłam jak cień po mieszkaniu, zastanawiając się gdzie popełniłyśmy błąd jako rodzina. Czy mogłyśmy wcześniej zauważyć sygnały? Czy mogłyśmy pomóc zanim doszło do tragedii?
Dziś minął rok od tamtego listopadowego wieczoru pod śmietnikiem. Magda powoli wraca do zdrowia – bierze leki, chodzi na terapię grupową dla matek w kryzysie psychicznym. Paweł wrócił do Polski na stałe i pracuje jako kierowca autobusu miejskiego. Julka mieszka z nimi znów razem – ale często dzwoni do mnie wieczorami:
– Ciociu… przyjedziesz jutro?
Przyjeżdżam zawsze kiedy mogę.
Czasem patrzę na moją rodzinę i myślę: ile jeszcze takich historii dzieje się tuż obok nas? Ile dzieci płacze samotnie pod blokiem? Ile matek boi się poprosić o pomoc?
Czy wy potrafilibyście wybaczyć siostrze takie błędy? Czy rodzina powinna zawsze być razem – nawet jeśli rani? Czekam na wasze historie.