Do wszystkich mężczyzn, którzy stracili miłość do swoich żon
Bogdan siedział na skraju baru, obracając lód w prawie pustej szklance, jego wzrok nie skupiał się na niczym konkretnym. Przed nim, Andrzej opowiadał o swojej ostatniej wycieczce na golfa, ale myśli Bogdana były daleko, uwięzione w błędnym kole niezadowolenia i żalu.
„Wiesz, Elżbieta po prostu tego nie rozumie,” w końcu przerwał Bogdan, przerywając Andrzejowi w połowie zdania. „Ciągle narzeka, że spędzam za dużo czasu z chłopakami albo że powinienem być bardziej zaangażowany w życie dzieci. Jakby oczekiwała, żebym był jakimś superbohaterem.”
Andrzej kiwnął głową, popijając swój napój. „Mów mi o tym. Maria była taka zabawna, taka beztroska. Teraz, wszystko co robi, to narzeka, że już nic ciekawego nie robimy. Czyli, czego się spodziewa? Nie mamy już dwudziestu lat.”
Rozmowa stoczyła się stąd w dół, z Oskarem dołączającym, aby ponarzekać na niedawne uwagi Barbary na temat przybrania na wadze. To była znajoma scena, która rozgrywała się każdego piątkowego wieczoru, gdy mężczyźni szukali schronienia w towarzystwie siebie nawzajem, z dala od postrzeganej tyranii ich małżeńskich domów.
Ale w miarę jak noc postępowała i bar zaczął się opróżniać, ciężka cisza opadła na grupę. Oskar był tym, który ją przerwał, jego głos ledwie przekraczał szept. „Zastanawiacie się kiedykolwiek, czy to my jesteśmy problemem?”
Bogdan i Andrzej spojrzeli na niego, pytanie wisiało w powietrzu jak gęsta mgła. Była to myśl, która przemknęła przez umysł Bogdana więcej razy, niż chciałby przyznać, ale jej uznawanie czuło się jak otwieranie puszki Pandory.
Droga do domu była cicha, każdy mężczyzna zatopiony w swoich myślach. Bogdan nie mógł uwolnić się od pytania Oskara, i kiedy siedział w łóżku obok Elżbiety, która już spała, nie mógł nie zauważyć dystansu między nimi. Było to coś więcej niż tylko fizyczna przestrzeń; to była przepaść niewypowiedzianych słów i zaniedbanej uczucia.
Dni zamieniły się w tygodnie, a wzorzec kontynuował. Piątkowe narzekania, ciche drogi do domu, nieprzekraczalna przepaść między mężem a żoną. Bogdan mógł zobaczyć ból w oczach Elżbiety, sposób, w jaki wydawała się kurczyć trochę bardziej każdego dnia, ale nie wiedział, jak przekroczyć przepaść, jak zacząć rozmowę.
A potem pewnego dnia, Elżbieta odeszła. Zostawiła notatkę na blacie kuchennym, prostą i bez żadnych zarzutów. „Nie mogę już tego robić,” napisała. „Mam nadzieję, że znajdziesz to, czego szukasz.”
Bogdan siedział przy kuchennym stole przez godziny, trzymając notatkę w dłoniach, ciężar jego zaniedbania przygniatał go. Zawsze wierzył, że będzie czas, aby naprawić rzeczy, aby odnowić miłość, którą kiedyś dzielili. Ale w miarę jak cisza domu go otaczała, zdał sobie sprawę z prawdy.
Było za późno.
Historia Bogdana, Andrzeja i Oskara jest ostrzeżeniem, przypomnieniem, że zaniedbanie i traktowanie partnera jako oczywistości może prowadzić do nieodwracalnych konsekwencji. Miłość, raz utracona, nie jest łatwo odnaleziona ponownie.