Pośpiech do Ołtarza: Decyzja, której Żałuję

Od momentu, gdy nasze spojrzenia spotkały się w szkolnej stołówce, wiedziałam, że coś wyjątkowego między nami zaiskrzyło. Byliśmy nierozłączni, to był rodzaj miłości, który budził zazdrość wśród wszystkich dookoła. Z wiekiem nasza miłość tylko się pogłębiała, i gdy osiągnęliśmy późne nastoletnie lata, byliśmy przekonani, że jesteśmy gotowi spędzić resztę życia razem. Pomimo obaw wyrażanych przez moich rodziców, Barbarę i Leonarda, dotyczących naszej zbyt młodej wieku i tego, że świat jest zbyt wielki i skomplikowany, abyśmy mogli poradzić sobie jako małżeństwo, byliśmy nieugięci. Myśleliśmy, że miłość może pokonać wszystko.

Eryk oświadczył się latem po naszej maturze, pod rozgwieżdżonym niebem naszego małego rodzinnego miasteczka. To było romantyczne, i bez chwili wahania, powiedziałam tak. Sprzeciwy moich rodziców tylko podsyciły naszą chęć udowodnienia im, że się mylą. Wierzyliśmy, że jesteśmy inni, że nasza miłość jest na tyle silna, aby przetrwać każdą przeszkodę. Pobraliśmy się w małej ceremonii, z udziałem tylko kilku przyjaciół i członków rodziny, którzy popierali naszą decyzję. Jordan i Sara, nasi najlepsi przyjaciele, stali u naszego boku, wierząc w nas, gdy nikt inny tego nie robił.

Pierwszy rok był jak sen. Zapisaliśmy się na tę samą uczelnię, wybieraliśmy razem zajęcia, pracowaliśmy na część etatu i spędzaliśmy każdą możliwą chwilę w towarzystwie siebie. Mieszkaliśmy w małym mieszkaniu, ale było naszym rajem. Problemy zaczęły powoli wychodzić na jaw, początkowo prawie niezauważalnie. Stres związany z równoważeniem pracy, nauki i małżeństwa zaczął dawać się we znaki. Mieliśmy mało czasu na beztroskie randki, które kiedyś definiowały nasz związek, a finansowe trudności życia na własny rachunek bez wsparcia moich rodziców były trudniejsze, niż przewidywaliśmy.

Kłótnie stały się codziennością, dotycząc wszystkiego, od niezapłaconych rachunków po niespełnione oczekiwania. Zbyt późno zdałam sobie sprawę, że zbyt pochopnie wkroczyliśmy w dorosłość, biorąc na siebie obowiązki, na które nie byliśmy przygotowani. Miłość, która kiedyś wydawała się niezniszczalna, teraz zaczęła się strzępić. Eryk i ja zaczęliśmy oddalać się od siebie, każde pochłonięte własnymi problemami, zbyt wyczerpani, aby wspierać się nawzajem.

Dwa lata po ślubie, stało się nieuniknione. Usiedliśmy, dwoje obcych, gdzie kiedyś byli dusze bliźniacze, i zdecydowaliśmy się pójść osobnymi drogami. Rozwód przebiegł w przyjaznej atmosferze, ale ból porażki był ostry. Wróciłam do domu rodziców, Barbary i Leonarda, którzy przyjęli mnie z otwartymi ramionami i ani razu nie powiedzieli: „A nie mówiłem?”.

Patrząc wstecz, zdaję sobie sprawę, że sprzeciwy moich rodziców nie były brakiem wiary w Eryka i mnie, ale mądrością płynącą z doświadczenia. Wiedzieli, z jakimi wyzwaniami będziemy się mierzyć, nie dlatego, że wątpili w naszą miłość, ale ponieważ rozumieli złożoności życia, których byliśmy zbyt młodzi, aby dostrzec.