„To koniec. Odchodzę, i nie zapomnij o zakupach dla mamy,” powiedziała, pakując się

Ela zamykała swój walizkę, każdy ruch podkreślony celowością, której brakowało w jej życiu od miesięcy. Mieszkanie, które dzieliła z Szymonem, wydawało się coraz mniejsze z każdą minutą, ściany zdawały się zaciskać wokół niej, gdy podejmowała ostateczną decyzję. Był chłodny listopadowy wieczór w Warszawie, a wiatr zdawał się wyć w rytm wewnętrznego zamętu Eli.

„Szymon, musisz pamiętać, żeby kupić trochę rzeczy dla twojej mamy,” powiedziała Ela, jej głos był stabilny pomimo chaosu bijącego jej serce. Unikała spojrzenia na niego, skupiając się zamiast tego na małym rozdarciu w podszewce walizki.

Szymon, który leniwie wylegiwał się na kanapie z laptopem, podniósł wzrok, jego twarz wyrażała zdziwienie. „O czym mówisz? I dlaczego się pakujesz?” Jego głos był mieszanką zdumienia i troski, ale brakowało w nim pilności, którą czuła Ela.

„Właśnie o to chodzi, Szymon. Odchodzę,” odpowiedziała Ela, w końcu odwracając się, by spojrzeć na niego. Jej oczy były zdecydowane, w ostry kontrast do łez, które wylewała w samotności wiele nocy wcześniej.

„Odchodzisz? Teraz? Dlaczego?” Szymon wstał, jego laptop zapomniany, zsunął się na kanapę. Zrobił krok w jej stronę, próbując zasypać nie tylko przestrzeń w ich mieszkaniu, ale i w ich związku.

„Nie mogę tego dłużej robić. Nie mogę być jedyną osobą, która próbuje. Nie mogę pozwolić, byś mnie tak traktował,” powiedziała Ela, jej głos nieco się podniósł z każdym zdaniem. Nie była zła, po prostu wyczerpana. Wyczerpana próbami ożywienia czegoś, co być może nigdy nie miało przetrwać.

Szymon przejechał palcami przez włosy, nerwowy nawyk, który miał, gdy czuł się bezradny. „Nie rozumiem. Myślałem, że wszystko jest w porządku.”

„To jest problem, Szymon. Myślałeś, że wszystko jest w porządku, bo nigdy nie patrzyłeś poza swoje potrzeby. Kiedy ostatnio zapytałeś mnie, czy jestem szczęśliwa? Albo czy czegoś potrzebuję?” Pytania Eli zawisły w powietrzu, ciężkie od wszystkich niewypowiedzianych słów, które nagromadziły się przez lata.

Szymon odwrócił wzrok, nie mogąc spojrzeć jej w oczy. Wiedział, że miała rację. Brał jej obecność i jej miłość za pewnik. „Ela, mogę się zmienić. Możemy to naprawić,” powiedział, jego głos był przesiąknięty desperacją.

„Jest za późno na to. Muszę znów znaleźć siebie. Muszę być szczęśliwa, Szymon. I nie mogę być szczęśliwa tutaj, nie w ten sposób,” powiedziała Ela, jej decyzja była jasna, gdy zamykała ostatnią z torb.

Szymon poczuł ukłucie żalu tak ostre, że prawie zaparło mu dech. „Więc to koniec? Po prostu odejdziesz?”

Ela zatrzymała się przy drzwiach, ręka na klamce. „Tak, Szymon. To koniec. I nie zapomnij o zakupach dla mamy. Liczy na nie.” Z tymi ostatnimi słowami wyszła na zimną noc, zostawiając za sobą życie, które już do niej nie pasowało.

Szymon stał w ciszy teraz pustego mieszkania, echo zamykających się drzwi odbijało się jak ostatnia nuta ich miłosnej piosenki. Wiedział, że powinien czuć złość, być może nawet ulgę, ale wszystko, co czuł, to przytłaczające uczucie straty. Ela odeszła, i tym razem na dobre.

Gdy rzeczywistość jej odejścia zaczęła do niego docierać, Szymon zdał sobie sprawę, że zakupy były najmniejszym z zapomnianych przez niego rzeczy.