Dzień, w którym moja złość zmieniła wszystko: Matka kontra system szkolny

– Proszę pani, naprawdę źle się czuję… – głos Kuby był ledwo słyszalny, ale w klasie panował taki hałas, że nawet gdyby krzyczał, nikt by nie zwrócił uwagi. Siedział skulony przy ławce, blady jak ściana. Widziałam to wszystko przez szybę drzwi, bo przyszłam odebrać go wcześniej. Nauczycielka, pani Nowak, nawet nie spojrzała w jego stronę.

Weszłam do klasy, serce waliło mi jak młot. – Kuba, co się dzieje? – zapytałam, podchodząc do niego. Odpowiedział mi tylko cichy jęk. W tej samej chwili jego głowa opadła na ławkę. Zrobiło się zamieszanie. Dzieci zaczęły krzyczeć, a pani Nowak podniosła się z miejsca dopiero wtedy, gdy Kuba osunął się na podłogę.

– On udaje – powiedziała bez przekonania, ale widziałam strach w jej oczach. – Proszę zadzwonić po karetkę! – wrzasnęłam. Wtedy dopiero ktoś pobiegł po pomoc.

W szpitalu lekarz powiedział mi, że Kuba miał atak hipoglikemii. Gdyby ktoś zareagował wcześniej, nie doszłoby do utraty przytomności. Siedziałam przy jego łóżku całą noc, ściskając jego dłoń i powtarzając sobie: „To się nie mogło wydarzyć. Nie mojemu dziecku.”

Następnego dnia poszłam do szkoły z zamiarem rozmowy z dyrektorem. – Pani Kowalska, rozumiemy pani emocje, ale proszę pamiętać, że nauczyciele mają pod opieką całą klasę… – zaczął dyrektor Malinowski.

– Panie dyrektorze, mój syn prosił o pomoc! Był ignorowany! – przerwałam mu drżącym głosem. – Gdyby nie moja obecność, mogłoby dojść do tragedii!

Dyrektor spojrzał na mnie z politowaniem. – Proszę złożyć oficjalną skargę na piśmie. Zbadamy sprawę.

Wyszłam z gabinetu z poczuciem bezsilności i wściekłości. W domu płakałam całą noc. Mój mąż Michał próbował mnie uspokoić:

– Aniu, nie możesz walczyć ze wszystkimi naraz…

– Ale muszę! – krzyknęłam. – Jeśli ja tego nie zrobię, kto inny stanie w obronie naszego dziecka?

Złożyłam skargę do kuratorium. Rozpoczęło się śledztwo. Pani Nowak została wezwana na rozmowę dyscyplinarną. W szkole zaczęto szeptać za moimi plecami. Inni rodzice patrzyli na mnie jak na wariatkę. Jedna z matek, pani Zielińska, podeszła do mnie na korytarzu:

– Aniu, po co ci to wszystko? Przecież to tylko dziecko zasłabło…

– To nie jest „tylko”! – odpowiedziałam ostro. – Każde dziecko zasługuje na opiekę!

Kuba wrócił do szkoły po tygodniu. Był cichy, zamknięty w sobie. Wieczorami słyszałam, jak płacze w swoim pokoju.

– Mamo, dlaczego pani Nowak mnie nie lubi? – zapytał pewnego dnia.

– To nie tak… – zaczęłam, ale zabrakło mi słów.

Wkrótce dostałam wezwanie na spotkanie z radą pedagogiczną. Siedziałam naprzeciwko pięciu nauczycieli i dyrektora. Czułam się jak oskarżona.

– Pani postawa jest roszczeniowa – powiedziała pani Nowak chłodnym tonem. – Nie rozumie pani realiów pracy w szkole.

– Rozumiem jedno: moje dziecko zostało zignorowane! – odpowiedziałam drżącym głosem.

Po spotkaniu byłam wykończona psychicznie. Michał próbował mnie przekonać, żebym odpuściła:

– Aniu, może lepiej przenieść Kubę do innej szkoły?

– A co z innymi dziećmi? Jeśli teraz odpuszczę, to nic się nie zmieni!

Zaczęłam pisać posty na lokalnych grupach na Facebooku. Opisałam naszą historię. Odpowiedzi były różne: jedni mnie wspierali, inni wyzywali od histeryczek.

Pewnego dnia dostałam wiadomość od innej mamy:

„Mój syn też był ignorowany przez panią Nowak. Bałam się mówić głośno.”

Poczułam ulgę i nową siłę. Nie jestem sama.

Zorganizowałyśmy spotkanie kilku rodziców. Każdy miał swoją historię: ktoś opowiadał o wyśmiewaniu dzieci przez nauczycielkę, ktoś inny o braku reakcji na przemoc rówieśniczą.

Złożyliśmy wspólną petycję do kuratorium i mediów lokalnych. Po kilku tygodniach sprawa nabrała rozgłosu. W szkole pojawiła się kontrola z kuratorium i dziennikarze.

Pani Nowak została zawieszona do czasu wyjaśnienia sprawy. Dyrektor Malinowski próbował ratować sytuację:

– To jednostkowy przypadek…

Ale już nikt mu nie wierzył.

Kuba powoli odzyskiwał radość życia. Zaczął chodzić na zajęcia plastyczne i znalazł nowych przyjaciół poza szkołą.

Często zastanawiam się nad tym wszystkim wieczorami: czy warto było walczyć? Czy jedna matka może zmienić system?

Może jestem tylko kroplą w morzu… Ale czy jeśli wszyscy będziemy milczeć, coś się kiedykolwiek zmieni? Co wy byście zrobili na moim miejscu?