Między Ciszą a Krzykiem: Historia Matki i Córki w Polskiej Rzeczywistości
—Mamo, błagam cię, nie mów nic tacie. Jeśli się dowie, będzie jeszcze gorzej… — głos Zosi drżał, a jej oczy były czerwone od płaczu. Siedziała skulona na kanapie w naszym salonie, a za oknem listopadowy deszcz bębnił o parapet, jakby chciał zagłuszyć ciszę, która rozlała się po domu.
Nie mogłam oderwać wzroku od jej nadgarstków — pokrytych siniakami, które próbowała ukryć pod rękawem szarego swetra. Poczułam w sobie gniew i przerażenie tak silne, że aż zabrakło mi tchu. Jak to możliwe, że moja córka, moja pogodna i odważna Zosia, przeżywała piekło w milczeniu? Jak mogłam tego nie zauważyć?
Kuba zawsze wydawał się porządnym chłopakiem. Pracował jako informatyk w Warszawie, był uprzejmy, z dobrej rodziny z Pruszkowa. Ale od początku coś mnie w nim niepokoiło — chłód w oczach, który maskował uśmiechem. Zosia powtarzała, że to tylko stres w pracy, że Kuba ma trudny charakter, ale nigdy by jej nie skrzywdził. Teraz jej słowa rozsypywały się jak domek z kart.
—Co się stało? — zapytałam cicho, bojąc się odpowiedzi.
Zosia spuściła głowę i zaczęła płakać. — Nakrzyczał na mnie, bo wróciłam późno z pracy. Powiedział, że jeśli jeszcze raz go nie posłucham… — przerwała i zasłoniła usta dłonią.
Poczułam lodowaty ucisk w żołądku. Przypomniałam sobie moją mamę, która codziennie wieczorem odmawiała różaniec za rodzinę. Czy modlitwa cokolwiek daje, gdy zagrożenie czai się tuż obok?
Tej nocy nie zmrużyłam oka. Wstawałam co chwilę i sprawdzałam, czy Zosia śpi spokojnie w swoim dawnym pokoju. Każdy cień na korytarzu wydawał mi się zagrożeniem. Myślałam o policji, ale Zosia błagała: — Mamo, jeśli go zgłoszę, on mnie zniszczy. — Jej strach był prawdziwy i paraliżujący.
Przez kolejne dni żyłam w ciągłym napięciu. Kuba dzwonił na domowy telefon z głosem słodkim jak miód, ale podszytym jadem: — Powiedz Zosi, żeby wróciła do domu. Albo sam po nią przyjadę. — Drżałam za każdym razem, gdy słyszałam jego imię.
Mój mąż, Marek, zauważył moją nerwowość. — Co się z tobą dzieje ostatnio? — zapytał pewnego wieczoru podczas krojenia warzyw na kolację.
— Nic takiego… praca mnie przytłacza — skłamałam, nie chcąc zdradzić tajemnicy Zosi.
Ale ciężar sekretu był nie do zniesienia. Zaczęłam modlić się co noc jak moja mama — klękałam przy łóżku i błagałam Boga o siłę dla nas obu. Czasem czułam się zupełnie sama; innym razem ogarniał mnie dziwny spokój i udawało mi się zasnąć na kilka godzin.
W niedzielny poranek podczas śniadania Zosia dostała SMS-a od Kuby: „Jeśli dziś nie wrócisz, pożałujesz”. Zobaczyłam, jak blednie i już wiedziałam — nie możemy dłużej udawać.
— Zosia, tak dalej być nie może — powiedziałam stanowczo. — Musisz go zgłosić.
Pokręciła głową: — Nie dam rady… Boję się.
Przytuliłam ją mocno i poczułam jej drżenie. — Nie jesteś sama. Jestem z tobą. Bóg jest z tobą — wyszeptałam.
Tego popołudnia poszłam do kościoła pierwszy raz od miesięcy. Usiadłam w ostatniej ławce i płakałam po cichu, gdy ksiądz mówił o przebaczeniu i nadziei. Po mszy podeszła do mnie sąsiadka, pani Halina.
— Widziałam cię zamyśloną, Aniu. Chcesz pogadać? —
Po raz pierwszy opowiedziałam komuś o wszystkim. Pani Halina słuchała bez oceniania i dała mi numer do fundacji pomagającej ofiarom przemocy domowej. Obiecała pójść z nami, jeśli będziemy tego potrzebować.
Tej nocy modliłam się z jeszcze większą determinacją. Nie prosiłam o cud; tylko o odwagę na jutro.
Następnego dnia zadzwoniłam do pracy i poprosiłam o kilka dni wolnego. Pojechałyśmy z Zosią do centrum pomocy rodzinie na Ochocie. Przyjęła nas psycholożka, pani Magdalena. Wytłumaczyła nam krok po kroku procedurę zgłoszenia przemocy i jak możemy się zabezpieczyć prawnie. Zosia płakała długo, ale w końcu zgodziła się zrobić pierwszy krok.
Złożenie zawiadomienia było upokarzające i bolesne. Kuba wszystkiego się wyparł; jego rodzina zarzuciła nam kłamstwo i próbę zniszczenia mu życia. Marek dowiedział się w końcu o wszystkim i najpierw miał do mnie żal za ukrywanie prawdy, ale potem zrozumiał — chciałam tylko chronić naszą córkę.
Przez tygodnie żyliśmy w strachu przed zemstą Kuby. Kręcił się po okolicy; dostawałyśmy anonimowe telefony i groźby SMS-owe. Ale co wieczór modliłyśmy się razem i powoli strach ustępował miejsca nadziei.
Pewnego dnia Zosia spojrzała mi prosto w oczy i powiedziała: — Dziękuję ci, mamo, że mnie nie zostawiłaś.
Poczułam wtedy, że coś we mnie także zaczyna się goić. Wiara nie przyniosła natychmiastowego spokoju ani nie rozwiązała wszystkich problemów, ale dała mi siłę walczyć wtedy, gdy wydawało się to niemożliwe.
Dziś Zosia układa sobie życie na nowo daleko od Kuby. Ja nadal modlę się co noc — już nie tylko za nią, ale za wszystkie kobiety uwięzione w strachu i milczeniu.
Czasem myślę: Ile jeszcze matek klęczy dziś przy łóżku swoich córek i nie wie, co robić? Kiedy nauczymy się słuchać zamiast oceniać? A ty… co byś zrobił(a), gdyby twoje dziecko poprosiło cię o pomoc?