Między Przeszłością a Przyszłością: Pamiętnik Oli
— Ola, musimy podjąć decyzję. Nie możemy dłużej tego odkładać — głos Marka, mojego męża, odbijał się echem w pustym salonie. Stałam przy oknie, patrząc na ogród, który jeszcze rok temu pielęgnował mój ojciec. Teraz trawa była wysoka, a jabłka leżały zgniłe pod drzewem. Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale nie chciałam, żeby Marek to zobaczył.
— Wiem, Marek. Po prostu… — urwałam. Jak wytłumaczyć mu, że ten dom to nie tylko cztery ściany? Że tu nauczyłam się jeździć na rowerze, tu mama piekła chleb, a tata wieczorami opowiadał mi bajki o czasach wojny? Teraz zostałam tylko ja i wspomnienia.
Był ciepły wrzesień. Powietrze pachniało ziemią i dymem z ognisk. Wieś zmieniła się nie do poznania. W ciągu roku wyrosły wysokie płoty, na miejscu starych ruder stały nowe domy z kolorowymi dachami. Tylko nasz dom pozostał taki sam — stary, z odpadającym tynkiem i skrzypiącymi drzwiami. Sąsiedzi patrzyli na nas z dystansem, jakbyśmy byli ostatnim reliktem dawnej epoki.
— Ola, przecież sama mówiłaś, że potrzebujemy większego mieszkania w mieście. Dziecko w drodze… — Marek próbował być racjonalny, ale ja słyszałam w jego głosie nutę zniecierpliwienia.
— Tak, wiem. Ale…
Nie dokończyłam. W brzuchu poczułam znajome kopnięcie. Nasza córeczka przypominała mi o przyszłości, której tak bardzo się bałam.
Wieczorem usiadłam przy starym biurku ojca i otworzyłam jego pamiętnik. Znalazłam go przypadkiem po pogrzebie, schowany głęboko w szufladzie. Tata pisał o wszystkim: o wojnie, o miłości do mamy, o pracy w polu i o tym, jak bardzo bał się starości. „Dom to nie tylko ściany — pisał — to ludzie i ich historie.” Czy miałam prawo sprzedać to wszystko?
Następnego dnia przyjechała moja siostra, Anka. Od razu zaczęła narzekać:
— Ola, ile jeszcze będziesz tu siedzieć? Trzeba to sprzedać póki jest okazja! W mieście ceny rosną, a tu tylko wszystko niszczeje.
— Anka, to nie jest takie proste…
— Proste? Ty zawsze komplikujesz! Ja nie mam czasu na sentymenty. Potrzebuję pieniędzy na remont mieszkania. Tata by zrozumiał.
Zacisnęłam pięści. Zawsze była twarda i praktyczna. Ja byłam tą wrażliwą, która płakała nad rozbitym kubkiem.
Wieczorem długo rozmawiałam z Markiem.
— Ola, wiem, że to dla ciebie trudne. Ale musimy myśleć o naszym dziecku. Chcesz, żeby dorastało w ciasnym mieszkaniu? — pytał spokojnie.
— Nie wiem już czego chcę — szepnęłam.
W nocy nie mogłam spać. Słyszałam skrzypienie podłogi, jakby tata chodził po domu. Przypomniałam sobie jego słowa: „Dom to ludzie”. Ale ludzi już nie było — została tylko ja i duchy przeszłości.
Kilka dni później przyjechał agent nieruchomości. Oglądał dom z miną znawcy:
— Stan do generalnego remontu… Ale działka atrakcyjna. Może ktoś postawi tu nowy dom?
Zrobiło mi się niedobrze na myśl o buldożerach niszczących ogród mamy.
Po powrocie do miasta czułam się jak obca. Blokowisko było głośne i duszne. Marek próbował mnie pocieszyć:
— Zobaczysz, będzie dobrze. Kupimy większe mieszkanie, urządzimy pokój dla małej…
Ale ja nie mogłam przestać myśleć o domu na wsi. O tym, co zostawiam za sobą.
W końcu podpisaliśmy umowę sprzedaży. Anka była szczęśliwa, Marek odetchnął z ulgą. Ja płakałam całą noc.
Kilka tygodni później urodziła się Zosia. Trzymając ją na rękach, patrzyłam przez okno na szare bloki i pytałam siebie: czy zrobiłam dobrze? Czy dom to tylko ściany i dach? Czy można sprzedać własne wspomnienia?
Czasem myślę o tacie i jego pamiętniku. O tym, jak bardzo bał się starości i samotności. Czy ja też kiedyś będę się bała? Czy Zosia będzie miała swoje miejsce na ziemi?
Może dom to naprawdę ludzie i ich historie… Ale co zostaje, gdy ludzi już nie ma? Czy można zacząć wszystko od nowa bez poczucia winy? Może wy też kiedyś musieliście wybierać między przeszłością a przyszłością? Jak sobie z tym poradziliście?