Moja córka chce mnie oddać do domu opieki – czy naprawdę jestem już tylko ciężarem?
– Tato, musimy porozmawiać – głos Ani był twardy, jakby już dawno podjęła decyzję. Siedziałem na starym fotelu w salonie, tym samym, na którym przez lata z żoną oglądaliśmy „Czarne chmury” i popijaliśmy herbatę z cytryną. Teraz czułem się jak intruz we własnym domu.
– O czym chcesz rozmawiać? – zapytałem, choć przeczuwałem odpowiedź. Od tygodni widziałem jej spojrzenia, słyszałem szeptane rozmowy z zięciem w kuchni. Odkąd zmarła Basia, moja żona, wszystko się zmieniło. Dom stał się cichy, a ja coraz bardziej zbędny.
Ania usiadła naprzeciwko mnie, splatając dłonie nerwowo. – Tato, nie mamy już miejsca. Dzieci rosną, potrzebują własnych pokoi. Ty… Ty też potrzebujesz opieki. Nie możesz być sam przez cały dzień.
Poczułem, jak coś we mnie pęka. Przecież to mój dom! Tu przeżyłem całe życie, tu z Basią świętowaliśmy rocznice, tu uczyłem Anię jeździć na rowerze po podwórku. – Aniu, przecież sobie radzę. Nie jestem jeszcze taki stary…
– Tato, miałeś już dwa upadki w tym roku. Lekarz mówił, że powinieneś być pod stałą opieką. My nie damy rady – głos jej zadrżał. – Proszę cię, nie utrudniaj tego bardziej.
Spojrzałem na zdjęcie Basi stojące na komodzie. Jej łagodny uśmiech przypominał mi lepsze czasy. Gdyby tu była… Może przekonałaby Anię, że rodzina to nie tylko wygoda i przestrzeń.
– A co z moimi rzeczami? Z ogrodem? Z sąsiadem Staszkiem, z którym gram w szachy co środę?
Ania westchnęła ciężko. – Możesz zabrać kilka rzeczy do pokoju w domu opieki. Ogród… Może ktoś inny się nim zajmie. Tato, to dla twojego dobra.
Wiedziałem, że nie przekonam jej argumentami. Od śmierci Basi Ania przejęła stery – wszystko musiało być po jej myśli. Nawet święta organizowała tak, jakby chciała wymazać dawne tradycje.
Wieczorem długo nie mogłem zasnąć. Wpatrywałem się w sufit i słuchałem cichych rozmów dochodzących z kuchni. Słyszałem swoje imię wypowiadane szeptem, słyszałem „dom opieki”, „nie dajemy rady”, „przestrzeń dla dzieci”.
Następnego dnia przyszedł do mnie Staszek.
– Coś taki markotny, Janku? – zapytał, siadając na ławce przed domem.
– Ania chce mnie oddać do domu opieki – powiedziałem cicho.
Staszek pokiwał głową ze zrozumieniem. – U mnie było podobnie. Synowa powiedziała, że przeszkadzam. Ale ja się nie dałem. Powiedziałem im: póki mogę sam chodzić i myśleć, nigdzie się nie ruszam.
Zazdrościłem mu tej odwagi. Ja zawsze byłem ugodowy, nie chciałem robić problemów.
Wieczorem Ania przyszła do mojego pokoju z broszurą.
– Zobacz tato, Dom Seniora „Zielony Zakątek”. Mają ogród i zajęcia dla seniorów. Możesz tam grać w szachy i chodzić na spacery.
Przeglądałem kolorowe zdjęcia uśmiechniętych staruszków i czułem narastającą złość. To nie był mój dom! Mój dom pachniał rosołem Basi i świeżo skoszoną trawą.
– Aniu, a jeśli ja nie chcę tam iść?
Spojrzała na mnie ze zmęczeniem i chyba odrobiną żalu.
– Tato… My naprawdę nie mamy już siły. Michał pracuje po godzinach, ja też muszę dorabiać. Dzieci mają lekcje online w jednym pokoju…
Wiedziałem, że mówi prawdę. Ale czy to wystarczający powód, żeby wyrzucić ojca z domu?
Przez kolejne dni chodziłem jak cień. Zaczęły mi się śnić koszmary – widziałem Basię stojącą w pustym ogrodzie i machającą mi na pożegnanie.
W końcu przyszedł dzień przeprowadzki. Ania spakowała mi walizkę, a ja patrzyłem na nią bez słowa. W samochodzie panowała cisza.
Dom Seniora „Zielony Zakątek” był czysty i schludny, ale zimny jak szpital. Pani pielęgniarka uśmiechnęła się do mnie sztucznie i zaprowadziła do pokoju z widokiem na parking.
Wieczorem zadzwoniła Ania.
– Tato… Wszystko w porządku?
Chciałem jej powiedzieć, że nie jest w porządku. Że czuję się tu jak mebel odstawiony do piwnicy. Ale powiedziałem tylko:
– Tak, wszystko dobrze.
Położyłem się na łóżku i patrzyłem w sufit. Czy naprawdę tak kończy się życie? Czy dzieci mają prawo decydować za swoich rodziców? Czy jestem już tylko ciężarem?
Może ktoś z was miał podobną sytuację? Jak sobie z tym poradziliście? Czy naprawdę rodzina musi wybierać między wygodą a lojalnością wobec starszych?