Czy byłam zbyt surowa dla Pawła? Historia jednych urodzin, które zmieniły wszystko

– To wszystko? – zapytałam, patrząc na drewnianą szkatułkę, którą Paweł trzymał w dłoniach. W pokoju pachniało świeżym lakierem i czymś jeszcze – może jego nerwami, może moim rozczarowaniem. Był wieczór moich trzydziestych urodzin, a ja czułam się jak dziecko, które dostało nie to, o czym marzyło.

Paweł spuścił wzrok. – Sam zrobiłem. Wiesz, ostatnio nie było łatwo z pieniędzmi…

Przerwałam mu, zanim dokończył. – Ale przecież wiedziałeś, jak bardzo chciałam te kolczyki z bursztynem! Nawet ci je pokazywałam!

Widziałam, jak jego ramiona opadają. Przez chwilę milczał, a potem tylko cicho powiedział: – Przepraszam.

Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Może zmęczenie po całym dniu w pracy, może frustracja tym, że zawsze muszę być tą odpowiedzialną. Może po prostu chciałam poczuć się wyjątkowo choć raz w roku. Ale zamiast wdzięczności, wylałam na niego całą swoją gorycz.

Paweł był samotnym ojcem. Jego córka Zosia miała siedem lat i była dla niego całym światem. Często powtarzał, że nie jest łatwo pogodzić pracę na budowie z wychowywaniem dziecka i jeszcze znaleźć czas na nasz związek. Wiedziałam o tym. Ale tego wieczoru nie chciałam tego słyszeć.

– Nie rozumiesz? – podniosłam głos. – Każda moja koleżanka dostaje coś wyjątkowego na urodziny! A ja? Szkatułka z drewna…

Zosia weszła do pokoju, przytulając swojego pluszowego misia. – Tato, płaczesz?

Paweł szybko otarł oczy i uśmiechnął się do niej blado. – Nie, kochanie. Wszystko w porządku.

Poczułam ukłucie w sercu. Przecież nie chciałam go zranić. Ale słowa już padły i nie dało się ich cofnąć.

Następnego dnia Paweł był cichy. Zostawił mi na stole kartkę: „Muszę pobyć sam. Zajmij się Zosią, proszę.”

Zosia patrzyła na mnie wielkimi oczami. – Ciociu Marto, dlaczego tata jest smutny?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Próbowałam zająć ją zabawą, ale czułam ciężar winy na plecach.

Wieczorem zadzwoniła moja mama.

– I jak urodziny? Co dostałaś od Pawła?

– Szkatułkę… Sam zrobił.

– No widzisz! To znaczy, że mu zależy! Twój ojciec nigdy niczego nie zrobił własnoręcznie…

Westchnęłam. – Ale ja chciałam coś innego.

– Czasem trzeba docenić gest, a nie wartość prezentu – powiedziała mama z przekąsem.

Przez kolejne dni Paweł unikał mnie. W pracy byłam rozkojarzona, w domu panowała cisza. Zosia coraz częściej pytała o tatę.

W końcu zebrałam się na odwagę i poszłam do niego do warsztatu. Siedział pochylony nad kawałkiem drewna, dłutem wycinał jakieś misterne wzory.

– Paweł…

Nie podniósł wzroku.

– Przepraszam – powiedziałam cicho. – Byłam okropna. Nie powinnam była tak reagować.

Wzruszył ramionami.

– Chciałem ci pokazać, że jesteś dla mnie ważna. Nie stać mnie na drogie prezenty, ale mam dwie ręce i serce. Myślałem, że to wystarczy.

Usiadłam obok niego. – To ja nie doceniłam twojego wysiłku. Chciałam poczuć się wyjątkowo…

– A ja chciałem ci dać coś od siebie – przerwał mi gorzko. – Może po prostu nie pasujemy do siebie?

Zabolało mnie to bardziej niż wszystkie wcześniejsze słowa.

– Paweł…

Odwrócił się do mnie plecami.

– Muszę pomyśleć o wszystkim. O nas, o Zosi…

Wyszłam z warsztatu ze łzami w oczach. Przez kolejne dni próbowałam naprawić sytuację: gotowałam jego ulubione potrawy, zostawiałam mu liściki z przeprosinami, zabierałam Zosię na lody. Ale Paweł był coraz bardziej zamknięty w sobie.

Pewnego wieczoru usiadł ze mną przy kuchennym stole.

– Marto… Muszę być szczery. Zraniłaś mnie wtedy bardzo mocno. Wiem, że nie jestem idealny i nie mogę ci dać wszystkiego, czego pragniesz. Ale jeśli nie potrafisz docenić tego, co mogę ci ofiarować… Może lepiej będzie, jeśli każdy pójdzie swoją drogą?

Poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi grunt spod nóg.

– Paweł… Proszę…

Pokręcił głową.

– Muszę myśleć o Zosi. Nie chcę, żeby widziała nas kłócących się o rzeczy materialne.

Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Patrzyłam na szkatułkę stojącą na komodzie i dopiero teraz zobaczyłam misternie wyrzeźbione serce na jej wieku oraz nasze inicjały splecione ze sobą.

Zrozumiałam wtedy wszystko: ile serca Paweł włożył w ten prezent i jak bardzo go zraniłam swoją reakcją.

Dziś minęły już dwa miesiące od tamtych urodzin. Paweł mieszka z Zosią kilka ulic dalej. Czasem mijamy się w sklepie albo na placu zabaw. Rozmawiamy grzecznie, ale już bez dawnych emocji.

Często zastanawiam się: czy naprawdę byłam aż tak ślepa? Czy jeden prezent może przekreślić wszystko? A może czasem najważniejsze jest to, co niewidoczne dla oczu?