Czy można wybaczyć zdradę? Historia mojej rodziny po powrocie męża z emigracji
– Nie wierzę ci, Grzegorz! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Po prostu nie wierzę, że możesz tak po prostu odejść…
Stał w przedpokoju z walizką. Jego wzrok był spuszczony, a dłonie drżały. Przez chwilę miałam nadzieję, że się zawaha, że rzuci walizkę i mnie przytuli. Ale on tylko westchnął ciężko.
– Muszę, Aniu. Muszę spróbować czegoś innego. Dla nas… dla siebie…
To było dwa lata temu. Dwa lata samotności, gniewu i nieprzespanych nocy. Dwa lata, podczas których próbowałam zrozumieć, dlaczego mężczyzna, z którym przeżyłam piętnaście lat – mój Grzegorz – postanowił zostawić mnie i nasze dzieci dla życia za granicą.
Poznaliśmy się na studiach w Lublinie. On grał na gitarze na koncercie z okazji Dnia Studenta. Pamiętam, jak śpiewał „Przez twe oczy zielone” Akcentu i patrzył na mnie z uśmiechem. Wtedy zakochałam się w nim bez pamięci. Był spontaniczny, czuły, miał marzenia. Po ślubie zamieszkaliśmy w małym mieszkaniu na Czechowie. Urodziła się Zosia, potem Staś. Byliśmy szczęśliwi – przynajmniej tak mi się wydawało.
Ale życie nie jest bajką. Grzegorz coraz częściej wracał z pracy zmęczony i rozdrażniony. Pieniędzy wiecznie brakowało. Ja pracowałam w szkole jako polonistka, on był informatykiem w urzędzie miasta. Kiedyś powiedział: „Aniu, duszę się tutaj. Chciałbym spróbować czegoś innego”. Myślałam, że chodzi o zmianę pracy. Nie sądziłam, że pewnego dnia powie mi: „Dostałem propozycję wyjazdu do Irlandii. To tylko na chwilę”.
Ta „chwila” trwała dwa lata.
Na początku dzwonił codziennie. Opowiadał o pracy w Dublinie, o Polakach spotkanych na budowie, o tęsknocie za domem. Ale potem rozmowy stawały się coraz rzadsze. Zosia płakała wieczorami: „Mamo, kiedy tata wróci?”. Staś zamknął się w sobie.
Pewnej nocy nie wytrzymałam i napisałam do niego długiego maila:
„Grzegorz, nie wiem już, kim jesteśmy dla siebie. Dzieci tęsknią. Ja tęsknię. Czy jeszcze wrócisz?”
Odpisał po tygodniu:
„Aniu, potrzebuję czasu. Tutaj jest inaczej. Poznałem ludzi, którzy pokazali mi inne życie. Może to dobrze nam zrobi?”
Zamarłam. Inne życie? Co to znaczy? Czy ktoś inny pojawił się w jego życiu?
Zaczęły się plotki. Sąsiadka powiedziała mi w sklepie:
– Pani Aniu, słyszałam od kuzynki z Cork, że Grzesiek często bywa w pubach z jakąś blondynką…
Nie chciałam wierzyć. Ale potem zobaczyłam zdjęcia na Facebooku – Grzegorz śmiejący się przy piwie z grupą ludzi, a obok niego młoda kobieta o jasnych włosach.
Zamknęłam się w sobie. Przestałam odbierać telefony od teściowej, która pytała: „Czy Grzesiek już wraca?”. Przestałam rozmawiać z przyjaciółkami – nie chciałam słuchać rad typu „Zostaw go”, „Znajdź sobie kogoś innego”.
Dzieci dorastały szybciej niż powinny. Zosia zaczęła mieć problemy w szkole – nauczycielka wezwała mnie na rozmowę:
– Pani Aniu, Zosia jest smutna, zamyślona… Może przydałaby się jej rozmowa z psychologiem?
Staś przestał grać w piłkę. Siedział godzinami przed komputerem.
Czułam się winna za wszystko – za to, że nie potrafiłam zatrzymać Grzegorza, za to, że nie umiałam być dla dzieci matką i ojcem jednocześnie.
Aż pewnego dnia zadzwonił domofon.
– Aniu… To ja.
Nie poznałam go od razu. Schudł, miał siwe włosy przy skroniach. Wszedł do mieszkania jak obcy człowiek.
– Mogę zostać na noc? – zapytał cicho.
Nie odpowiedziałam. Po prostu poszłam do kuchni zrobić herbatę.
Dzieci patrzyły na niego nieufnie. Zosia schowała się za mną.
– Tato… – wyszeptała po chwili.
Grzegorz uklęknął przed nią i rozpłakał się jak dziecko.
Przez kolejne dni milczeliśmy. On spał na kanapie w salonie. Ja zamykałam się w sypialni z książką, ale nie mogłam czytać – myśli kłębiły mi się w głowie.
W końcu usiedliśmy razem przy stole.
– Aniu… Przepraszam cię za wszystko – zaczął drżącym głosem. – Wiem, że cię zraniłem… Że was zostawiłem…
– Dlaczego? – zapytałam cicho.
Spojrzał na mnie długo.
– Bo byłem tchórzem. Bo bałem się odpowiedzialności… Bo chciałem poczuć się wolny…
– A ona? – zapytałam bez ogródek.
Zbladł.
– Była… Ale to nic nie znaczyło… To była ucieczka przed samym sobą…
Poczułam ból tak silny, jakby ktoś rozrywał mi serce na kawałki.
– Myślisz, że można to naprawić? – spytałam przez łzy.
Nie odpowiedział od razu.
– Nie wiem… Ale chcę spróbować… Jeśli mi pozwolisz…
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak współlokatorzy. Grzegorz próbował odzyskać dzieci – zabierał je na rower, pomagał Zosi w matematyce, gotował obiady. Ja obserwowałam go z dystansem. Bałam się zaufać ponownie.
Pewnego wieczoru usiadłam z nim na balkonie.
– Wiesz, Grzegorz… Czasem myślę, że już cię nie kocham… Że coś we mnie umarło…
Spojrzał na mnie smutno.
– Rozumiem… Ale ja cię kocham… I będę czekał tak długo, jak trzeba…
Minęły miesiące zanim pozwoliłam mu się przytulić bez lęku i gniewu. Zosia zaczęła znowu się uśmiechać. Staś wrócił do piłki nożnej.
Ale czasem budzę się w nocy i pytam siebie: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy można zacząć od nowa po tym wszystkim?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy warto walczyć o rodzinę nawet wtedy, gdy serce jest pełne ran?