Kiedy matka dzwoni o świcie – Moja walka o miłość i własne życie

– Znowu dzwoni – szepnęłam do siebie, patrząc na rozświetlony ekran telefonu. Była 5:47 rano. Michał spał obok, odwrócony do ściany, jakby nie chciał widzieć ani mnie, ani tego, co się dzieje. Dzwoniła jego matka. Znowu. Trzeci raz w tym tygodniu o tej samej porze.

Odebrałam, zanim dźwięk obudził Michała. – Dzień dobry, pani Halino – powiedziałam cicho, próbując ukryć zmęczenie.

– Paulina, czy Michał już wstał? – Jej głos był ostry, nieznoszący sprzeciwu. – Musi dziś pamiętać o lekarzu. I niech nie zapomni zabrać parasola, bo zapowiadają deszcz. Ty też powinnaś się cieplej ubrać.

– Przekażę mu, proszę się nie martwić – odpowiedziałam mechanicznie.

Rozłączyłam się i przez chwilę patrzyłam w sufit. Czułam się jak dziecko, które musi tłumaczyć się z każdego kroku. Michał przewrócił się na drugi bok.

– Znowu mama? – mruknął z zamkniętymi oczami.

– Tak. Pytała o lekarza i parasol.

Westchnął ciężko. – Ona się po prostu martwi.

– Michał, ona nie daje nam żyć – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Nie możemy nawet spokojnie spać.

Nie odpowiedział. Wiedziałam, że nie chce się kłócić. Zawsze powtarzał, że jego mama jest po prostu troskliwa. Ale ja czułam się coraz bardziej osaczona.

Kiedy się poznaliśmy, Michał był czuły, uważny, potrafił mnie rozśmieszyć nawet w najgorszy dzień. Ale od kiedy zamieszkaliśmy razem, jego matka była z nami codziennie – telefonicznie, przez wiadomości, a czasem nawet osobiście. Potrafiła przyjechać bez zapowiedzi z domowym rosołem i narzekać, że nie mam czasu na gotowanie dla jej syna.

Początkowo starałam się być uprzejma. Przynosiłam jej kwiaty na imieniny, zapraszałam na kawę. Ale ona zawsze znajdowała powód do krytyki. – Paulina, powinnaś częściej prasować koszule Michała. Paulina, nie powinnaś tyle pracować, bo dom jest ważniejszy. Paulina, nie powinnaś tyle mówić przy stole.

Któregoś dnia wróciłam z pracy wcześniej. Zastałam ją w naszej kuchni, jak wycierała blaty. – Wiesz, Paulina – zaczęła bez powitania – Michał zawsze lubił porządek. U mnie w domu nigdy nie było okruszka na stole.

Zacisnęłam zęby. – Dziękuję za pomoc, pani Halino. Poradzę sobie.

Spojrzała na mnie z góry. – Chcę tylko, żebyście byli szczęśliwi. Ale szczęście wymaga poświęceń.

Wieczorem powiedziałam o wszystkim Michałowi. – Twoja mama przekracza granice. To nasz dom.

Wzruszył ramionami. – Przesadzasz. Ona chce dobrze.

Czułam się coraz bardziej samotna. Moja własna matka powtarzała: – Paulina, musisz być twarda. Ale jak być twardą, kiedy codziennie słyszysz, że nie jesteś wystarczająco dobra?

Pewnej nocy nie wytrzymałam. Po kolejnej awanturze o to, że nie ugotowałam zupy na dwa dni, spakowałam się i pojechałam do rodziców. Michał nie zadzwonił przez dwa dni. W końcu przyszedł do mnie z kwiatami.

– Wróć do domu. Mama się poprawi. Porozmawiam z nią.

Zgodziłam się, bo wciąż go kochałam. Ale rozmowa z panią Haliną była farsą.

– Paulina musi zrozumieć, że rodzina jest najważniejsza – powiedziała do Michała, jakby mnie nie było.

– Mamo, proszę cię…

– Ja tylko chcę dla was dobrze. Ale jeśli Paulina nie potrafi być żoną, to może powinnaś poszukać sobie innej dziewczyny.

Wyszłam z pokoju ze łzami w oczach. Michał został z matką. Nie przyszedł za mną.

Od tamtej pory coś się we mnie zmieniło. Przestałam zabiegać o jej akceptację. Zaczęłam rozmawiać z Michałem o terapii dla par. On nie chciał słyszeć. – Nie potrzebujemy psychologa. Potrzebujemy spokoju.

Ale spokoju nie było. Były za to codzienne telefony, pretensje i coraz większy dystans między mną a Michałem. Zaczęłam się zastanawiać, czy to ja jestem problemem. Czy może to on nigdy nie odciął pępowiny?

Któregoś ranka, kiedy znowu zadzwoniła o świcie, nie odebrałam. Michał spojrzał na mnie z wyrzutem. – Dlaczego nie odbierasz?

– Bo chcę spać. Bo chcę żyć normalnie. Bo chcę być twoją partnerką, a nie rywalką twojej matki.

Milczał długo. – Nie wiem, czy potrafię wybrać – powiedział w końcu.

Wtedy zrozumiałam, że to ja muszę wybrać. Siebie. Spakowałam walizkę. Michał patrzył na mnie bez słowa. Nie zatrzymał mnie.

Dziś mieszkam sama. Czasem budzę się przed świtem i przez chwilę nasłuchuję telefonu. Ale już nie dzwoni. Uczę się żyć bez kontroli i bez lęku. Uczę się kochać siebie.

Czy naprawdę trzeba wybierać między miłością a wolnością? Czy można być szczęśliwym w cieniu cudzych oczekiwań? Może to właśnie odwaga do bycia sobą jest największym dowodem miłości…