Kiedy serce pęka na pół: Moja walka z zdradą pod własnym dachem

– Mamo, czemu płaczesz? – głos mojej siedmioletniej córki, Zosi, przeszył ciszę kuchni niczym nóż. Stałam oparta o blat, z dłonią zaciśniętą na kubku herbaty, której nawet nie miałam siły wypić. Łzy spływały mi po policzkach, choć starałam się je ukryć.

– To przez tatę? – dopytywała, patrząc na mnie wielkimi oczami, w których odbijał się cały mój ból.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Jak wytłumaczyć dziecku, że świat, który znała, właśnie się rozpada? Że jej tata, mój mąż, Michał, którego kochałam i któremu ufałam przez piętnaście lat, przestał być tym samym człowiekiem?

Wszystko zaczęło się niewinnie. Plotki, szepty na klatce schodowej. „Widziałam, jak jakaś kobieta wychodziła z waszego mieszkania, kiedy byłaś w pracy” – powiedziała mi sąsiadka, pani Halina, której nigdy nie ufałam, ale tym razem jej spojrzenie było zbyt poważne, by to zignorować. Najpierw się roześmiałam. Michał? Zdrada? Przecież to niemożliwe. Ale potem zaczęłam zauważać drobiazgi: perfumy, których nie znałam, szminka na szklance, której nie używałam, ciche rozmowy przez telefon, które urywały się, gdy tylko wchodziłam do pokoju.

Pewnego wieczoru, kiedy dzieci już spały, postanowiłam go zapytać wprost.

– Michał, czy ty masz kogoś? – zapytałam, patrząc mu prosto w oczy.

Zamarł. Przez chwilę milczał, a potem odwrócił wzrok. – Co ty wygadujesz, Anka? – rzucił z udawaną nonszalancją. Ale ja już wiedziałam. Znam go lepiej niż siebie samą. Zdradził go drżący głos, zaciśnięte pięści, unikanie mojego spojrzenia.

Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Każdy dzień był walką o przetrwanie. Próbowałam udawać przed dziećmi, że wszystko jest w porządku. Uśmiechałam się, gotowałam obiady, odrabiałam z nimi lekcje, ale w środku czułam się jak wydmuszka. Michał coraz częściej wracał późno, tłumacząc się nadgodzinami. Zosia i Kuba zaczęli zadawać pytania, na które nie miałam odpowiedzi.

Najgorsze były noce. Leżałam w łóżku, słuchając jego oddechu, i zastanawiałam się, czy myśli o niej. Kim ona jest? Czy jest młodsza? Ładniejsza? Czy daje mu coś, czego ja nie potrafiłam? W głowie kłębiły mi się obrazy, których nie chciałam widzieć. Czułam się upokorzona, zdradzona, niepotrzebna.

Pewnego dnia nie wytrzymałam. Wybiegłam z pracy wcześniej, nie mówiąc nikomu, i pojechałam do domu. Serce waliło mi jak oszalałe. Drzwi były zamknięte, ale wiedziałam, gdzie Michał chowa zapasowy klucz. Weszłam do środka i usłyszałam śmiech. Kobiecy śmiech. Zamarłam w przedpokoju, a potem weszłam do salonu. Michał siedział na kanapie z jakąś kobietą – młodą, długowłosą blondynką. Trzymali się za ręce.

– Co ty tu robisz?! – wykrzyknął Michał, zrywając się na równe nogi.

– To ja powinnam zapytać! – krzyknęłam, czując, jak łzy napływają mi do oczu.

Kobieta zerwała się i wybiegła z mieszkania, nawet nie patrząc mi w oczy. Michał stał jak skamieniały. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. W końcu usiadłam na kanapie i ukryłam twarz w dłoniach.

– Dlaczego? – wyszeptałam. – Co zrobiłam nie tak?

Michał nie odpowiedział. Usiadł naprzeciwko mnie i spuścił głowę. – To nie twoja wina, Anka. Po prostu… coś się wypaliło. Potrzebowałem czegoś nowego. – Jego słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego.

Przez kolejne dni żyliśmy jak obcy ludzie. Michał spał na kanapie, ja z dziećmi w sypialni. Rodzina zaczęła coś podejrzewać. Mama dzwoniła codziennie, pytając, czy wszystko w porządku. Siostra, Magda, przyjechała pewnego wieczoru bez zapowiedzi.

– Anka, co się dzieje? – zapytała, patrząc mi prosto w oczy.

Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się i opowiedziałam jej wszystko. Magda objęła mnie i powiedziała: – Nie możesz pozwolić, żeby cię tak traktował. Musisz pomyśleć o sobie i dzieciach.

Ale jak to zrobić? Jak zostawić człowieka, z którym spędziłam pół życia? Jak powiedzieć dzieciom, że tata już z nami nie zamieszka? Każda decyzja wydawała się zła.

W pracy zaczęłam popełniać błędy. Szefowa wezwała mnie na rozmowę. – Aniu, co się z tobą dzieje? Zawsze byłaś taka sumienna.

Nie potrafiłam odpowiedzieć. Czułam się jak w potrzasku. Z jednej strony chciałam walczyć o rodzinę, z drugiej – nie chciałam być tą, która znosi upokorzenie. Wieczorami przeglądałam fora internetowe, szukając historii podobnych do mojej. Czytałam o kobietach, które odchodziły, i o tych, które zostawały. Każda historia była inna, ale ból zawsze ten sam.

Któregoś dnia Michał spakował walizkę i powiedział, że się wyprowadza. Zosia płakała, Kuba milczał. Ja stałam w drzwiach i czułam, jakby ktoś wyrwał mi serce. Michał nie spojrzał mi w oczy. Po prostu wyszedł.

Od tamtej pory minęły trzy miesiące. Każdego dnia uczę się żyć na nowo. Dla dzieci, dla siebie. Są dni, kiedy czuję się silna, i takie, kiedy mam ochotę zniknąć. Ale wiem jedno – nie jestem sama. Mam dzieci, rodzinę, przyjaciół. I mam siebie.

Czasem, kiedy patrzę w lustro, pytam samą siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy to ja zawiodłam, czy on? A może po prostu życie bywa okrutne i nieprzewidywalne? Może ktoś z was zna odpowiedź na te pytania?