Mój mąż oskarżył mnie o zdradę i zostawił z naszym dzieckiem. Nigdy nie obejrzał się za siebie – Moja historia o zaufaniu, samotności i walce o prawdę
— Kłamiesz! — Paweł wrzasnął tak głośno, że aż nasz nowo narodzony synek, Michaś, zadrżał w moich ramionach. Stałam w kuchni, jeszcze w szlafroku, z nieprzespaną nocą wypisaną na twarzy. W powietrzu unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy i mleka dla dziecka, a ja czułam, jak świat wali mi się na głowę.
— Paweł, proszę cię… — zaczęłam łamiącym się głosem. — Przecież wiesz, że cię nie zdradziłam. To twoje dziecko.
Jego oczy były zimne jak lód. — Nie wierzę ci. Michaś nawet nie jest do mnie podobny. — Odwrócił się na pięcie i wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż drgnęły szyby.
To był początek końca. Jeszcze kilka dni wcześniej razem skręcaliśmy łóżeczko, wybieraliśmy tapetę do pokoju dziecięcego. Paweł żartował, że Michaś będzie miał jego nos i moje oczy. Śmialiśmy się, planowaliśmy przyszłość. A potem nagle wszystko się zmieniło.
Nie wiem, co go podkusiło. Może podszepty jego matki, która od początku patrzyła na mnie z podejrzliwością? Może plotki sąsiadek? A może po prostu nie wytrzymał presji nowej roli ojca? Wiem tylko, że zostałam sama z dzieckiem i lawiną pytań bez odpowiedzi.
Przez pierwsze dni chodziłam jak we śnie. Michaś płakał niemal bez przerwy, a ja razem z nim. Próbowałam dzwonić do Pawła — nie odbierał. Pisałam SMS-y: „Proszę, wróć. Porozmawiajmy.” Cisza. Zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę mogłam coś zrobić nieświadomie, czy może on wie coś, czego ja nie wiem? Wątpliwości gryzły mnie od środka.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie jego matka, pani Halina.
— Widzisz, mówiłam Pawłowi, że nie jesteś dla niego odpowiednia — powiedziała chłodno. — Lepiej będzie dla Michała, jeśli wychowa się bez takiej matki.
Zaniemówiłam. — Jak możesz tak mówić? To twoje wnuczę!
— Nie jestem tego taka pewna — rzuciła i rozłączyła się.
Byłam wściekła i przerażona jednocześnie. Czułam się jak osaczona zwierzyna. Zaczęły się plotki na klatce schodowej. Sąsiadka z naprzeciwka patrzyła na mnie z ukosa, a kiedy przechodziłam obok sklepu spożywczego, słyszałam szepty: „To ta, co mąż ją zostawił zaraz po porodzie.”
Najgorsze były noce. Michaś spał niespokojnie, a ja leżałam obok niego i płakałam w poduszkę. Bałam się zasnąć — bałam się, że jeśli zamknę oczy, obudzę się w jeszcze gorszym świecie.
Po miesiącu Paweł przysłał mi SMS-a: „Chcę testu na ojcostwo.”
Serce mi stanęło. Przez chwilę myślałam nawet, żeby odmówić — przecież to absurdalne! Ale potem pomyślałam o Michasiu. Muszę zrobić wszystko dla niego.
Test zrobiliśmy w klinice na Żoliborzu. Paweł przyszedł z adwokatem. Nawet na mnie nie spojrzał. Michaś płakał podczas pobierania wymazu, a ja czułam się jak oskarżona w sądzie.
Czekałam na wyniki dwa tygodnie. Dwa tygodnie piekła — sama z dzieckiem, bez wsparcia rodziny (moja mama mieszka w innym mieście i sama jest schorowana), bez pieniędzy (Paweł zamroził wspólne konto), bez nadziei.
W końcu przyszły wyniki: „Paweł Nowak jest biologicznym ojcem Michała Nowaka.”
Myślałam naiwnie, że to coś zmieni. Że Paweł wróci do domu, przeprosi mnie i zaczniemy od nowa. Ale on tylko przysłał krótkiego SMS-a: „Nie chcę cię znać.”
Zostałam sama z niemowlakiem na rękach i długami po wspólnym kredycie na mieszkanie. Musiałam wrócić do pracy szybciej niż planowałam — zostawiałam Michasia u sąsiadki za niewielką opłatą i biegłam do biura rachunkowego na drugi koniec miasta.
W pracy udawałam twardą. Koleżanki pytały: „Jak tam maluch?” Uśmiechałam się sztucznie: „Rośnie jak na drożdżach.” Nikt nie wiedział, że każdej nocy modlę się tylko o to, żeby jakoś przetrwać kolejny dzień.
Najbardziej bolało mnie to, że Paweł nigdy nie przyszedł zobaczyć syna. Ani razu nie zapytał, czy Michaś jest zdrowy, czy czegoś nam nie potrzeba. Jego matka rozpowiadała wszystkim wokół swoją wersję wydarzeń: „Ona go zdradziła! Dobrze zrobił, że odszedł!”
Czasem łapałam się na tym, że zaczynam wątpić we własną wartość jako kobieta i matka. Czy naprawdę jestem taka zła? Czy mogłam zrobić coś inaczej? Ale potem patrzyłam na Michasia — jego uśmiechnięte oczka i maleńkie rączki zaciskające się na moim palcu — i wiedziałam, że muszę być silna dla niego.
Minął rok. Nauczyłam się żyć bez Pawła. Spłaciłam część długów, awansowałam w pracy. Michaś poszedł do żłobka i coraz częściej śmieje się głośno zamiast płakać nocami.
Czasem spotykam Pawła przypadkiem na ulicy — przechodzi obok mnie jak obcy człowiek. Nie wiem już nawet, czy go nienawidzę czy żałuję.
Najbardziej boli mnie to jedno pytanie: dlaczego nie uwierzył mi wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebowałam? Czy można odbudować życie po takim upokorzeniu?
Może ktoś z was też przeszedł przez podobne piekło? Jak poradziliście sobie z brakiem zaufania najbliższej osoby? Czy można jeszcze zaufać komukolwiek po czymś takim?