Porzucił mnie tuż przed porodem. Po trzech latach wrócił i błagał o wybaczenie… Czy można wybaczyć taką zdradę?

– Nie możesz mi tego zrobić! – krzyknęłam, czując jak łzy spływają mi po policzkach. Stałam w kuchni, opierając się o blat, z brzuchem tak wielkim, że ledwo mogłam oddychać. Michał stał naprzeciwko mnie, z walizką w ręku i wzrokiem wbitym w podłogę. – Przepraszam, Anka. Ja… nie dam rady. To mnie przerasta – powiedział cicho, nie patrząc mi w oczy.

Wtedy świat się zatrzymał. Moje serce rozpadło się na kawałki, a w głowie dudniło tylko jedno pytanie: jak on może mnie zostawić teraz, kiedy najbardziej go potrzebuję? Byłam w dziewiątym miesiącu ciąży, ledwo chodziłam, nie spałam po nocach ze strachu przed porodem i tym, co będzie potem. A on… po prostu wyszedł.

Przez pierwsze dni nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Mama przyjechała z Łodzi, żeby mi pomóc. – Aniu, musisz być silna dla siebie i dla dziecka – powtarzała, głaszcząc mnie po głowie jak małą dziewczynkę. Ale ja czułam się jak wrak człowieka. Zasypiałam z płaczem i budziłam się z płaczem. Michał nie odbierał telefonów, nie odpisywał na wiadomości. Zniknął.

Poród był koszmarem. Sama w szpitalu, otoczona obcymi kobietami i pielęgniarkami, które patrzyły na mnie ze współczuciem. Kiedy położna podała mi synka, poczułam coś na kształt szczęścia – ale zaraz potem przyszła fala żalu i gniewu. Dlaczego muszę być sama? Dlaczego on nas zostawił?

Pierwsze miesiące były jak życie pod wodą. Wszystko robiłam automatycznie: karmienie, przewijanie, usypianie. Czasem miałam wrażenie, że nie dam rady dłużej udawać silnej. Ale patrzyłam na małego Jasia i wiedziałam, że nie mogę się poddać. Dla niego.

Mama została ze mną przez dwa miesiące, potem musiała wracać do pracy. Zostałyśmy sami – ja i Jaś – w naszym dwupokojowym mieszkaniu na Retkini. Każdy dzień był walką: z samotnością, ze zmęczeniem, z brakiem pieniędzy. Michał nie płacił alimentów. Musiałam wrócić do pracy szybciej niż chciałam – na pół etatu do biura rachunkowego. Szefowa patrzyła na mnie z politowaniem: – Aniu, dasz radę? – pytała co rano. Udawałam twardą, ale czasem zamykałam się w łazience i płakałam.

Przez trzy lata nauczyłam się żyć bez Michała. Zbudowałam wokół siebie mur z dumy i żalu. Jaś rósł jak na drożdżach – był moim całym światem. Czasem pytał: – Mamo, gdzie jest tata? – wtedy ściskało mnie w gardle. Wymyślałam wymówki: że tata jest daleko, że pracuje… Nie chciałam mówić mu prawdy.

Aż pewnego dnia wszystko się zmieniło.

Była sobota, padał deszcz. Jaś bawił się klockami w salonie, a ja gotowałam zupę pomidorową. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłam i… zobaczyłam Michała. Stał przemoczony, z zarostem i podkrążonymi oczami.

– Anka… muszę z tobą porozmawiać – powiedział drżącym głosem.

Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę trzasnąć mu drzwiami przed nosem, ale Jaś podbiegł do przedpokoju.

– Kto to? – zapytał.

Michał ukląkł przy nim i spojrzał mu w oczy.

– Jestem twój tata…

Jaś spojrzał na mnie pytająco.

– Tak, Jasiu… to twój tata – powiedziałam cicho.

Michał wszedł do środka i usiadł przy stole. Przez chwilę panowała niezręczna cisza.

– Anka… wiem, że nie zasługuję na drugą szansę – zaczął Michał. – Ale przez te trzy lata nie było dnia, żebym nie myślał o was. Popełniłem największy błąd w życiu… Byłem tchórzem. Bałem się odpowiedzialności, bałem się być ojcem…

– A ja przez trzy lata byłam sama! – wybuchłam nagle. – Sama rodziłam twojego syna! Sama go wychowywałam! Gdzie byłeś wtedy?!

Michał spuścił głowę.

– Wiem… Przepraszam cię za wszystko. Chcę to naprawić… Chcę być ojcem dla Jasia i… jeśli pozwolisz… spróbować jeszcze raz być rodziną.

Patrzyłam na niego długo w milczeniu. Widziałam łzy w jego oczach – pierwszy raz odkąd go znałam.

Przez kolejne tygodnie Michał próbował odzyskać nasze zaufanie. Przyjeżdżał codziennie po pracy, zabierał Jasia na plac zabaw, pomagał mi w domu. Ja byłam zimna jak lód – nie potrafiłam mu zaufać. Każde jego dobre słowo bolało mnie bardziej niż wcześniejsza obojętność.

Pewnego wieczoru usiedliśmy razem w kuchni.

– Anka… wiem, że trudno ci mi wybaczyć – powiedział cicho Michał. – Ale proszę cię tylko o jedną rzecz: pozwól mi być ojcem dla Jasia.

Spojrzałam na niego długo.

– Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć… Ale wiem jedno: Jaś zasługuje na ojca.

Od tamtej pory próbujemy budować coś na nowo – powoli, ostrożnie, krok po kroku. Czasem myślę o tym wszystkim nocami: czy można wybaczyć taką zdradę? Czy człowiek naprawdę może się zmienić?

Czasem patrzę na Michała bawiącego się z Jasiem i czuję ukłucie nadziei… Ale czy to wystarczy? Czy można odbudować coś, co zostało tak brutalnie zniszczone?

A wy… czy potrafilibyście wybaczyć komuś taką zdradę? Czy warto dawać drugą szansę komuś, kto zostawił was w najtrudniejszym momencie życia?