Dwa lata po śmierci syna: Jak zostałam drugą matką dla jego żony i co to naprawdę znaczyło
— Znowu zapomniałaś o majonezie? — Głos mojej synowej, Magdy, rozbrzmiał z kuchni, przerywając ciszę, która od rana wisiała w naszym mieszkaniu. Stałam przy oknie, patrząc na szare niebo i próbując nie myśleć o tym, jak bardzo brakuje mi Pawła. Dwa lata minęły od jego śmierci, a ja wciąż łapałam się na tym, że czekam na dźwięk jego kluczy w zamku.
— Przepraszam, Magda. Zaraz pójdę do sklepu — odpowiedziałam cicho, starając się ukryć drżenie głosu. Święta zawsze były dla nas ważne, ale od kiedy Pawła nie ma, wszystko straciło sens. Magda została ze mną — nie miała dokąd pójść. Jej rodzice zmarli jeszcze zanim poznała Pawła, a ja… Ja zostałam jej jedyną rodziną.
Włożyłam płaszcz i wyszłam na zewnątrz. Mróz szczypał w policzki, a śnieg skrzypiał pod butami. W sklepie półki świeciły pustkami — przedświąteczna gorączka. Znalazłam ostatni słoik majonezu i już miałam go chwycić, gdy jakaś kobieta wyciągnęła rękę tuż przede mną.
— Przepraszam, bardzo mi zależy… — zaczęłam nieśmiało.
— Każdemu zależy — odburknęła i odeszła z triumfem w oczach.
Stałam przez chwilę bezradna. Wróciłam do domu z pustymi rękami. Magda spojrzała na mnie z wyrzutem.
— Nie udało się? — zapytała chłodno.
— Nie… — spuściłam wzrok. — Może zrobimy sos jogurtowy?
— Paweł zawsze lubił majonezowy — rzuciła cicho i odwróciła się do okna.
To jedno zdanie przebiło mnie na wskroś. Paweł. Nasz wspólny ból był jak mur między nami. Próbowałam być dla niej matką, ale czasem miałam wrażenie, że jestem tylko cieniem tej, którą powinnam być.
Wieczorem usiadłyśmy razem przy stole. Magda mieszała sałatkę, ja kroiłam warzywa. Cisza była gęsta jak śmietana.
— Wiesz… — zaczęła nagle Magda. — Czasem mam wrażenie, że ty mnie obwiniasz.
Zamarłam z nożem w dłoni.
— Za co?
— Za to, że żyję. Że to nie ja umarłam wtedy na tej drodze.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
— Nigdy tak nie myślałam…
— Ale czujesz to. Widzę to w twoich oczach. Każdego dnia.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Może miała rację? Może gdzieś głęboko we mnie była ta myśl — że gdyby to ona… Ale zaraz potem czułam wstyd i nienawiść do siebie za takie uczucia.
— Magda… — powiedziałam cicho. — Jesteś dla mnie jak córka. Jesteśmy tylko we dwie. Musimy się trzymać razem.
Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
— Ja też próbuję… Ale czasem czuję się tu obca. Jakbyś mnie tolerowała tylko dlatego, że byłam żoną Pawła.
Chciałam ją przytulić, ale ona odsunęła się lekko.
— Wiesz, twoja siostra dzwoniła dziś rano — powiedziała nagle zmieniając temat. — Zaprosiła mnie na Wigilię do siebie.
Zamarłam. Siostra zawsze była sceptyczna wobec Magdy. Uważała, że powinnam ją „puścić wolno”, pozwolić jej zacząć nowe życie.
— I co jej powiedziałaś?
— Że zostaję z tobą. Bo wiem, że sama sobie nie poradzisz.
Te słowa zabolały bardziej niż chciałam przyznać. Czy naprawdę byłam dla niej tylko obowiązkiem?
Nocą długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słysząc cichy płacz Magdy za ścianą. Chciałam do niej pójść, ale coś mnie powstrzymywało — duma? Strach przed kolejnym odrzuceniem?
Rano zadzwonił telefon. To była moja siostra.
— Anka, musisz coś z tym zrobić — powiedziała bez ogródek. — Ta dziewczyna cię wykańcza. Pozwól jej odejść.
— Nie mogę jej zostawić samej…
— Ale siebie też nie możesz zostawić! Paweł nie wróci. Ty żyjesz!
Po tej rozmowie długo siedziałam przy stole, patrząc na zdjęcie Pawła stojące na komodzie. Czy naprawdę żyję? Czy tylko trwam?
Wieczorem usiadłyśmy z Magdą przy herbacie.
— Może powinnaś pojechać do mojej siostry na święta — powiedziałam cicho.
Spojrzała na mnie zdziwiona.
— Chcesz się mnie pozbyć?
— Nie… Chcę, żebyś była szczęśliwa. Może tam znajdziesz spokój.
Magda milczała długo.
— A ty? Co z tobą?
Wzruszyłam ramionami.
— Ja już swoje przeżyłam…
Wtedy pierwszy raz od dawna zobaczyłam w jej oczach coś więcej niż żal — zobaczyłam współczucie.
— Może spróbujmy razem… jeszcze raz? — zapytała cicho.
Przytuliłyśmy się po raz pierwszy od miesięcy i obie płakałyśmy długo. Wiedziałam już wtedy, że nie będziemy nigdy rodziną taką jak dawniej. Ale może możemy być czymś nowym?
Czasem myślę: czy można naprawdę zastąpić kogoś tak bliskiego? Czy bycie „drugą matką” wystarczy, by uleczyć dwie złamane dusze? Co wy byście zrobili na moim miejscu?