Sprzedałam mieszkanie i nie pomogłam córce. Czy jestem złą matką?
— Mamo, nie możesz mi tego zrobić! — głos Ewy drżał, a jej oczy błyszczały gniewem i rozczarowaniem. Stała w progu mojego salonu, ściskając w dłoni klucze do swojego mieszkania, które ledwo spłacała. Ja siedziałam na kanapie, z dokumentami sprzedaży mojego mieszkania rozłożonymi na stole. W powietrzu wisiała cisza, którą przerywały tylko odgłosy ulicy za oknem.
— Ewo, to moja decyzja. Potrzebuję spokoju. Nie chcę już być ciężarem ani dla ciebie, ani dla siebie — odpowiedziałam cicho, choć serce waliło mi jak młotem. Bałam się tej rozmowy od miesięcy. Wiedziałam, że nie zrozumie. Że uzna mnie za egoistkę.
Ewa rzuciła torbę na podłogę i usiadła naprzeciwko mnie. — Przecież mogłabyś mi pomóc! Wiesz, jak ciężko jest teraz żyć? Kredyt, dzieci, praca po godzinach… A ty po prostu wszystko sprzedajesz i idziesz do domu starców?
Zacisnęłam dłonie na dokumentach. — To nie jest dom starców. To dom opieki. Tam będę miała opiekę, towarzystwo, lekarzy pod ręką. Nie chcę być dla ciebie kolejnym problemem.
— Ale ja nie proszę cię o opiekę! Proszę tylko o pomoc! — krzyknęła Ewa, a jej głos załamał się na końcu zdania.
Spojrzałam na nią długo. Moja córka zawsze była ambitna, ale też zawsze oczekiwała wsparcia. Kiedyś pomagałam jej we wszystkim: przy dzieciach, przy przeprowadzce, nawet przy wyborze męża. Ale teraz czułam, że jeśli dam jej te pieniądze, nigdy nie nauczy się samodzielności. Zawsze będzie czekać na ratunek.
— Ewo, musisz nauczyć się radzić sobie sama. Ja już swoje przeżyłam. Chcę mieć spokojną starość — powiedziałam łamiącym się głosem.
Wstała gwałtownie. — Nie rozumiem cię! Zawsze mówiłaś, że rodzina jest najważniejsza!
— I dlatego właśnie to robię — odpowiedziałam cicho.
Po jej wyjściu długo siedziałam w ciszy. Przypomniałam sobie nasze wspólne chwile: jak Ewa jako mała dziewczynka tuliła się do mnie po nocnych koszmarach; jak płakała po pierwszej kłótni z koleżanką; jak dumnie pokazywała mi świadectwo z czerwonym paskiem. Zawsze byłam przy niej. Ale czy to znaczyło, że mam być zawsze?
Następnego dnia zadzwoniła moja siostra, Teresa.
— Słyszałam o twojej decyzji — powiedziała bez zbędnych powitań. — Ewa do mnie dzwoniła cała we łzach.
Westchnęłam ciężko. — Wiem, że wszyscy mnie teraz ocenią.
— Może i tak… Ale czy ty jesteś szczęśliwa?
Zastanowiłam się chwilę. Czy byłam szczęśliwa? Przez ostatnie lata czułam się coraz bardziej samotna w tym dużym mieszkaniu. Czekałam na telefony od Ewy, które przychodziły coraz rzadziej. Czułam się niepotrzebna i niewidzialna.
— Chcę mieć jeszcze trochę życia dla siebie — powiedziałam w końcu.
W domu opieki wszystko było inne niż sobie wyobrażałam. Nie było tu smutku ani zapachu starości. Były rozmowy przy kawie, wspólne spacery po ogrodzie, śmiech i czasem łzy wspomnień. Poznałam panią Halinę, która straciła syna w wypadku samochodowym i pana Zbyszka, który całe życie pracował w kopalni i teraz uczył nas grać w szachy.
Ale każda noc była trudna. Leżąc w łóżku myślałam o Ewie i wnukach. Czy naprawdę zrobiłam dobrze? Czy mogłam postąpić inaczej?
Pewnego dnia Ewa przyszła mnie odwiedzić. Weszła do pokoju niepewnie, z oczami pełnymi żalu i pretensji.
— Mamo… Przepraszam za tamto ostatnie spotkanie — zaczęła cicho.
— Nie musisz przepraszać — przerwałam jej łagodnie. — Rozumiem cię.
Usiadła obok mnie na łóżku i przez chwilę milczałyśmy.
— Wiesz… Zaczęłam sobie radzić lepiej niż myślałam — powiedziała nagle. — Znalazłam dodatkową pracę, dzieci pomagają w domu… Może miałaś rację?
Uśmiechnęłam się przez łzy. — Zawsze wierzyłam w ciebie.
Przytuliłyśmy się mocno. Poczułam ulgę i smutek jednocześnie. Wiedziałam, że nasza relacja już nigdy nie będzie taka sama, ale może właśnie o to chodziło? Może czasem trzeba pozwolić odejść, żeby ktoś mógł naprawdę dorosnąć?
Wieczorem długo patrzyłam w okno na rozświetlone miasto. Czy bycie matką to ciągłe poświęcenie? Czy mam prawo myśleć o sobie? A może to właśnie największa miłość – pozwolić dziecku żyć własnym życiem?
Co wy byście zrobili na moim miejscu? Czy jestem złą matką?