„Tak, to ja zainicjowałam rozwód. Chcę wreszcie żyć po swojemu” – wyznanie 60-letniej pani Krystyny do córki
– Mamo, co się dzieje? – zapytała Ania, moja najstarsza córka, kiedy zobaczyła mnie płaczącą przy kuchennym stole. W dłoniach ściskałam kubek z zimną już herbatą, a łzy kapały mi na blat. Za oknem szarzał listopadowy wieczór, a w domu panowała cisza, jakiej nie znosiłam od lat.
– Aniu… – zaczęłam, ale głos mi się załamał. – Ja już nie mogę tak żyć. Nie chcę być tylko dodatkiem do czyjegoś życia.
Ania usiadła naprzeciwko mnie, ścisnęła moją dłoń. – Mamo, powiedz mi wszystko. Co się stało?
Wzięłam głęboki oddech. – Twój ojciec… On nigdy nie pomagał mi w domu. Zawsze uważał, że skoro nie pracuję zawodowo, to wszystko jest na mojej głowie. Przez lata godziłam się na to, bo dzieci były małe, bo dom, bo kredyt… Ale teraz? Mam sześćdziesiąt lat i czuję się jak służąca we własnym domu.
Ania milczała przez chwilę. – Ale przecież tata zawsze był taki…
– Tak, był taki. Ale ja już nie chcę tego znosić. Wiesz, ile razy prosiłam go, żeby chociaż wyrzucił śmieci? Albo żeby zrobił zakupy? On tylko wzrusza ramionami i mówi: „Przecież ty masz więcej czasu”. A ja już nie mam siły.
Wspomnienia zaczęły napływać falami. Nasze pierwsze lata razem – młodzi, zakochani, pełni marzeń. Potem pojawiła się Ania, potem Tomek. Ja rzuciłam pracę w bibliotece, bo ktoś musiał zająć się dziećmi. Marek pracował dużo, wracał zmęczony i oczekiwał obiadu na stole. Przez lata nie miałam własnych pieniędzy, wszystko musiałam uzgadniać z nim. Nawet kiedy dzieci dorosły i mogłam wrócić do pracy, Marek mówił: „Po co ci to? Przecież masz wszystko”.
Ale nie miałam wszystkiego. Miałam poczucie pustki i samotności. Dzieci wyjechały na studia, a ja zostałam sama z mężem, który traktował mnie jak powietrze.
– Mamo… – Ania zaczęła ostrożnie – Chcesz powiedzieć, że…
– Tak – przerwałam jej. – Złożyłam pozew o rozwód.
Ania zbladła. – Ale… przecież wy jesteście razem tyle lat! Co powiesz Tomkowi? Co powie babcia?
Poczułam znajome ukłucie winy. Przez całe życie myślałam o innych: o dzieciach, o Marku, o teściowej, która mieszkała z nami przez dziesięć lat i nigdy nie powiedziała mi dziękuję za opiekę. Zawsze byłam „ta dobra”, „ta wyrozumiała”. Ale czy ktoś kiedykolwiek zapytał mnie, czego ja chcę?
– Aniu, ja już nie mogę dłużej udawać. Próbowałam rozmawiać z twoim ojcem. Prosiłam go o wsparcie, o zwykłą rozmowę. On tylko wzdychał i mówił: „Znowu ci coś nie pasuje?”.
Przypomniałam sobie ostatnią kłótnię. Stałam w kuchni nad stertą brudnych naczyń po niedzielnym obiedzie. Marek siedział przed telewizorem i oglądał mecz.
– Może byś mi pomógł? – rzuciłam z nadzieją.
– Daj spokój, Krystyna! Przecież ty zawsze to robiłaś! – odpowiedział nawet nie odrywając wzroku od ekranu.
Wtedy coś we mnie pękło.
Zaczęłam coraz częściej wychodzić z domu: na spacery do parku, do biblioteki, na spotkania z koleżankami z dawnych lat. Zaczęłam czytać książki o kobietach, które odważyły się zmienić swoje życie po pięćdziesiątce. Zazdrościłam im odwagi.
Aż w końcu pomyślałam: dlaczego ja nie mogę?
Kiedy powiedziałam Markowi o rozwodzie, spojrzał na mnie jak na wariatkę.
– Ty? Rozwód? W tym wieku? Kto cię będzie chciał?
Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać. Ale wiedziałam już, że nie mogę się cofnąć.
Ania patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.
– Mamo… a co z nami? Co z rodziną?
– Aniu, wy jesteście dorośli. Macie swoje życie. Ja przez czterdzieści lat byłam dla wszystkich – dla was, dla Marka, dla babci… Teraz chcę być dla siebie.
Przez kolejne tygodnie dom był pełen napięcia. Marek chodził naburmuszony, rzucał kąśliwe uwagi: „Ciekawe, jak sobie poradzisz sama”, „Zobaczysz jeszcze, jak dobrze miałaś”. Tomek zadzwonił z Wrocławia i krzyczał przez telefon:
– Mamo! Co ty wyprawiasz? Ojciec jest stary! Jak możesz go zostawić?
A ja płakałam nocami do poduszki i zastanawiałam się, czy robię dobrze.
Przyszedł dzień rozprawy sądowej. Siedziałam na ławce przed salą rozpraw w starym budynku sądu rejonowego w naszym mieście. Obok mnie siedziała moja przyjaciółka Basia.
– Krystyna, jesteś pewna? – zapytała cicho.
– Tak – odpowiedziałam drżącym głosem. – Po raz pierwszy w życiu jestem czegoś pewna.
Rozwód orzeczono szybko. Marek nawet nie próbował walczyć.
Pierwsze tygodnie po rozstaniu były trudne. Czułam się winna wobec dzieci, samotna w pustym mieszkaniu. Ale potem zaczęłam dostrzegać drobiazgi: ciszę bez telewizora grającego cały dzień; porządek w kuchni; własne decyzje podejmowane bez konsultacji z kimkolwiek.
Zaczęłam chodzić na zajęcia jogi dla seniorów w domu kultury. Zapisałam się na kurs komputerowy. Po raz pierwszy od lat poczułam się wolna.
Ania odwiedziła mnie któregoś popołudnia.
– Mamo… chyba zaczynam cię rozumieć – powiedziała cicho.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
Dziś wiem jedno: nigdy nie jest za późno na zmianę. Nawet jeśli wszyscy wokół mówią ci, że powinnaś być wdzięczna za to, co masz.
Czasem pytam siebie: czy naprawdę trzeba było czekać aż sześćdziesiąt lat? Czy kobieta w Polsce musi poświęcić całe życie dla innych, żeby w końcu zawalczyć o siebie?
A Wy? Czy mieliście kiedyś odwagę postawić siebie na pierwszym miejscu?