Odłamki, których nie da się poskładać – historia Magdy z Białegostoku
Wszystko zaczęło się w środku nocy, kiedy telefon zadzwonił tak głośno, że aż podskoczyłam na łóżku. Mama wbiegła do mojego pokoju z twarzą bladą jak ściana. – Magda, to policja. Michał nie wrócił do domu – powiedziała drżącym głosem. W tamtej chwili świat przestał istnieć. Mój młodszy brat, zawsze roztrzepany, ale dobry chłopak, zniknął bez śladu.
Następne dni były jak koszmar na jawie. Mama nie spała, nie jadła, tylko chodziła po domu i powtarzała: „To moja wina. Powinnam była go zatrzymać”. Tata zamknął się w garażu i przestał się odzywać. Ja próbowałam być silna dla wszystkich, ale każdej nocy płakałam w poduszkę, żeby nikt nie słyszał.
– Magda, musisz iść do szkoły – mówiła mama, ale jej głos był pusty. – Nie mogę – odpowiadałam. – Jak mam udawać, że wszystko jest normalnie?
W końcu wróciłam do liceum, ale czułam się jak duch. Nauczyciele patrzyli na mnie ze współczuciem, koleżanki szeptały za plecami. Najgorsza była cisza w domu. Tata coraz częściej znikał na całe dnie, a mama zaczęła pić wino wieczorami, choć wcześniej nawet nie dotykała alkoholu.
Pewnego dnia wróciłam do domu i zobaczyłam ich kłócących się w kuchni:
– To twoja wina! – krzyczał tata. – Zawsze go rozpieszczałaś!
– A ty? Gdzie byłeś, kiedy nas potrzebował? – odparowała mama.
Stałam w progu i czułam, jak coś we mnie pęka. Chciałam krzyczeć, żeby przestali, żeby ktoś wreszcie mnie przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Ale nikt tego nie zrobił.
Minęły miesiące. Michała nie znaleziono. Policja umorzyła sprawę. Mama zamieniła się w cień człowieka, tata wyprowadził się do babci na drugi koniec miasta. Zostałam sama w mieszkaniu pełnym wspomnień i niedokończonych rozmów.
Zaczęłam pisać listy do Michała. Każdego wieczoru siadałam przy biurku i pisałam:
„Michał, jeśli to czytasz, wróć. Mama tęskni. Tata też, choć udaje twardego. Ja… ja już nie wiem, kim jestem bez ciebie”.
Nigdy ich nie wysłałam. Chowałam je do starego pudełka po butach pod łóżkiem.
Pewnej nocy mama wróciła pijana do domu i zaczęła płakać:
– Magda… ja już nie umiem żyć…
Przytuliłam ją mocno.
– Mamo, musimy spróbować… dla siebie…
– Ty nic nie rozumiesz! – wyrwała się i trzasnęła drzwiami do sypialni.
Z czasem nauczyłam się gotować obiady dla jednej osoby i prać swoje rzeczy. Przestałam czekać na tatę i przestałam liczyć na to, że mama się zmieni. W szkole poznałam Olę – dziewczynę z klasy równoległej. Miała rude włosy i śmiała się głośno nawet wtedy, gdy inni milczeli.
– Chodź ze mną na spacer po Plantach – zaproponowała pewnego dnia.
– Nie mam siły – odpowiedziałam.
– Wiem. Ale chodź.
Szłyśmy długo w milczeniu.
– Wiesz – powiedziała nagle Ola – mój brat też zniknął. Tylko że wrócił po dwóch tygodniach.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
– I co wtedy?
– Nic nie było już takie samo. Ale nauczyliśmy się żyć od nowa.
Te słowa długo dźwięczały mi w głowie.
Wiosną mama trafiła do szpitala po zatruciu lekami nasennymi i alkoholem. Lekarze powiedzieli mi: „To cud, że pani mama żyje”. Siedziałam przy jej łóżku i patrzyłam na jej wychudzoną twarz.
– Przepraszam – wyszeptała cicho.
– Mamo…
– Nie umiałam być dla ciebie matką…
– Ale jesteś…
Po powrocie do domu próbowałyśmy odbudować coś z tych odłamków dawnego życia. Było ciężko. Mama chodziła na terapię, ja pracowałam po szkole w kawiarni, żeby mieć na swoje potrzeby.
Tata pojawił się po roku z nową partnerką. Przyszedł do nas z kwiatami:
– Magda… chciałem cię przeprosić…
Patrzyłam na niego długo.
– Za co? Za to, że uciekłeś?
– Nie umiałem inaczej…
Mama milczała przez całą wizytę.
Po jego wyjściu usiadłyśmy razem przy stole.
– Chciałabym mu wybaczyć – powiedziałam cicho.
– Ja chyba nigdy nie będę umiała – odpowiedziała mama.
Czasem myślę o tym wszystkim jak o rozbitym szkle – można próbować poskładać kawałki, ale nigdy nie będzie już tak samo gładko jak wcześniej. Z Olą rozmawiam codziennie przez telefon, choć wyjechała na studia do Warszawy. Mama nadal walczy ze swoimi demonami, a ja próbuję budować własne życie na tych kruchych fundamentach.
Często pytam siebie: czy można naprawdę wybaczyć rodzinie wszystko? Czy są rany, które nigdy się nie zabliźnią? Może właśnie o to chodzi w dorosłości – żeby nauczyć się żyć z odłamkami pod skórą.