Między Marzeniem a Rozczarowaniem: Historia Zofii i Jej Rodzinnego Konfliktu

– Naprawdę to zrobiłaś, mamo? – głos Michała drżał, choć starał się brzmieć spokojnie. Stał w progu mojego mieszkania, a jego żona Ania nerwowo ściskała torebkę.

Patrzyłam na nich, czując jak serce wali mi w piersi. W powietrzu wisiała cisza, gęsta od niewypowiedzianych pretensji. Właśnie wróciliśmy z moich sześćdziesiątych urodzin – wielkiej uroczystości w restauracji nad Wisłą, o której marzyłam od lat. Było ponad pięćdziesiąt osób, muzyka na żywo, tort z malinami i szampan. Przez chwilę czułam się jak królowa. Ale teraz…

– Tak, Michał – odpowiedziałam cicho. – Wydałam te pieniądze na siebie. Chciałam choć raz w życiu poczuć się wyjątkowo.

Ania spojrzała na mnie z wyrzutem. – Myśleliśmy, że pomożesz nam z wkładem na samochód. Wiesz, jak bardzo go potrzebujemy…

Zacisnęłam dłonie na filiżance herbaty. Przez całe życie oszczędzałam – na lepsze jutro dla Michała, na jego studia, potem na mieszkanie. Po śmierci męża zostałam sama z dzieckiem i długami. Pracowałam w szkole jako nauczycielka polskiego, dorabiałam korepetycjami, latem zbierałam truskawki u siostry pod Grójcem. Każda złotówka była ważna.

Ale kiedy Michał się ożenił, poczułam się… zbędna. Ich życie toczyło się własnym rytmem. Rzadko dzwonili, odwiedzali mnie głównie przy okazji świąt. Wnuków nie miałam. Czułam się coraz bardziej samotna.

– Mamo, przecież mówiłaś, że masz oszczędności – Michał nie dawał za wygraną. – My naprawdę liczyliśmy na twoją pomoc.

– Michał… – zaczęłam, ale przerwał mi gestem.

– Wiesz, ile kosztuje teraz samochód? Bez twojego wsparcia nie damy rady. Muszę dojeżdżać do pracy do Piaseczna, Ania też ma dość komunikacji miejskiej.

Ania westchnęła teatralnie. – A ty wydajesz wszystko na jeden wieczór…

Poczułam ukłucie w sercu. Czy naprawdę byłam aż tak samolubna? Przecież przez czterdzieści lat wszystko robiłam dla innych. Moje marzenia zawsze były na końcu listy.

Wróciły wspomnienia: jak rezygnowałam z nowych butów, żeby kupić Michałowi podręczniki; jak płakałam nocami ze zmęczenia po kolejnej zmianie w szkole; jak patrzyłam przez okno na szczęśliwe rodziny, podczas gdy ja walczyłam o każdy dzień.

– Chciałam choć raz zrobić coś dla siebie – powiedziałam cicho. – Czy to naprawdę tak wiele?

Michał spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Myślałem, że rodzina jest najważniejsza.

Zrobiło mi się słabo. Czy naprawdę byłam aż taką egoistką? Czy nie miałam prawa do odrobiny szczęścia?

Następne dni były pełne milczenia. Michał nie odbierał telefonów. Ania napisała mi krótkiego SMS-a: „Nie rozumiemy cię”.

W pracy koleżanki pytały o urodziny. Opowiadałam im o tańcu z panem Staszkiem z matematyki, o śmiechu i wzruszeniu przy wspomnieniach z młodości. Ale w środku czułam pustkę.

Wieczorami siadałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Zastanawiałam się, czy mogłam postąpić inaczej. Może powinnam była podzielić pieniądze? Może powinnam była zapytać Michała o zgodę?

Pewnego dnia zadzwoniła moja siostra Helena.

– Zosiu, co się dzieje? Michał do mnie dzwonił, był bardzo rozżalony.

Opowiedziałam jej wszystko. Helena milczała przez chwilę.

– Wiesz co? Dobrze zrobiłaś. Całe życie byłaś dla innych. Teraz czas na ciebie.

Ale czy rzeczywiście miałam do tego prawo?

Tydzień później spotkałam Michała przypadkiem w sklepie spożywczym. Stał przy kasie z Anią, oboje wyglądali na zmęczonych i rozdrażnionych.

– Cześć – powiedziałam niepewnie.

Michał skinął głową, ale nie spojrzał mi w oczy.

– Michał… możemy porozmawiać?

Ania przewróciła oczami i wyszła przed sklep.

– Co chcesz powiedzieć? – zapytał chłodno.

– Przepraszam, jeśli was zawiodłam – wyszeptałam. – Ale musiałam zrobić coś dla siebie. Przez tyle lat żyłam tylko dla ciebie…

Michał wzruszył ramionami.

– Może po prostu nie rozumiem twoich wyborów.

Patrzyłam za nim długo po tym, jak wyszedł ze sklepu. Czułam się rozdarta między poczuciem winy a potrzebą bycia sobą.

Minęły miesiące. Nasze relacje ochłodziły się jeszcze bardziej. Na Boże Narodzenie dostałam od nich kartkę bez podpisu „kochamy cię”.

Czasem myślę o tym wieczorze nad Wisłą – o śmiechu przyjaciółek, o tańcu do rana, o tym jednym momencie szczęścia. Czy było warto?

A może powinnam była znów poświęcić siebie dla rodziny?

Czy matka ma prawo do własnych marzeń?

A wy… co byście zrobili na moim miejscu?