Uciekłam z domu, bo nie mogłam już dłużej wytrzymać – historia o rodzinnych więzach, które ranią

– Zuzanna, ty bezużyteczna egoistko! – wrzasnęła mama, trzaskając drzwiami mojego pokoju. – Twój brat umiera, a ty siedzisz z nosem w książkach! Może lepiej byłoby, gdybyś to ty była chora!

Te słowa dźwięczą mi w uszach do dziś. To był czerwiec, tuż po maturze. Siedziałam na łóżku, ściskając w dłoni telefon i próbując nie płakać. Mój młodszy brat, Michał, od lat chorował na dystrofię mięśniową. Mama całkowicie poświęciła mu życie – i oczekiwała tego samego ode mnie. Ale ja chciałam czegoś więcej. Chciałam studiować, mieć przyjaciół, zakochać się. Chciałam żyć.

Od miesięcy atmosfera w domu była nie do zniesienia. Mama coraz częściej wyładowywała na mnie swoją frustrację. Każda moja próba rozmowy kończyła się awanturą. – Ty nic nie rozumiesz! – powtarzała. – Jesteś zimna jak twój ojciec! On też nas zostawił! – krzyczała, choć tata odszedł, gdy miałam dziesięć lat i od tamtej pory nie odezwał się ani słowem.

Pewnej nocy, kiedy mama spała na kanapie przy łóżku Michała, spakowałam plecak. Wrzuciłam do niego kilka ubrań, dokumenty i trochę oszczędności z pracy w piekarni. Wyszłam z domu po cichu, jak złodziej. Bałam się, że jeśli zostanę choćby jeden dzień dłużej, coś we mnie pęknie na zawsze.

Przez pierwsze dni spałam u koleżanki z klasy, Magdy. Jej rodzice przyjęli mnie bez pytań. Magda próbowała mnie pocieszać: – Zuzka, musisz myśleć o sobie. Twoja mama jest chora z rozpaczy, ale to nie znaczy, że masz być jej workiem treningowym.

Ale mama nie zamierzała odpuścić. Już następnego dnia zaczęły przychodzić wiadomości:

„Jesteś potworem. Mam nadzieję, że kiedyś ktoś cię zostawi tak samo.”

„Nie zasługujesz na nic dobrego. Lepiej by było, gdybyś się nigdy nie urodziła.”

Zablokowałam jej numer. Następnego dnia dostałam SMS-a z innego:

„Twój brat pytał o ciebie. Powiedziałam mu prawdę – że jesteś egoistką i nie obchodzi cię jego życie.”

Każda wiadomość bolała jak cios w brzuch. Próbowałam się odciąć, ale ona zawsze znajdowała sposób, by mnie zranić. Czasem dzwoniła do Magdy albo pisała do moich znajomych na Facebooku. Wstydziłam się tego wszystkiego. Czułam się winna i podle.

Zaczęłam mieć koszmary. Śniło mi się, że wracam do domu i widzę mamę płaczącą nad łóżkiem Michała. Że on umiera przeze mnie. Że mama przeklina mnie na głos, a sąsiedzi patrzą na mnie z pogardą.

W końcu znalazłam pokój do wynajęcia w starej kamienicy na Pradze. Właścicielka była starszą panią – pani Halina – która od razu zauważyła moje podkrążone oczy.

– Dziecko, uciekasz przed czymś? – zapytała pewnego wieczoru.

Nie odpowiedziałam od razu. Ale po kilku dniach opowiedziałam jej wszystko: o chorobie Michała, o matce, o ucieczce.

– Twoja mama jest bardzo nieszczęśliwa – powiedziała pani Halina cicho. – Ale to nie daje jej prawa cię krzywdzić.

Próbowałam się skupić na nauce – dostałam się na psychologię na UW. Ale nawet tam nie mogłam uciec od przeszłości. W autobusie sprawdzałam telefon z lękiem: czy znowu napisała? Czy znowu życzy mi śmierci?

Czasem łapałam się na tym, że chciałabym wrócić do domu i przytulić Michała. Ale wiedziałam, że mama nie pozwoli mi nawet wejść do pokoju bez awantury.

Pewnego dnia dostałam wiadomość od sąsiadki z bloku:

„Twoja mama mówi wszystkim, że jesteś wyrodną córką i zostawiłaś brata na śmierć.”

Poczułam się tak upokorzona i samotna jak nigdy wcześniej.

W listopadzie Michał trafił do szpitala z powodu zapalenia płuc. Dowiedziałam się o tym przypadkiem od Magdy. Pojechałam tam wieczorem, ale mama nie pozwoliła mi wejść do sali.

– Nie masz tu czego szukać! – syknęła przez zaciśnięte zęby. – To przez ciebie on jest taki słaby!

Stałam pod drzwiami oddziału i płakałam jak dziecko.

Po powrocie do mieszkania długo siedziałam w ciemności. Pani Halina przyniosła mi herbatę.

– Musisz zadbać o siebie – powiedziała łagodnie. – Twoja mama jest chora ze strachu i bólu. Ale ty też masz prawo żyć.

Czasem myślę o tym wszystkim i zastanawiam się: czy naprawdę jestem taka zła? Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy kiedykolwiek będę mogła wrócić do domu bez lęku?

Może są rodziny, które potrafią kochać bez ranienia siebie nawzajem. Może kiedyś będę miała własną rodzinę i zrobię wszystko inaczej…

Czy można wybaczyć matce wszystko? Czy można przestać czuć się winnym za cudze cierpienie? Nie wiem… Ale wiem jedno: czasem trzeba odejść, żeby móc oddychać.