Sekret, który rozdarł nasze życie: Opowieść o rodzinie, która nie przetrwała prawdy
Już w pierwszych minutach po pogrzebie ojca czułam, że coś w naszej rodzinie pękło na zawsze. Stałam przy grobie, ściskając dłoń mojej młodszej siostry, a mama – jak zwykle – patrzyła gdzieś w dal, jakby nie chciała widzieć ani mnie, ani Marty. W powietrzu wisiała cisza, która bolała bardziej niż najgorsze słowa. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to dopiero początek końca.
Nazywam się Kinga Nowicka. Mam trzydzieści cztery lata i przez większość życia próbowałam być tą „dobrą córką”. Po śmierci taty wszystko się zmieniło. Mama, Elżbieta, zamknęła się w sobie jeszcze bardziej niż zwykle. Zawsze była chłodna, wymagająca, nigdy nie przytulała nas bez powodu. Tata był naszym buforem – łagodził konflikty, żartował, gotował najlepsze pierogi na świecie. Teraz zostałyśmy same z matką, która nie potrafiła okazać czułości nawet w żałobie.
Po pogrzebie wróciłyśmy do mieszkania na osiedlu w Katowicach. Siedziałyśmy przy stole w kuchni – ja, Marta i mama. Cisza była ciężka jak ołów. W końcu Marta nie wytrzymała:
– Mamo, musimy porozmawiać o spadku. O tym mieszkaniu…
Mama spojrzała na nią z pogardą:
– Jeszcze ciepły, a wy już o pieniądzach? Typowe.
– To nie tak! – zaprotestowałam. – Po prostu musimy wiedzieć, co dalej.
– Co dalej? – Elżbieta wzruszyła ramionami. – Ja tu zostaję. Wy róbcie, co chcecie.
Wiedziałam, że nie będzie łatwo. Mama nigdy nie rozmawiała z nami otwarcie o uczuciach czy problemach. Wszystko zamiatała pod dywan. Ale teraz sprawy były poważne – tata zostawił długi, o których nikt nie wiedział. Dopiero po jego śmierci zaczęły przychodzić listy z banku.
Pewnego wieczoru znalazłam mamę płaczącą w łazience. To był pierwszy raz od lat, kiedy widziałam ją taką bezbronną.
– Mamo…
– Zostaw mnie! – krzyknęła przez łzy.
Ale nie mogłam jej zostawić. Usiadłam na podłodze pod drzwiami i słuchałam jej szlochu. Wtedy zrozumiałam, że ona też jest ofiarą tych wszystkich tajemnic.
Kilka dni później zadzwonił do mnie numer, którego nie znałam.
– Dzień dobry, tu mecenas Kaczmarek. Chciałem porozmawiać o sprawach spadkowych po państwa ojcu.
Umówiłam się z nim na spotkanie i zabrałam Martę. Okazało się, że tata miał drugie konto bankowe i… drugą rodzinę. Przez dwadzieścia lat prowadził podwójne życie – miał syna z inną kobietą w Gliwicach.
Marta zbladła.
– To niemożliwe…
– Niestety – mecenas rozłożył ręce. – Jest testament. Syn pana Tomasza ma prawo do połowy majątku.
Wróciłyśmy do domu w milczeniu. Mama siedziała w salonie i oglądała stare zdjęcia.
– Wiedziałaś? – zapytałam cicho.
Nie odpowiedziała od razu. Po chwili spojrzała mi prosto w oczy:
– Domyślałam się od lat. Ale co miałam zrobić? Zostawić go? Zostałybyśmy bez niczego.
– Dlaczego nam nie powiedziałaś?
– Bo chciałam was chronić! – wybuchła nagle. – Myślisz, że to było łatwe?
Marta zaczęła płakać. Ja poczułam tylko pustkę i gniew.
– Całe życie żyliśmy w kłamstwie…
– Nie rozumiesz! – mama podniosła głos. – Twój ojciec był dobrym człowiekiem! Kochał was!
– Ale miał drugą rodzinę!
Przez kolejne dni atmosfera w domu była nie do zniesienia. Mama zamknęła się w swoim pokoju, Marta wyjechała do chłopaka do Warszawy. Ja zostałam sama z myślami i żalem.
Zaczęły się telefony od przyrodniego brata – Pawła. Chciał się spotkać.
– Kinga… wiem, że to trudne. Ale ja też straciłem ojca.
Nie chciałam go widzieć. Dla mnie był symbolem zdrady taty.
W pracy byłam cieniem samej siebie. Szefowa pytała:
– Kinga, co się dzieje? Jesteś nieobecna.
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Wszystko straciło sens.
Pewnego dnia zadzwoniła Marta:
– Musimy coś zrobić z mamą. Ona sobie nie radzi.
Pojechałyśmy razem do domu rodzinnego. Mama była wychudzona, zaniedbana, wszędzie leżały nieotwarte listy i rachunki.
– Mamo…
– Zostawcie mnie! – krzyknęła.
Ale tym razem nie odpuściłyśmy. Zabrałyśmy ją do lekarza, potem do psychologa. Powoli zaczęła wracać do życia.
Ja też zaczęłam układać sobie wszystko na nowo. Spotkałam się z Pawłem. Był do mnie podobny – ten sam uśmiech co tata.
– Nie chcę ci zabierać rodziny – powiedział cicho.
– Już ją straciłam – odpowiedziałam szczerze.
Z czasem zaczęliśmy rozmawiać coraz częściej. Okazało się, że Paweł też czuł się oszukany przez ojca. Jego matka wiedziała o nas i nienawidziła mojego taty za to podwójne życie.
Minęły miesiące. Mama sprzedała mieszkanie i przeprowadziła się do mniejszego lokum pod miastem. Marta wyszła za mąż i wyjechała do Niemiec. Ja zostałam w Katowicach z Pawłem jako jedynym bliskim człowiekiem.
Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy lepiej żyć w kłamstwie i mieć złudzenie szczęścia, czy znać prawdę i cierpieć? Czy można wybaczyć rodzicom ich błędy? A może każdy z nas nosi w sobie tajemnice, które mogą zniszczyć wszystko?
Czy wy bylibyście w stanie wybaczyć taką zdradę? Jak żyć dalej po czymś takim?