Pomogłam kobiecie na ulicy. Dopiero później odkryłam, kim naprawdę była – i jak bardzo zraniła moją rodzinę

— Proszę pani, wszystko w porządku? — zapytałam, klękając na zimnym, mokrym chodniku. Kobieta była blada, jej dłonie drżały, a w oczach malował się strach pomieszany z zawstydzeniem. Przez chwilę patrzyła na mnie nieprzytomnie, jakby próbowała sobie przypomnieć, gdzie jest i kim jestem.

— Dziękuję… — wyszeptała cicho, chwytając moją dłoń. Pomogłam jej wstać, podtrzymując pod łokciem. Przechodnie mijali nas obojętnie, niektórzy nawet z niechęcią zerkali, jakbyśmy przeszkadzały im w drodze do pracy.

— Może zadzwonić po karetkę? — zaproponowałam, widząc jak ciężko oddycha.

— Nie trzeba… To tylko chwilowe osłabienie. Mam już swoje lata — odpowiedziała, próbując się uśmiechnąć.

Zaproponowałam, że odprowadzę ją do pobliskiej kawiarni. Przystała na to bez słowa sprzeciwu. W środku zamówiłam dla niej herbatę z cytryną i usiadłam naprzeciwko. Przez chwilę milczałyśmy. Obserwowałam jej twarz — zmarszczki wokół oczu i ust, siwe włosy starannie upięte w kok. Była elegancka, choć jej płaszcz był przemoczony.

— Dziękuję ci, dziecko — powiedziała nagle. — W dzisiejszych czasach rzadko kto zatrzyma się, by pomóc.

Uśmiechnęłam się niepewnie. — Każdemu może się to przydarzyć.

Wtedy spojrzała na mnie uważniej. Przez moment miałam wrażenie, że jej wzrok przeszywa mnie na wskroś. — Jak masz na imię?

— Zuzanna. Zuzanna Majewska.

Zadrżała lekko, ale szybko opanowała emocje. — Piękne imię… — powiedziała cicho.

Po chwili rozmowy zostawiłam ją w kawiarni i pobiegłam do pracy, spóźniona i roztrzęsiona. Przez cały dzień nie mogłam przestać myśleć o tej kobiecie. Coś w jej spojrzeniu wydawało mi się znajome, choć byłam pewna, że nigdy wcześniej jej nie widziałam.

Wieczorem opowiedziałam o wszystkim mamie. Siedziałyśmy przy kuchennym stole, popijając herbatę.

— Opisałaś ją tak dokładnie… — mama zamilkła nagle, a jej twarz pobladła. — Czy ona miała może złoty pierścionek z zielonym oczkiem?

Zdziwiło mnie to pytanie, ale przypomniałam sobie błysk biżuterii na jej dłoni. — Tak… Skąd wiesz?

Mama odsunęła filiżankę i spojrzała na mnie z bólem w oczach.

— To Stefania Nowakowska — wyszeptała. — Kobieta, przez którą rozpadło się nasze życie.

Zamarłam. Stefania Nowakowska… To nazwisko przewijało się przez całe moje dzieciństwo jak złowroga legenda. To ona była powodem odejścia mojego ojca, to przez nią mama przez lata walczyła z depresją i samotnością.

— Ale… jak to możliwe? Przecież ona była tylko koleżanką z pracy taty…

Mama pokręciła głową.

— Była kimś więcej. Zniszczyła naszą rodzinę dla własnej wygody i ambicji. Doniosła na twojego ojca do dyrekcji, oskarżyła go o rzeczy, których nie zrobił. Stracił pracę, a potem odszedł od nas… Nigdy się po tym nie podniosł.

Poczułam, jak ogarnia mnie fala gniewu i bezsilności. Przez chwilę miałam ochotę pobiec do kawiarni i wykrzyczeć tej kobiecie wszystko prosto w twarz.

Przez kolejne dni nie mogłam spać spokojnie. W głowie kłębiły mi się pytania: dlaczego los postawił ją na mojej drodze? Czy powinnam żałować swojej pomocy? Czy można przebaczyć komuś taką krzywdę?

Kilka dni później zobaczyłam ją ponownie — siedziała samotnie na ławce w parku, zapatrzona w dal. Podeszłam powoli.

— Pani Stefania? — zapytałam cicho.

Spojrzała na mnie zaskoczona.

— Wiedziała pani kim jestem? — zapytałam drżącym głosem.

Milczała przez dłuższą chwilę.

— Tak… Poznałam cię od razu. Jesteś taka podobna do matki.

Zacisnęłam pięści.

— Dlaczego to pani zrobiła? Dlaczego zniszczyła pani nasze życie?

Stefania spuściła głowę.

— Byłam młoda i głupia. Zazdrościłam twojej matce wszystkiego: rodziny, miłości męża, sukcesów w pracy… Chciałam być kimś ważnym i myślałam, że jeśli ją skrzywdzę, sama poczuję się lepiej. Ale to była największa pomyłka mojego życia.

W jej oczach zobaczyłam łzy.

— Przepraszam cię… Przepraszam twoją matkę… Ale wiem, że nie zasługuję na przebaczenie.

Stałyśmy tak przez chwilę w milczeniu. Czułam w sobie burzę emocji: gniew, żal, współczucie i coś jeszcze — może cień ulgi?

Wróciłam do domu i długo rozmawiałam z mamą. Powiedziałam jej o spotkaniu w parku. Mama płakała długo, a potem powiedziała:

— Może czas już przestać żyć przeszłością? Może to znak, żebyśmy obie spróbowały wybaczyć?

Nie wiem, czy potrafię wybaczyć Stefani Nowakowskiej to wszystko, co zrobiła naszej rodzinie. Ale wiem jedno: gdybym wtedy nie podała jej ręki na ulicy, nigdy nie dowiedziałabym się prawdy o przeszłości mojej matki i o sobie samej.

Czy można wybaczyć komuś taką krzywdę? Czy przebaczenie jest możliwe nawet wtedy, gdy rany są tak głębokie? Co byście zrobili na moim miejscu?