Synowa, której się bałam, uratowała mi życie – i wyznała prawdę, która zmieniła wszystko
– Mamo, wszystko w porządku? – głos Kamila brzmiał przez telefon jakby z oddali, choć trzymałam słuchawkę przy uchu. – Tak, synku, wszystko dobrze – skłamałam, bo przecież nie chciałam być ciężarem. Odkąd przeszedł do nowej pracy w Warszawie, widywaliśmy się rzadko. Alicja, jego żona, zawsze była uprzejma, ale chłodna. Nigdy nie zadzwoniła bez powodu, nie zapytała, czy czegoś mi trzeba. Czułam się jak nieproszony gość w ich życiu.
Zawsze myślałam, że jestem dla niej tylko przeszkodą. Może nawet mnie nienawidzi? Przecież od początku była zdystansowana. Kiedy Kamil przyprowadził ją pierwszy raz na Wigilię, siedziała cicho przy stole, odpowiadała półsłówkami. „Może to ja robię coś źle?” – myślałam wtedy. Ale z czasem przestałam się łudzić. Byłam tylko teściową – tą, którą trzeba odwiedzić na święta i zadzwonić raz na miesiąc.
Wczoraj wszystko się zmieniło.
Był zwykły poniedziałek. Padał deszcz, a ja wracałam z zakupów. Nagle poczułam, jak świat wiruje. Zanim upadłam na podłogę w przedpokoju, zdążyłam tylko pomyśleć: „Nie chcę umierać sama”.
Obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi i czyjś głos: – Pani Zofio! Pani Zofio! To ja, Alicja!
Leżałam na podłodze, nie mogąc się ruszyć. Alicja weszła do mieszkania z własnym kluczem – nawet nie wiedziałam, że go ma! – i od razu zadzwoniła po pogotowie. Trzymała mnie za rękę przez całą drogę do szpitala.
– Proszę się nie martwić – powtarzała cicho. – Wszystko będzie dobrze.
Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Skąd wiedziała? Dlaczego przyjechała?
Po badaniach lekarz powiedział, że to tylko przemęczenie i stres. Alicja została ze mną do wieczora. Siedziałyśmy w szpitalnej sali w milczeniu. W końcu nie wytrzymałam:
– Dlaczego tu jesteś? Przecież zawsze mnie unikałaś.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
– Myśli pani, że panią nienawidzę?
Pokiwałam głową. W oczach poczułam łzy.
– Pani Zofio… – zaczęła cicho. – Ja się pani bałam.
Zaniemówiłam.
– Bała się mnie pani? Ale dlaczego?
Alicja spuściła wzrok.
– Kiedy poznałam Kamila, opowiadał o pani jak o bohaterce. O tym, jak sama wychowała pani syna po śmierci męża, jak walczyła o każdy grosz… Czułam się przy pani… niewystarczająca. Bałam się, że nie sprostam oczekiwaniom. Że będę rozczarowaniem dla Kamila i dla pani.
Zrobiło mi się wstyd. Przez tyle lat myślałam tylko o sobie – o tym, jak bardzo jestem samotna i niechciana. Nie przyszło mi do głowy, że ona też może się bać.
– Ale dlaczego nigdy mi tego nie powiedziałaś?
Alicja uśmiechnęła się smutno.
– Bo w naszej rodzinie nikt nie mówi o uczuciach. Kamil zawsze wszystko tłumił w sobie. Ja też nauczyłam się milczeć.
Siedziałyśmy tak jeszcze długo. W końcu Alicja wyciągnęła z torebki mały notes.
– Chciałam pani coś pokazać – powiedziała drżącym głosem.
Otworzyła notes na stronie zapisanej drobnym pismem:
„Droga Mamo,
Nie wiem, czy kiedykolwiek będę potrafił ci to powiedzieć wprost. Dziękuję za wszystko. Za to, że nigdy się nie poddałaś i zawsze byłaś przy mnie. Wiem, że czasem cię zawodzę…”
To był list od Kamila. Alicja znalazła go przypadkiem w jego komputerze i przepisała do notesu.
– On bardzo panią kocha – powiedziała cicho. – Tylko nie umie tego okazać.
Łzy popłynęły mi po policzkach.
– A ty? – zapytałam szeptem.
Alicja spojrzała mi prosto w oczy.
– Ja też panią kocham. Tylko… muszę się tego nauczyć.
Wróciłyśmy razem do domu następnego dnia. Alicja została ze mną jeszcze kilka godzin, zrobiła herbatę i posprzątała kuchnię. Rozmawiałyśmy o wszystkim: o jej pracy w szkole, o moich dawnych marzeniach, o tym, jak bardzo obie boimy się samotności.
Wieczorem zadzwonił Kamil:
– Mamo… przepraszam, że tak rzadko dzwonię. Może przyjedziemy w weekend?
Po raz pierwszy od lat poczułam nadzieję.
Dziś wiem jedno: czasem największe bariery są tylko w naszych głowach. Może gdybyśmy wcześniej odważyli się mówić o tym, co naprawdę czujemy…
Czy naprawdę tak trudno jest powiedzieć komuś: „potrzebuję cię”? Ile rodzinnych dramatów można by uniknąć, gdybyśmy umieli rozmawiać? Co wy o tym myślicie?