Na skrzydłach szczęścia do wymarzonego życia – historia Magdaleny i jej rodziny
Drzwi zatrzasnęły się za mną z głuchym hukiem, a echo tego dźwięku rozniosło się po pustym korytarzu. Stałam z walizką w ręku, serce waliło mi jak młot, a w głowie kłębiły się myśli – czy to naprawdę się dzieje? Przecież miał być to najpiękniejszy dzień mojego życia. Po latach poświęceń, samotnych wieczorów i walki o każdy uśmiech mojego syna, wreszcie miałam zacząć żyć dla siebie. Dla nas – dla mnie i dla Pawła.
Nazywam się Magdalena. Mam czterdzieści dwa lata i przez większość życia byłam sama. Mój pierwszy mąż, Krzysztof, zostawił mnie, gdy nasz syn, Kuba, miał zaledwie pięć lat. Z dnia na dzień musiałam stać się silna – dla siebie i dla dziecka. Pracowałam na dwa etaty: w szkole jako nauczycielka polskiego i wieczorami w bibliotece. Nie miałam czasu na miłość, na marzenia. Wszystko podporządkowałam Kubie.
Kiedy poznałam Pawła, nie wierzyłam, że jeszcze mogę być szczęśliwa. Był czuły, opiekuńczy, miał poczucie humoru i potrafił rozproszyć każdy mój lęk jednym uśmiechem. Poznaliśmy się przypadkiem – na wywiadówce w liceum, gdzie jego córka chodziła do klasy równoległej z Kubą. Zaczęliśmy rozmawiać o dzieciach, potem o życiu, o książkach. Zaprosił mnie na kawę. Odmówiłam trzy razy, zanim się zgodziłam.
Związek z Pawłem nie był łatwy. Jego była żona, Agnieszka, nie mogła pogodzić się z tym, że układa sobie życie z kimś innym. Wysyłała mi anonimowe wiadomości, dzwoniła do szkoły z pretensjami. Paweł próbował to łagodzić, ale czasem miałam wrażenie, że jestem tylko dodatkiem do jego życia – nigdy jego priorytetem.
Mimo to przetrwaliśmy. Po trzech latach zamieszkaliśmy razem w moim mieszkaniu na warszawskim Ursynowie. Kuba nie był zachwycony – miał żal do mnie, że „zdradzam” tatę, choć Krzysztof od dawna nie interesował się jego losem. „Mamo, po co ci to?” – pytał często. „Nie możesz po prostu być sama?” Bolało mnie to bardziej niż cokolwiek innego.
Gdy Kuba zdał maturę i dostał się na Politechnikę Gdańską, poczułam ulgę i dumę. Wiedziałam, że teraz mogę zacząć żyć dla siebie. Paweł dostał awans w pracy i przeniósł się do Poznania – zaproponował mi wspólne życie tam. „Magda, zacznijmy od nowa. Bez przeszłości, bez tych wszystkich ludzi wokół.” Wahałam się długo – zostawić Warszawę, matkę, przyjaciółki? Ale serce podpowiadało mi: spróbuj.
Nie powiedziałam Pawłowi o swoim przyjeździe – chciałam zrobić mu niespodziankę. Spakowałam walizkę, kupiłam bilet na pociąg i ruszyłam do Poznania z głową pełną planów: wspólne kolacje, spacery nad Wartą, może nawet ślub? W końcu po tylu latach zasłużyłam na szczęście.
Weszłam do jego mieszkania – miałam klucz od kilku miesięcy. W salonie panował lekki bałagan: kubki po kawie na stole, rozrzucone gazety, a na kanapie leżała damska torebka. Zdziwiło mnie to – Paweł zawsze był pedantem.
Nagle z sypialni wyszła młoda dziewczyna w moim szlafroku. Miała może dwadzieścia lat – długie ciemne włosy i spojrzenie pełne strachu.
– Przepraszam… pani jest…? – zapytała niepewnie.
– Jestem Magda. Narzeczona Pawła – odpowiedziałam drżącym głosem.
Dziewczyna pobladła.
– Ja… ja jestem Ola…
– Ola? Kim jesteś dla Pawła?
– Ja… przepraszam… ja tu tylko…
W tym momencie usłyszałam klucz w zamku. Paweł wszedł do mieszkania z siatką zakupów.
– Magda?! Co ty tu robisz?
– To ja powinnam zapytać! Kim jest ta dziewczyna?
Ola wybiegła z płaczem do łazienki.
Paweł patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu.
– Magda… to nie tak jak myślisz…
– Naprawdę? To jak mam to rozumieć? – krzyczałam przez łzy.
– Ola jest moją studentką… miała problemy rodzinne… pomagam jej…
– W moim szlafroku?!
Nie odpowiedział. Widziałam w jego oczach strach i wstyd.
Wybiegłam z mieszkania na klatkę schodową i usiadłam na schodach. Długo płakałam. Próbowałam zadzwonić do Kuby – nie odebrał. Zadzwoniłam do mamy.
– Mamo… wszystko się rozsypało…
– Córeczko… wracaj do domu. Tu zawsze będziesz miała miejsce.
Wróciłam do Warszawy tego samego dnia. Przez kilka tygodni nie wychodziłam z domu poza pracą. Koleżanki próbowały mnie wyciągnąć na kawę, mama przynosiła rosół i ciasto drożdżowe jak za dawnych lat.
Kuba zadzwonił dopiero po miesiącu:
– Mamo… przepraszam za wszystko co mówiłem. Jesteś najważniejsza.
Płakałyśmy razem przez telefon.
Paweł próbował się tłumaczyć – wysyłał maile, dzwonił nocami. Pisał: „Magda, kocham cię! To była tylko pomyłka! Ola nie znaczy dla mnie nic!” Ale ja już nie wierzyłam w żadne słowa.
Po kilku miesiącach zaczęłam powoli wracać do siebie. Zaczęłam chodzić na jogę z sąsiadką Anią, zapisałam się na kurs włoskiego. W pracy dostałam awans – zostałam wicedyrektorką szkoły. Mama zachorowała na zapalenie płuc – przez kilka tygodni opiekowałam się nią jak dzieckiem.
Pewnego dnia Kuba przyjechał z Gdańska bez zapowiedzi.
– Mamo… muszę ci coś powiedzieć…
Usiedliśmy w kuchni przy herbacie.
– Zawsze myślałem, że jesteś niezniszczalna… Ale widzę teraz, ile cię kosztowało to wszystko. Chcę żebyś wiedziała: jestem dumny z tego jaką jesteś kobietą.
Przytuliłam go mocno.
Dziś wiem jedno: życie potrafi złamać człowieka w jednej chwili, ale też daje siłę by się podnieść. Może już nigdy nie zaufam nikomu tak jak Pawłowi – ale wiem też, że jestem silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
Czy po zdradzie można jeszcze uwierzyć w miłość? Czy warto dawać drugą szansę komuś, kto raz już zawiódł? Czekam na wasze historie – może razem znajdziemy odpowiedź.