Zostałam sama, gdy on odszedł: Moja walka o szczęście córki i własne serce

– Mamo, dlaczego tata nas zostawił? – głos Emy rozbrzmiał w kuchni, gdy kroiłam chleb na śniadanie. Zamarłam z nożem w dłoni. Miała wtedy dziewięć lat, a ja czułam, jakby to pytanie wbijało się we mnie tysiącami igieł.

Nie odpowiedziałam od razu. W mojej głowie przewijały się obrazy: Paweł wychodzący z walizką, jego spojrzenie pełne chłodu, moje łzy spływające po policzkach, gdy tuliłam noworodka do piersi. To było dziewięć lat temu, ale ból nie zelżał ani trochę.

– Nie wiem, kochanie – wyszeptałam w końcu. – Czasem dorośli robią rzeczy, których dzieci nie rozumieją.

Ema spojrzała na mnie z wyrzutem. – Ale ja nie chcę być tylko z tobą. Chcę mieć tatę.

To był ten moment, kiedy poczułam się najbardziej samotna w życiu. Nie dlatego, że Paweł odszedł. Nie dlatego, że musiałam pracować na dwa etaty – w szkole jako nauczycielka polskiego i wieczorami korepetycje – żeby starczyło na czynsz i jedzenie. Najbardziej bolało mnie to, że nie potrafiłam dać córce tego, czego najbardziej pragnęła.

W małym miasteczku pod Łodzią wszyscy wiedzieli wszystko o wszystkich. „Natalia? Ta, co mąż ją zostawił zaraz po porodzie” – szeptały sąsiadki na klatce schodowej. Czułam ich wzrok na plecach, gdy wracałam z pracy z siatkami zakupów i Emą u boku. Udawałam przed nią silną, ale wieczorami płakałam w poduszkę.

Paweł nie dzwonił. Nie pisał. Przysłał raz alimenty i krótką wiadomość: „Nie szukaj mnie”. Próbowałam go zrozumieć – może się bał odpowiedzialności? Może nie był gotowy? Ale jak można zostawić własne dziecko?

Moja mama powtarzała: – Musisz być silna dla Emy. Ona cię potrzebuje.

Ale czy ja sama siebie nie potrzebowałam bardziej?

Najgorsze były święta. Wszyscy przy stole, a obok puste miejsce. Ema patrzyła na nie z nadzieją, jakby tata miał zaraz wejść i powiedzieć: „Wesołych Świąt”. Zawsze wtedy udawałam, że muszę coś zrobić w kuchni, żeby ukryć łzy.

Kiedy Ema poszła do szkoły, zaczęły się nowe problemy. Dzieci pytały ją o tatę. Wróciła kiedyś do domu i rzuciła tornistrem o podłogę:

– Dlaczego nie mogę mieć normalnej rodziny jak wszyscy?

Próbowałam tłumaczyć jej, że rodzina to nie tylko mama i tata pod jednym dachem. Że liczy się miłość i wsparcie. Ale widziałam w jej oczach rozczarowanie.

Z czasem zaczęła się ode mnie oddalać. Coraz częściej zamykała się w swoim pokoju, słuchała muzyki i pisała coś w zeszycie. Próbowałam do niej dotrzeć:

– Ema, chcesz pogadać?

– Nie mam o czym – odpowiadała chłodno.

Czułam się bezradna. Zaczęłam obwiniać siebie: Może za dużo pracuję? Może jestem zbyt zmęczona? Może powinnam była bardziej walczyć o Pawła?

Pewnego dnia znalazłam jej zeszyt na biurku. Na okładce napisała: „Moje życie bez taty”. Przeczytałam kilka stron i serce mi pękło:

„Czasem myślę, że mama mnie nie rozumie. Że jesteśmy sobie obce. Chciałabym mieć kogoś, kto mnie przytuli i powie, że wszystko będzie dobrze. Mama jest smutna i zmęczona. Ja też jestem smutna.”

Usiadłam na łóżku i rozpłakałam się jak dziecko.

Wieczorem poszłam do Emy.

– Przepraszam cię – powiedziałam cicho. – Wiem, że jest ci ciężko. Mnie też jest ciężko. Ale kocham cię najmocniej na świecie.

Nie odpowiedziała od razu. Po chwili tylko wyszeptała:

– Ja też cię kocham… ale czasem czuję się samotna.

Przytuliłam ją mocno i obie płakałyśmy długo w ciszy.

Od tego dnia zaczęłyśmy rozmawiać więcej – o wszystkim i o niczym. Chodziłyśmy razem na spacery do parku, piekłyśmy ciasta w niedziele, oglądałyśmy stare polskie komedie. Powoli budowałyśmy naszą relację od nowa.

Ale rany po odejściu Pawła nigdy się nie zagoiły do końca. Czasem Ema pytała:

– Myślisz, że tata kiedyś wróci?

Nie umiałam odpowiedzieć.

Dziś Ema ma szesnaście lat. Jest mądrą, wrażliwą dziewczyną. Czasem widzę w jej oczach cień smutku, ale też siłę, której sama jej zazdroszczę.

Często zastanawiam się: Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy samotność to wyrok dla takich jak ja? A może najważniejsze to po prostu być – nawet jeśli czasem wydaje się to za trudne?

Czy ktoś z was też czuł się kiedyś tak bardzo samotny wśród najbliższych? Jak sobie z tym radzicie?