Dziedzictwo milczenia: rodzina w cieniu niesprawiedliwości

„Dlaczego on dostaje wszystko, a ja tylko resztki?!” – głos Pawła drżał, gdy ściskał szklankę wody tak mocno, że aż bałam się, że pęknie. Siedzieliśmy przy starym, dębowym stole w mieszkaniu jego matki, Barbary. W powietrzu unosił się zapach świeżej kawy i sernika, ale wszystko smakowało gorzko.

Barbara patrzyła przed siebie, z rękami splecionymi na stole. „Pawełku, to nie była łatwa decyzja. Ale Tomek bardziej tego potrzebuje. Ty sobie poradzisz.”

Zapadła cisza tak gęsta, że aż bolały mnie uszy. Moja szwagierka Marta dłubała widelcem w cieście, nie odrywając wzroku od telefonu. Tomek – zawsze ten uroczy, zawsze ulubieniec – wzruszył ramionami i mruknął: „To decyzja mamy, Paweł.”

Chciałam coś powiedzieć, coś sprawiedliwego, ale głos ugrzązł mi w gardle. W głowie kłębiły się myśli: Jak to może być uczciwe? Dlaczego Paweł zawsze jest tym silnym, któremu nic nie trzeba dawać? I dlaczego nikt nie protestuje?

Reszta popołudnia minęła jak przez mgłę. Rozmawialiśmy o pogodzie i sąsiadach, ale pod powierzchnią buzowało poczucie krzywdy. W domu Paweł wybuchł: „Zawsze tak samo! Tomek narobi długów, narozrabia, a potem dostaje nagrodę! A ja? Ja jestem za bardzo samodzielny!”

Próbowałam go pocieszyć, ale sama czułam narastającą złość. „Może powinniśmy porozmawiać z twoją mamą?” zaproponowałam ostrożnie.

Paweł pokręcił głową. „To nie ma sensu. Ona tego nie widzi.”

W naszym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie zapanował ciężki nastrój. Paweł zamykał się w swoim gabinecie i milczał godzinami. Nasza córka Zosia patrzyła na mnie wielkimi oczami i szeptała do brata: „Tata jest smutny.”

Pewnego wieczoru siedziałam sama przy kuchennym stole, wpatrując się w kartkę z rozpisanym przez Barbarę podziałem majątku. Tomek dostawał dom w Konstancinie i sporą sumę pieniędzy. Paweł – obraz po dziadku i rachunek oszczędnościowy ledwo wystarczający na studia Zosi.

Przypomniałam sobie wszystkie razy, kiedy Paweł pomagał matce: przeprowadzki, remonty, załatwianie spraw urzędowych. Tomek pojawiał się tylko wtedy, gdy czegoś potrzebował. A jednak Barbara zawsze go broniła: „Tomek miał trudniej.”

Zadzwoniłam do Marty. Może ona to rozumie lepiej? Odebrała z typową dla siebie lekkością.

– Daj spokój, Anka. Tak już bywa w rodzinach. Jeden dostaje więcej, drugi mniej. Trzeba się pogodzić.

– Ale czy to jest sprawiedliwe? – zapytałam cicho.

Westchnęła. – Sprawiedliwe? Nie. Ale nie będę się o to kłócić. Mama jest już stara, chce mieć spokój.

Poczułam się jeszcze bardziej samotna w swoim oburzeniu. Ale nie mogłam tego zostawić. Zaczęłam czytać w internecie historie ludzi, których rodziny rozpadły się przez pieniądze. Czy to czeka i nas?

W niedzielę zebrałam się na odwagę i poszłam do Barbary sama. Paweł odmówił – „Nie chcę już o tym gadać.” Barbara siedziała przy oknie, dziergając szalik dla Zosi.

– Aniu – powiedziała cicho na mój widok – wiedziałam, że przyjdziesz.

Usiadłam naprzeciwko niej, czując jak drżą mi ręce.

– Barbaro… Nie rozumiem tego podziału między synami.

Odłożyła robótkę i spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.

– Ty widzisz tylko to, co teraz. Ale Tomek… on zawsze był taki delikatny. Popełniał błędy, ale to on dzwoni do mnie w nocy, kiedy nie może spać. Paweł… on sobie radzi.

– Ale czy to sprawiedliwe wobec Pawła? – zapytałam ostrożnie.

Wzruszyła ramionami.

– Sprawiedliwe? Może nie. Ale jako matka chcę tylko jednego: żeby moje dzieci były szczęśliwe.

Nie wiedziałam już, co powiedzieć. Czy to miłość matki czy ślepa stronniczość?

W domu opowiedziałam Pawłowi o rozmowie. Słuchał w milczeniu i tylko powiedział: „Ona już się nie zmieni.”

Mijały tygodnie, a napięcie wisiało nad nami jak mgła. Na rodzinnych spotkaniach wszyscy udawali, że nic się nie stało; nikt nie wspominał o spadku.

Aż pewnego dnia zadzwonił Tomek – miał kłopoty finansowe mimo wszystkiego, co dostał. Prosił Pawła o pomoc w uporządkowaniu rachunków.

Paweł spojrzał na mnie z mieszaniną smutku i rezygnacji.

– Widzisz? – powiedział cicho.

Nie wiem już, co jest mądre: walczyć o sprawiedliwość czy pogodzić się z tym, że życie nigdy nie będzie uczciwe?

Czasem pytam samą siebie: ile jeszcze wytrzyma nasza rodzina zanim pęknie? A Ty… co byś zrobił na moim miejscu?