Kiedy życie dopiero się zaczyna: historia kobiety, która wreszcie wybrała siebie

– Mamo, dzisiaj idę z Leną do kina! Bądź w kontakcie, dobrze? – rzucił Daniel, całując mnie w policzek i zamykając za sobą drzwi łazienki. Zza szumu wody dobiegało jego ciche, wesołe nucenie. Usiadłam w fotelu przy oknie i jak zawsze zawiesiłam wzrok na szarym niebie nad Warszawą. W tej chwili poczułam coś dziwnego – jakby pustka, która od lat mieszkała we mnie, nagle zaczęła się rozpychać.

Daniel był moim światem. Odkąd jego ojciec, Andrzej, odszedł do innej kobiety, całą swoją energię poświęciłam synowi. Pracowałam jako pielęgniarka na trzy zmiany, żeby niczego mu nie brakowało. Zapomniałam o sobie – o tym, co lubię, czego pragnę, kim jestem poza rolą matki. Nawet nie zauważyłam, kiedy przestałam się śmiać.

Tego dnia wszystko wydawało się inne. Może to przez to, że Daniel dorósł i coraz częściej wychodził z domu. Może przez to, że w pracy usłyszałam od koleżanki: „Marina, kiedy ostatnio zrobiłaś coś tylko dla siebie?” Nie umiałam odpowiedzieć. Przypomniałam sobie, jak kiedyś marzyłam o podróżach, o malowaniu obrazów, o tańcu. Wszystko to porzuciłam dla rodziny.

Telefon zadzwonił. To była mama. – Córeczko, pamiętaj o zakupach dla babci. I nie zapomnij zadzwonić do ciotki Zosi, bo znowu będzie narzekać – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. Westchnęłam ciężko. Zawsze byłam tą „odpowiedzialną”, tą „niezawodną”, która wszystko załatwi i wszystkim pomoże.

Wieczorem wrócił Daniel. Był szczęśliwy, opowiadał o filmie i o Lenie. Słuchałam go z uśmiechem, ale w środku czułam narastający żal – do siebie, do życia, do wszystkich lat poświęconych innym. Położyłam się spać i długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły się myśli: „A gdyby tak… spróbować inaczej? Czy jeszcze mogę coś zmienić?”

Następnego dnia w pracy nie mogłam się skupić. Pani Basia z oddziału spojrzała na mnie uważnie: – Marina, wyglądasz jakbyś widziała ducha. Co się dzieje?
– Nic… Po prostu jestem zmęczona – skłamałam.
– Ty zawsze jesteś zmęczona. Może czas pomyśleć o sobie? – rzuciła z uśmiechem.

Po powrocie do domu usiadłam przy stole i zaczęłam pisać listę rzeczy, które kiedyś sprawiały mi radość. Malowanie. Taniec. Książki. Podróże pociągiem bez celu. Poczułam łzy pod powiekami – dlaczego tak długo pozwalałam sobie na zapomnienie?

Wieczorem zadzwoniła mama:
– Marina, dlaczego nie byłaś u babci? Wiesz, że ona na ciebie liczy!
– Mamo… Ja też mam swoje życie – powiedziałam cicho.
– Co ty wygadujesz? Zawsze byłaś odpowiedzialna! – usłyszałam rozczarowanie w jej głosie.
– Może czas to zmienić – odpowiedziałam i rozłączyłam się drżącą ręką.

Daniel zauważył moją zmianę:
– Mamo, wszystko w porządku?
– Tak… Po prostu muszę trochę pomyśleć o sobie.
– O to chodzi? To dobrze! Zasługujesz na to – uśmiechnął się szeroko.

Przez kolejne dni próbowałam robić małe rzeczy tylko dla siebie. Kupiłam farby i płótno. Wieczorami malowałam przy dźwiękach muzyki klasycznej. Pojechałam sama do Łazienek Królewskich i spacerowałam godzinami. Poczułam wolność, której nie znałam od lat.

Ale nie wszystkim się to podobało. Mama dzwoniła coraz częściej:
– Marina, co się z tobą dzieje? Jesteś egoistką! Rodzina jest najważniejsza!
Słuchałam jej wyrzutów ze ściśniętym gardłem. Wiedziałam jednak, że jeśli teraz się poddam, już nigdy nie będę szczęśliwa.

Pewnego dnia spotkałam w parku starszego pana z psem. Usiadł obok mnie na ławce i powiedział:
– Wie pani, życie jest krótkie. Trzeba czasem wybrać siebie.
Uśmiechnęłam się smutno:
– Łatwo powiedzieć…
– Ale trudno zrobić? Wiem coś o tym – odpowiedział i pogładził psa po głowie.

Wieczorem Daniel przyszedł do mnie z kubkiem herbaty:
– Mamo… Chciałem ci podziękować za wszystko. Ale teraz czas na ciebie.
Popatrzyłam na niego ze łzami w oczach:
– Boję się…
– Ja też się bałem dorosnąć. Ale ty mnie tego nauczyłaś.

Te słowa dały mi siłę. Zaczęłam odmawiać rodzinie wtedy, gdy czułam, że przekraczają moje granice. Zaczęłam spotykać się z dawnymi przyjaciółkami, chodzić na wystawy i koncerty. Odkrywałam siebie na nowo – kobietę z marzeniami i pasjami.

Mama długo nie mogła tego zaakceptować. Przestała dzwonić tak często. Czułam ból rozstania z dawnym życiem, ale wiedziałam, że muszę przez to przejść.

Minęło kilka miesięcy. Daniel wyjechał na studia do Krakowa. Zostałam sama w mieszkaniu pełnym ciszy i światła wpadającego przez okno. Czasem tęskniłam za dawnym chaosem i obowiązkami, ale coraz częściej cieszyła mnie ta cisza – była moją wolnością.

Dziś patrzę na swoje obrazy wiszące na ścianach i myślę: „Czy naprawdę trzeba było aż tylu lat poświęceń, bym mogła wybrać siebie?”

Może każda kobieta musi kiedyś stanąć przed tym wyborem? Czy odwaga do życia dla siebie to egoizm… czy może jedyna droga do szczęścia?