Kto sprytem wojuje: jak intryga prawie zniszczyła dwie rodziny
— Jadwiga! Jadwiga, ratuj! — krzyk Aliny rozdarł ciszę poranka, zanim jeszcze zdążyłam nalać sobie kawy. Wybiegłam na podwórko w kapciach, z sercem bijącym jak oszalałe. Alina stała przy furtce, cała roztrzęsiona, z twarzą mokrą od łez. — Wszystko przepadło! — szlochała, chwytając mnie za rękę tak mocno, że aż zabolało. — Cała szklarnia, cały mój plon – ktoś w nocy wszystko połamał! Tak liczyłam na te ogórki i pomidory…
Szklarnia Aliny była jej dumą. Odkąd jej mąż, Zbyszek, zachorował na serce i nie mógł już pracować w tartaku, to właśnie ona utrzymywała dom sprzedażą warzyw na targu. Wiedziałam, ile pracy i serca włożyła w te grządki. Podeszłyśmy razem do jej ogrodu. Szkło leżało wszędzie, a rośliny wyglądały jak po przejściu huraganu. Alina osunęła się na kolana i zaczęła zbierać połamane łodygi. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
— Kto mógł to zrobić? — spytałam cicho.
— Nie wiem… Może dzieciaki? Może ktoś zazdrosny? — odpowiedziała przez łzy.
Wiedziałam, że to nie był przypadek. W naszej wsi ludzie potrafili być zawistni. Alina miała najlepsze warzywa, a jej stoisko na targu zawsze przyciągało klientów. Nie raz słyszałam, jak sąsiadka z naprzeciwka, pani Genowefa, narzekała, że przez Alinę nie może sprzedać swoich ogórków.
Wieczorem przyszedł do mnie mój mąż, Marian. — Słyszałem o tej szklarni — powiedział ponuro. — Ludzie już gadają, że to może ktoś od nas…
Zamarłam. — Jak to od nas?
— No bo Tomek ostatnio pokłócił się z synem Aliny o piłkę. Ktoś widział ich pod szklarnią wieczorem.
Tomek to nasz młodszy syn. Wiem, że bywa porywczy, ale żeby niszczyć cudzą własność? Nie chciałam w to wierzyć. Zawołałam go do kuchni.
— Tomek, powiedz mi prawdę. Byłeś wczoraj pod szklarnią Aliny?
Zbladł. — Byłem… Ale tylko po piłkę! Przysięgam! Nawet nie dotknąłem szklarni!
Spojrzałam mu w oczy. Były szerokie i przestraszone. Chciałam mu wierzyć, ale niepokój już we mnie kiełkował.
Następnego dnia cała wieś huczała od plotek. Ktoś widział Tomka biegnącego przez ogród Aliny. Ktoś inny twierdził, że słyszał trzask szkła i śmiech dzieciaków. Alina zaczęła patrzeć na mnie z dystansem. Przestałyśmy rozmawiać jak dawniej.
Wieczorem Marian wrócił z pracy wściekły. — Genowefa rozpowiada po całej wsi, że to nasz Tomek zniszczył szklarnię! — rzucił gazetę na stół. — Musimy coś zrobić.
Czułam się bezsilna. Próbowałam rozmawiać z Aliną, ale ona tylko wzruszała ramionami i unikała mojego wzroku.
— Jadwiga, ja już nie wiem, komu wierzyć — powiedziała cicho pewnego dnia. — Zbyszek jest załamany. Nie mamy za co żyć…
W nocy nie mogłam spać. Wpatrywałam się w sufit i myślałam o tym, jak jedna plotka może zniszczyć wszystko: przyjaźń, zaufanie, spokój domu.
Kilka dni później wydarzyło się coś niespodziewanego. Przyszedł do mnie Pawełek, syn Genowefy. Stał w progu z opuszczoną głową.
— Proszę pani… Ja muszę coś powiedzieć…
Usiadłam obok niego na schodach.
— To ja i Kuba… Myśmy weszli do szklarni Aliny po piłkę… Ale drzwi były zamknięte, więc rzuciliśmy kamieniem w szybę… Potem wszystko się posypało… Baliśmy się powiedzieć…
Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć głosu.
— Dlaczego nic nie powiedzieliście?
— Mama by nas zabiła… A potem wszyscy zaczęli mówić o Tomku…
Serce mi pękało na myśl o tym, jak bardzo niesprawiedliwie potraktowano mojego syna.
Następnego dnia poszłam do Aliny razem z Pawłem i Kubą. Chłopcy ze łzami w oczach przyznali się do winy.
Alina długo milczała. Potem przytuliła ich mocno i powiedziała: — Najważniejsze to mieć odwagę przyznać się do błędu.
Wieś ucichła na chwilę. Genowefa przyszła do mnie wieczorem z ciastem i spuszczonym wzrokiem.
— Przepraszam cię, Jadwiga… Za wszystko… Za te plotki…
Nie odpowiedziałam od razu. Patrzyłam na nią długo i widziałam w jej oczach strach i żal.
— Wiesz, Genowefa… Jedno kłamstwo potrafi zniszczyć więcej niż huragan — powiedziałam cicho.
Z czasem wszystko wróciło do normy, choć blizny zostały. Tomek długo nie mógł wybaczyć kolegom ani sobie tego, że nikt mu nie wierzył.
Czasem patrzę na ogród Aliny – odbudowaną szklarnię i nowe sadzonki pomidorów – i myślę o tym, jak łatwo można kogoś skrzywdzić słowem czy domysłem.
Czy naprawdę znamy naszych sąsiadów? Czy potrafimy zaufać własnym dzieciom? I ile warte jest nasze dobre imię w świecie pełnym plotek?