Między dwoma domami: Czy naprawdę potrzebuję ich tak blisko?
– Mamo, naprawdę nie wiem, czy to dobry pomysł… – powiedziałam, patrząc na nią przez ekran telefonu. W jej oczach widziałam już decyzję, której nie potrafiłam zrozumieć.
– Aniu, przecież sama mnie prosiłaś o pomoc. Jak mam ci pomóc z daleka? – odpowiedziała spokojnie, ale w jej głosie czułam nutę rozczarowania.
Osiem miesięcy temu świat wywrócił mi się do góry nogami. Po ślubie z Michałem przeprowadziłam się do Wrocławia, zostawiając za sobą rodzinny dom w małej miejscowości pod Lublinem. Tam zostały wszystkie moje wspomnienia, przyjaciółki z dzieciństwa i rodzice – mama i tata, którzy zawsze byli dla mnie ostoją. Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, poczułam się jak dziecko we mgle. Michał pracował długo, a ja coraz częściej czułam się samotna w nowym mieście.
Wtedy zadzwoniłam do mamy. Płakałam do słuchawki, mówiąc, że nie wiem, jak sobie poradzę. Mama obiecała, że przyjedzie, kiedy tylko będę jej potrzebować. Ale nie spodziewałam się, że ona i tata będą chcieli zamieszkać z nami na cały rok.
– Aniu, to dla twojego dobra – powtarzała mama. – Będziesz miała wsparcie, a my będziemy mogli nacieszyć się wnukiem.
– Ale… mamo, to nie jest takie proste. Michał nie jest zachwycony tym pomysłem. Nasze mieszkanie nie jest duże…
– Twój ojciec już rozmawiał z Michałem. Powiedział, że wszystko da się zorganizować.
Zacisnęłam pięści. Ojciec zawsze miał dar przekonywania ludzi do swoich racji. Ale czy ktoś zapytał mnie, czego ja chcę?
Wieczorem Michał wrócił z pracy zmęczony i zirytowany.
– Twoi rodzice dzwonili do mnie w pracy – rzucił od progu. – Chcą przyjechać już za dwa tygodnie. Ania, czy my naprawdę tego potrzebujemy?
Usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać. Michał usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
– Kochanie, wiem, że boisz się zostać sama z dzieckiem. Ale czy nie lepiej byłoby poprosić mamę o pomoc na kilka tygodni? Rok to bardzo długo…
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Z jednej strony pragnęłam wsparcia mamy – jej ciepła, doświadczenia i spokoju. Z drugiej strony bałam się utraty własnej przestrzeni i niezależności. Bałam się też tego, jak obecność rodziców wpłynie na nasze małżeństwo.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie siostra, Kasia.
– Anka, mama już pakuje walizki! Tata kupił bilety na pociąg! – śmiała się przez telefon. – Wyobrażasz sobie ich razem w twoim mieszkaniu?
– Nie żartuj… Ja naprawdę nie wiem, co robić.
– Powiedz im szczerze, co czujesz. Mama się obrazi na tydzień, ale potem jej przejdzie.
Ale czy potrafię być szczera wobec mamy? Przez całe życie byłam tą „grzeczną córką”, która nie sprawiała problemów. Teraz miałam powiedzieć jej „nie”?
Wieczorem zadzwoniła mama.
– Aniu, czy ty naprawdę chcesz, żebyśmy przyjechali? Bo jeśli nie…
Zawahałam się.
– Mamo… Ja… Chciałabym mieć cię blisko, ale boję się, że to będzie dla nas wszystkich trudne. Michał dużo pracuje, mieszkanie jest małe…
Mama milczała przez chwilę.
– Myślisz, że przesadzamy?
– Nie wiem… Może trochę? Może wystarczy, że przyjedziesz na kilka tygodni po porodzie?
W słuchawce usłyszałam westchnienie.
– Dobrze, Aniu. Porozmawiam z tatą.
Przez kolejne dni atmosfera była napięta. Tata przestał odbierać ode mnie telefony. Mama pisała krótkie wiadomości: „Daj znać, jak się czujesz”. Czułam się winna i rozdarta między dwoma światami: nowym życiem w mieście i starym domem rodzinnym.
Kiedy urodził się Staś, mama przyjechała na dwa tygodnie. Pomagała mi we wszystkim: gotowała rosół, prasowała ubranka, tuliła Stasia do snu. Ale czułam też jej obecność na każdym kroku – poprawiała mnie przy przewijaniu dziecka, krytykowała sposób karmienia („Za mało mleka!”), narzekała na Michała („Za mało pomaga!”).
Pewnego wieczoru wybuchłam.
– Mamo! Przestań mnie poprawiać! To moje dziecko!
Mama spojrzała na mnie zaskoczona i… zapłakała.
– Myślałam tylko o twoim dobru…
Poczułam się okropnie. Przeprosiłam ją i długo rozmawiałyśmy tej nocy. Opowiedziała mi o swoich lękach – o tym, jak bała się o mnie podczas ciąży i jak trudno jej pogodzić się z tym, że dorosłam i mam własną rodzinę.
Po dwóch tygodniach mama wróciła do domu. Tata zadzwonił dopiero po miesiącu.
– Aniu… Przepraszam za wszystko. Chciałem tylko pomóc.
Dziś Staś ma trzy miesiące. Czasem czuję się samotna i zmęczona bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Ale wiem też, że muszę nauczyć się być matką po swojemu – nawet jeśli czasem popełniam błędy.
Często zastanawiam się: czy można być dobrą córką i dobrą matką jednocześnie? Czy da się pogodzić własną niezależność z lojalnością wobec rodziny? Może wy też mieliście podobne dylematy?