Między Miłością a Poświęceniem: Historia Pewnej Synowej

— Nie wierzę, że naprawdę tego od nas oczekujesz, mamo! — głos mojego męża, Michała, odbijał się echem od ścian naszego ciasnego mieszkania na warszawskim Ursynowie. Stałam w kuchni, zaciśnięte dłonie na kubku z zimną już kawą, podczas gdy jego matka, pani Halina, siedziała na brzegu kanapy, wpatrzona w podłogę. — Synku, ja już nie mogę tu dłużej mieszkać. Wszystko mi przypomina tatę… A sąsiedzi? Plotkują, patrzą wilkiem. Chciałabym mieć trochę spokoju. Domek z ogródkiem… — wyszeptała.

Poczułam, jak serce wali mi jak młotem. Wiedziałam, że Michał nie potrafi odmówić matce, ale równie dobrze wiedziałam, że nie stać nas na drugi dom. Nasze dzieci, Zosia i Kuba, już musiały zrezygnować z zajęć dodatkowych, bo oszczędzaliśmy na ich przyszłość. A teraz — dom dla teściowej? Nie wiedziałam, co powiedzieć. W środku czułam narastającą złość i poczucie winy.

Tej nocy nie zmrużyłam oka. Michał leżał odwrócony plecami, a ja gapiłam się w sufit. — Boże, co mam zrobić? — szeptałam w ciemności. — Nie chcę być złą synową, ale nie mogę pozwolić, żeby nasza rodzina cierpiała przez cudze marzenia. — Łzy spływały mi po policzkach. Przypomniałam sobie słowa mojej mamy: „Módl się wtedy, kiedy nie wiesz, co robić.”

Kolejne dni były jak chodzenie po polu minowym. Halina codziennie przynosiła nowe ogłoszenia o domach pod Warszawą. — Zobaczcie ten! Ma sad jabłoniowy! — pokazywała zdjęcia Michałowi, a on milczał. Dzieci czuły napięcie. Zosia zapytała: — Mamo, czemu jesteś taka smutna? — Nie umiałam jej odpowiedzieć.

Pewnego wieczoru, gdy dzieci już spały, usiedliśmy z Michałem przy kuchennym stole. — Nie dam rady tak dłużej — powiedziałam cicho. — Czuję się tak, jakbym musiała wybierać między tobą i dziećmi a twoją mamą. Michał westchnął ciężko: — Wiem… Ale ona jest sama. Tata zmarł rok temu, a mój brat nawet nie dzwoni. Czuję się odpowiedzialny… — Spojrzałam mu prosto w oczy: — A my? Kim dla ciebie jesteśmy?

Zapadła cisza. Słychać było tylko tykanie zegara.

— Wiesz co? — powiedziałam po chwili. — Pomódlmy się razem. Nie wiem już, co robić. Michał spojrzał na mnie zaskoczony, ale skinął głową. Tamtej nocy pierwszy raz od dawna modliliśmy się razem. Nie prosiłam o cud — tylko o siłę.

Następnego dnia zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Magdy z Poznania. Zawsze miała dobre rady. — Kochana — powiedziała — teściowe to osobny gatunek wyzwań! Ale pamiętaj o swoich dzieciach. Nie jesteś odpowiedzialna za szczęście Haliny bardziej niż za swoje własne. Poczułam ulgę — ktoś mnie rozumiał.

Minęły tygodnie pełne rozmów i kłótni. Halina raz nawet rozpłakała się przy Michału: — Czy naprawdę tak dużo proszę? Chcę tylko trochę spokoju na starość! Michał był rozdarty między dwoma światami.

Pewnego ranka Zosia przyniosła mi rysunek: domek z wielkim ogrodem i napisem „Babcia Halina” nad drzwiami. Spojrzałam na ten obrazek i zrozumiałam — wszyscy pragniemy tego samego: spokoju i bezpieczeństwa, ale każdy na swój sposób.

Wieczorem usiedliśmy wszyscy razem: ja, Michał, Halina i dzieci. Powiedziałam: — Halino, kochamy cię i chcemy pomóc na tyle, na ile możemy. Ale nie stać nas na kupno domu. Możemy pomóc znaleźć lepsze mieszkanie albo działkę z domkiem letniskowym, gdzie wszyscy będziemy mogli odpoczywać. Halina długo milczała, a potem cicho powiedziała: — Wiem, że nie byłam wobec was fair… Po prostu czuję się taka samotna. Po raz pierwszy zobaczyłam jej prawdziwą słabość.

Od tego momentu wszystko zaczęło się układać. Znaleźliśmy małe mieszkanie z ogródkiem na obrzeżach miasta, które Halina mogła kupić po sprzedaży swojego starego M-3 z naszą pomocą przy formalnościach i przeprowadzce. Dzieci jeździły do babci w weekendy pomagać w ogrodzie, a my mogliśmy wreszcie odetchnąć.

Wciąż modlę się co wieczór — nie o cuda, ale o mądrość i spokój serca.

Czasem zastanawiam się: jak daleko można się posunąć dla rodziny? Gdzie kończy się poświęcenie, a zaczyna zatracenie siebie? Czy byłam egoistką czy odważną kobietą? Co wy o tym sądzicie?