Nie oddam swojego życia za cudze błędy – Historia Marty i walki o własny dom
– Marta, błagam cię, przemyśl to jeszcze raz – głos teściowej przeszył ciszę kuchni jak zimny wiatr. Siedziała naprzeciwko mnie przy starym stole, ściskając filiżankę tak mocno, że aż drżała. – To nie chodzi tylko o nas. Cała przyszłość rodziny od tego zależy.
Wpatrywałam się w nią, czując jak żołądek ściska mi się z nerwów. Za oknem czerwcowe słońce rozlewało się po parapecie, ale dla mnie wszystko było szare i ciężkie. Mój mąż, Paweł, stał pod ścianą z opuszczoną głową. Wiedziałam, że się boi. Ale nie mnie – tylko tego, że w końcu powiem „nie”.
Mieszkanie, o które toczyła się walka, odziedziczyłam po mamie. Dwa pokoje na warszawskim Bródnie – nie luksus, ale dla mnie to był cały świat: bezpieczeństwo, wspomnienia, kawałek życia, które mama chciała mi zostawić. Rodzina Pawła miała kłopoty – jego brat, Tomek, wpakował się w długi przez nieudany biznes i teraz wszyscy patrzyli na mnie jak na ostatnią deskę ratunku.
– Marta, to tylko pieniądze – próbował przekonywać Paweł cicho. – Zaczniemy od nowa. Razem.
Nie potrafiłam już mu wierzyć. Od lat tylko dawałam: czas, siły, pieniądze. Zawsze ja się dostosowywałam. Gdy Paweł stracił pracę, pracowałam na dwa etaty. Gdy teściowa zachorowała, to ja ją pielęgnowałam miesiącami. Teraz oczekiwali ode mnie, żebym oddała ostatni pewny punkt w moim życiu.
– A jeśli sprzedam? – zapytałam cicho. – Co będzie potem? Jeśli Tomek znowu coś zawali? Jeśli znowu wpadniecie w kłopoty? Co wtedy jeszcze mogę wam dać?
Twarz teściowej stężała.
– Jesteś niewdzięczna – syknęła. – Zrobiliśmy dla ciebie wszystko! Jak możesz być taka samolubna?
Te słowa przecięły mnie jak nóż. Ale coś we mnie pękło. Wstałam od stołu.
– Nie jestem samolubna – powiedziałam drżącym głosem. – Po prostu pierwszy raz myślę o sobie.
Tego wieczoru Paweł nie odezwał się do mnie ani słowem. Siedzieliśmy obok siebie na kanapie, patrząc tępo w telewizor. Między nami wyrósł mur z milczenia i żalu.
Następnego ranka Paweł wyszedł wcześnie z domu. Zostałam sama w mieszkaniu i godzinami gapiłam się przez okno na szare bloki. Próbowałam sobie przypomnieć czasy, kiedy byliśmy szczęśliwi. Kiedy wierzyłam jeszcze, że miłość wystarczy do wszystkiego.
Po południu zadzwonił telefon. To był Tomek.
– Marta… nie miej żalu do mamy – powiedział zmęczonym głosem. – Ona się boi. Wszyscy się boimy.
– Ja też się boję – odpowiedziałam szczerze. – Ale nie mogę już całkiem zrezygnować z siebie.
– Rozumiem… – westchnął Tomek. – Ale gdybyś jednak zmieniła zdanie…
Odłożyłam słuchawkę i rozpłakałam się jak dziecko. Nie chciałam nikomu źle życzyć. Ale nie chciałam już więcej tracić siebie.
Kolejne dni to była niekończąca się seria kłótni i cichych dni. Paweł zamykał się w sobie coraz bardziej. Teściowa przestała dzwonić. Reszta rodziny też odwróciła się ode mnie – jakbym popełniła jakiś grzech niewybaczalny.
Pewnego wieczoru Paweł wrócił pijany.
– Czemu choć raz nie możesz poświęcić się dla innych?! – krzyczał przez łzy.
– Całe życie tylko to robiłam! – wrzasnęłam z rozpaczą.
Sąsiedzi pewnie wszystko słyszeli. Ale wtedy już nic mnie nie obchodziło.
Następnego dnia Paweł spakował kilka rzeczy i wyszedł bez słowa. Nie powiedział „to koniec”, ale oboje wiedzieliśmy, że to już przepaść.
Przez tygodnie byłam jak cień samej siebie. W pracy ledwo funkcjonowałam. Moja przyjaciółka Kinga próbowała mnie ratować.
– Marta, nie daj się! To twoje życie! Nie możesz żyć za innych!
Patrzyłam na nią pustym wzrokiem.
Aż pewnego dnia dostałam list od teściowej. Nie było tam przeprosin – tylko ostatni wyrzut: „Zdradziłaś rodzinę.” Zgniotłam kartkę i wyrzuciłam do kosza.
Powoli zaczęłam uczyć się żyć na nowo. Nauczyłam się być sama w tym mieszkaniu – które teraz naprawdę należało tylko do mnie. Czasem bolały wspomnienia: śmiech Pawła, zapach mamy na starych zasłonach. Ale już nie chciałam oddawać siebie za niczyją cenę.
Dziś siedzę przy oknie z kubkiem herbaty i patrzę na światła Warszawy. Czasem jeszcze słyszę w głowie głos teściowej: „Jak możesz być taka samolubna?” Ale już wiem: to nie jest egoizm, jeśli wreszcie wybieram siebie.
Czy wy też kiedyś musieliście wybrać między sobą a rodziną? Jak długo można żyć dla innych, zanim całkiem straci się siebie?