Nieproszona wizyta teściowej: Gdy drzwi trzaskają z hukiem

Drzwi zatrzasnęły się z takim hukiem, że aż podskoczyłam. W powietrzu wciąż unosił się zapach drożdżowego ciasta i perfum mojej teściowej, a ja stałam w kuchni, z rękami drżącymi tak bardzo, że prawie upuściłam kubek. „Dlaczego nie zaproponowałaś jej chociaż herbaty?” – głos Michała odbił się echem od ścian naszego dwupokojowego mieszkania na warszawskim Ursynowie. Patrzył na mnie z wyrzutem, jakby to wszystko było moją winą.

„Michał, ona przyszła bez zapowiedzi! Nawet nie zdążyłam się przebrać, miałam na sobie stare legginsy i rozciągnięty sweter…” – próbowałam się bronić, ale on wszedł mi w słowo:

„To moja mama! Nie musisz się przed nią stroić.”

Właśnie o to chodziło. Przed jego matką, panią Krystyną, zawsze czułam się jak ktoś obcy. Od początku naszego związku dawała mi do zrozumienia, że jej syn zasługuje na coś więcej. Nigdy nie powiedziała tego wprost, ale jej spojrzenia i drobne uwagi były wystarczająco wymowne. „Umiesz robić pierogi? Michał je uwielbia,” rzuciła kiedyś podczas rodzinnego obiadu. Odpowiedziałam, że mogę się nauczyć, ale ona tylko machnęła ręką: „Nie szkodzi, i tak najlepsze robię ja.”

Dziś jednak nie chodziło o pierogi. Chodziło o to, że przyszła w poniedziałek rano bez żadnej zapowiedzi, kiedy miałam home office i Michał był jeszcze w pracy. Dzwonek wyrwał mnie z rytmu – otworzyłam drzwi i zobaczyłam ją: w eleganckim płaszczu, z torbą pełną domowych wypieków i miną, która nie wróżyła niczego dobrego.

„Dzień dobry, Aniu,” powiedziała chłodno. „Mogę wejść?”

„Oczywiście,” odpowiedziałam automatycznie i wpuściłam ją do środka. Postawiła torbę na stole i zaczęła rozglądać się po mieszkaniu.

„Trochę tu bałagan,” rzuciła z przekąsem. Poczułam, jak policzki mi płoną.

Usiadła w salonie i zaczęła opowiadać o tym, jak była u fryzjera i jakie to młode kobiety są dziś leniwe. Kiwałam głową, marząc tylko o tym, żeby już sobie poszła. Nawet nie pomyślałam o herbacie – byłam zbyt spięta i chciałam wrócić do pracy.

Po pół godzinie wstała: „No nic, idę już do domu. Widzę, że masz dużo pracy.” Jej ton był urażony. Wyszła bez pożegnania.

Kiedy Michał wrócił do domu, już wszystko wiedział. Zadzwoniła do niego zaraz po wyjściu: „Twoja żona nawet nie zaproponowała mi herbaty! Za moich czasów to było nie do pomyślenia.”

I tak staliśmy naprzeciwko siebie – ja z poczuciem krzywdy, on z wyrzutem w oczach.

„Wiesz, że mama jest na takie rzeczy wyczulona,” powiedział ciszej. „Mogłaś jej chociaż zaproponować tę herbatę.”

„A co ze mną? Kto myśli o mnie? Wiesz, jak to jest żyć z poczuciem, że nigdy nie będę wystarczająco dobra dla twojej rodziny?” wybuchłam.

Michał milczał. Między nami zawisło ciężkie milczenie.

Następnego dnia dostałam SMS-a od teściowej: „Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, jak bardzo mnie uraziłaś.” Nie odpisałam. Nie wiedziałam co napisać.

Przez kolejne tygodnie atmosfera w domu była napięta. Michał był oschły, a ja czułam się coraz bardziej samotna. Każdego wieczoru zastanawiałam się, czy powinnam zadzwonić do teściowej i przeprosić – nawet jeśli nie czułam się winna. Albo czy powinnam postawić na swoim i poczekać, aż sprawa ucichnie.

Któregoś wieczoru siedzieliśmy z Michałem przy stole. „Wiesz,” zaczął ostrożnie, „moja mama nie chce źle. Po prostu jest przyzwyczajona do innych standardów…”

„A ja? Mam się ciągle dostosowywać? Kiedy przyjdzie czas na mnie?” zapytałam ze łzami w oczach.

Michał tylko wzruszył ramionami. „Nie wiem.”

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym, jak wiele kobiet w Polsce żyje pod presją oczekiwań teściowych i rodzin swoich mężów. Ile z nas żyje w cieniu wyrzutów sumienia i nigdy nie jest wystarczająco dobra? Ile drzwi jeszcze musi zatrzasnąć się z hukiem, zanim zrozumiemy, że szacunek musi być wzajemny?

Może powinnam była zaproponować tę herbatę. Ale może to i tak nic by nie zmieniło.

Czasem zastanawiam się: czy warto zawsze ustępować tylko po to, żeby był spokój? A może mamy prawo walczyć o siebie – nawet jeśli oznacza to kolejne trzaskające drzwi?