Urodziny brata, które wszystko zmieniły: Rodzinne tajemnice na stole

– Nie rozumiem, dlaczego musimy tam iść – powiedziała mama, patrząc na mnie z niepokojem. – Przecież zawsze świętujemy u nas. Co Mirela sobie myśli?

Siedziałam w kuchni, patrząc na jej drżące dłonie, które nerwowo przesuwały się po obrusie. Tata milczał, jak zwykle w takich sytuacjach. Czułam, że coś wisi w powietrzu – coś więcej niż tylko zmiana miejsca świętowania. Brat Ivan zadzwonił tydzień temu i po raz pierwszy w życiu zaprosił nas do siebie na urodziny. Był wyraźnie spięty przez telefon, jakby bał się, że odmówimy.

– Mamo, może to dobry znak? Może chcą się z nami podzielić czymś ważnym? – próbowałam ją przekonać, choć sama nie byłam pewna swoich słów.

W dniu urodzin jechaliśmy przez pół miasta do nowego mieszkania Ivana i Mireli. Mama przez całą drogę powtarzała, że pewnie nic nie będzie smakować tak jak jej pierogi i bigos. Tata tylko wzdychał ciężko, a ja czułam narastający niepokój. Coś było nie tak. W głowie miałam setki pytań: dlaczego Mirela nie chciała nas zaprosić? Czy brat ukrywa coś przed nami?

Drzwi otworzyła Mirela. Uśmiech miała wymuszony, a jej oczy były czerwone, jakby płakała. Ivan stał za nią, blady i spięty. W salonie pachniało świeżo pieczonym sernikiem, ale atmosfera była ciężka jak przed burzą.

– Cześć wszystkim – powiedział Ivan z wymuszonym entuzjazmem. – Cieszę się, że przyszliście.

Mama podała mu prezent – książkę kucharską z dedykacją – i od razu zaczęła rozglądać się po mieszkaniu. Mirela zaprosiła nas do stołu, gdzie czekały potrawy: sałatka jarzynowa, śledzie w śmietanie, pieczony schab. Wszystko wyglądało pięknie, ale mama tylko kręciła nosem.

– No widzisz, można zrobić coś innego niż bigos – rzuciła Mirela z lekką ironią.

Mama zacisnęła usta. Tata spojrzał na mnie z niepokojem. Wiedziałam, że zaraz coś wybuchnie.

Rozmowa przy stole była sztywna. Ivan próbował żartować, ale nikt się nie śmiał. Mirela co chwilę wychodziła do kuchni, a mama komentowała pod nosem jej „nowoczesne” przepisy. W pewnym momencie Ivan odłożył widelec i spojrzał na nas poważnie.

– Musimy wam coś powiedzieć – zaczął cicho. – To nie są zwykłe urodziny.

Serce mi zamarło. Mama spojrzała na niego z przerażeniem.

– O co chodzi? – zapytała drżącym głosem.

Ivan spojrzał na Mirelę, która skinęła głową.

– Chcemy się przeprowadzić za granicę – powiedział nagle. – Dostałem pracę w Berlinie. Wyjeżdżamy za dwa miesiące.

W pokoju zapadła cisza. Mama pobladła i zaczęła płakać.

– Jak to? I nic nam nie powiedziałeś? – krzyknęła przez łzy.

Tata spuścił głowę. Ja poczułam, jak wszystko we mnie się kurczy. Ivan zawsze był tym „grzecznym” synem, który nigdy nie sprawiał problemów. Teraz miał nas zostawić?

– Przepraszam, ale musieliśmy to przemyśleć sami – tłumaczył się Ivan. – To dla nas szansa…

– Szansa?! A my? A twoja matka?! – mama podniosła głos.

Mirela wstała od stołu i zaczęła zbierać talerze z takim impetem, że jeden z nich upadł i rozbił się na kawałki.

– Zawsze chodzi tylko o was! – wykrzyczała nagle. – Nigdy nie liczycie się z naszymi uczuciami! Ivan całe życie musiał robić to, co wy chcieliście!

Mama zerwała się z miejsca.

– Jak śmiesz! To ja go wychowałam! To ja poświęciłam dla niego wszystko!

Tata próbował uspokoić sytuację, ale nikt go nie słuchał. Ja siedziałam sparaliżowana, patrząc na brata i Mirelę. Po raz pierwszy zobaczyłam ich naprawdę: dwoje ludzi zmęczonych ciągłą walką o własne życie.

Ivan podszedł do mnie i ścisnął moją dłoń.

– Przepraszam… Muszę spróbować żyć po swojemu – wyszeptał.

Mama wybiegła z mieszkania, trzaskając drzwiami. Tata poszedł za nią bez słowa. Zostaliśmy sami przy rozbitym talerzu i niedojedzonym serniku.

Mirela usiadła naprzeciwko mnie i zaczęła płakać cicho.

– Przepraszam… Nie chciałam tego wszystkiego… Po prostu już nie mogłam dłużej udawać – powiedziała przez łzy.

Patrzyłam na nią i poczułam dziwną ulgę. Może właśnie tego potrzebowaliśmy: prawdy, nawet jeśli bolała bardziej niż kłamstwo.

Kiedy wracałam do domu, myślałam o tym wszystkim, co wydarzyło się tego wieczoru. Czy naprawdę można budować szczęście na cudzych oczekiwaniach? Czy rodzina to tylko wspólne obiady i tradycje, czy może coś więcej?

Może czasem trzeba pozwolić komuś odejść, żeby mógł być naprawdę szczęśliwy? Czy potrafimy zaakceptować wybory naszych bliskich nawet wtedy, gdy ranią nasze serca?