Wzięłam ogromny kredyt na operację taty. On wydał wszystko na hazard w Warszawie – czy rodzina może tak bardzo zawieść?

– Musisz mi pomóc, Marto. To kwestia życia i śmierci – głos taty drżał przez telefon, a ja poczułam, jak serce wali mi w piersi. Był środek listopada, ciemno za oknem, a ja właśnie wróciłam z pracy, gdzie dostałam awans. Zamiast świętować, słuchałam, jak tata łamie się na moich oczach.

– Tata, co się stało? – spytałam, już wiedząc, że zaraz usłyszę coś strasznego.

– Lekarze mówią, że muszę mieć operację serca. Prywatnie. Na NFZ nie zdążę. Potrzebuję 80 tysięcy złotych. Inaczej… – urwał, a ja usłyszałam cichy szloch.

Nie miałam takich pieniędzy. Ale miałam świeży awans, stabilną pracę w banku i możliwość wzięcia kredytu. Bez wahania podpisałam papiery. W końcu to tata – jedyny rodzic po śmierci mamy. Przez całe życie powtarzał mi, że rodzina jest najważniejsza.

Przelałam mu pieniądze tego samego dnia. – Kocham cię, tato. Wszystko będzie dobrze – powiedziałam przez łzy.

Przez kolejne dni dzwoniłam codziennie. Tata nie odbierał. Pisałam SMS-y: „Jak się czujesz? Kiedy operacja?” Odpowiedzi były lakoniczne: „Jestem zmęczony”, „Nie mogę teraz rozmawiać”.

Po tygodniu zadzwoniła do mnie ciocia Basia:

– Marta, twój tata wrzuca zdjęcia na Facebooka z hotelu Marriott! Z jakąś kobietą! – krzyczała do słuchawki.

Zamarłam. Weszłam na jego profil. Tata w garniturze, kieliszek szampana, kasyno w tle. Podpis: „Życie jest krótkie, trzeba korzystać!”

Zadzwoniłam natychmiast.

– Tato?! Co ty wyprawiasz?!

– Martuśka, nie denerwuj się. Musiałem odreagować… Wiesz, życie mnie przytłoczyło. A te pieniądze… pomogły mi poczuć się znowu młodym.

– A operacja?!

– No… trochę podkoloryzowałem. Ale przecież masz teraz dobrą pracę, nie zbiedniejesz!

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Przez kolejne dni próbowałam zrozumieć, jak mógł mnie tak oszukać. Mama zawsze mówiła, że tata ma słabość do hazardu, ale myślałam, że po jej śmierci się opamiętał.

Zaczęły się telefony z banku. Raty kredytu rosły, a ja musiałam wybierać: czynsz czy jedzenie? W pracy zaczęli zauważać moją nieobecność duchem. Szef zaprosił mnie na rozmowę:

– Marta, co się dzieje? Zawsze byłaś wzorem pracownika.

Zawahałam się. – Problemy rodzinne… – wyszeptałam.

W domu nie spałam po nocach. W głowie tłukło mi się jedno pytanie: jak mogłam być tak naiwna?

Pewnego dnia odwiedziła mnie ciocia Basia.

– On zawsze taki był – powiedziała gorzko. – Twoja mama go kryła przed tobą. Grał w karty, obstawiał wyścigi konne… Ty byłaś jego ostatnią deską ratunku.

Poczułam się zdradzona przez wszystkich. Przez tatę, przez mamę, przez własną naiwność.

Postanowiłam skonfrontować się z nim twarzą w twarz. Pojechałam do jego mieszkania na Pradze.

Otworzył mi w szlafroku, z papierosem w ustach.

– Ooo, córeczka przyszła! – zawołał ironicznie.

– Oddaj mi pieniądze – powiedziałam spokojnie.

Roześmiał się głośno.

– Nie mam! Przegrałem wszystko! Ale przynajmniej przez chwilę czułem się żywy!

– A ja? Ja teraz muszę spłacać twój dług! Myślałeś o tym?

Wzruszył ramionami.

– Ty sobie poradzisz. Jesteś silna jak matka.

Wyszłam trzaskając drzwiami. Przez kolejne tygodnie próbowałam odzyskać równowagę. Zgłosiłam sprawę na policję – usłyszałam tylko: „To sprawa rodzinna”.

Znajomi zaczęli pytać: – Dlaczego nie odcinasz się od ojca? Po co ci taki toksyczny kontakt?

Nie umiałam odpowiedzieć. To w końcu mój ojciec.

Dziś mija rok od tamtej rozmowy. Spłacam kredyt sama. Tata czasem dzwoni – prosi o drobne kwoty, tłumaczy się złym zdrowiem. Już nie wierzę w żadne jego słowo.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy można jeszcze ufać rodzinie po takim ciosie? Czy wy też kiedyś zostaliście zdradzeni przez najbliższych?