Dosta było! Jak nauczyłam się mówić NIE i odzyskałam spokój

— Znowu? — wyszeptałam do siebie, patrząc na wiadomość od Magdy. „Hej, będę w Warszawie od piątku do niedzieli, mogę u Ciebie przenocować?” Nawet nie pytała, czy mi to pasuje. Po prostu informowała. To był już czwarty raz w tym miesiącu. Mój własny pokój coraz bardziej przypominał poczekalnię na dworcu niż miejsce, gdzie mogę odpocząć.

Wszystko zaczęło się niewinnie. Kiedy przeprowadziłam się do Warszawy po studiach, byłam dumna z siebie. Wynajęłam kawalerkę na Ochocie – małą, ale moją. Rodzina była daleko, a znajomi z liceum i studiów często pytali, czy mogą mnie odwiedzić. Zawsze mówiłam „tak”, bo przecież tak robią dobrzy ludzie. Chciałam być tą osobą, na którą można liczyć. Ale z czasem zaczęło mnie to przytłaczać.

Pamiętam pierwszy raz, kiedy poczułam się naprawdę źle z tym wszystkim. Był środek tygodnia, miałam ważny projekt do oddania w pracy. Kasia, moja kuzynka z Poznania, napisała mi: „Hej, będę u Ciebie przez trzy dni, bo mam szkolenie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko!” Nie miałam siły odmówić. Przyszła późno, zostawiła rzeczy wszędzie, a rano obudziła mnie hałasem. Przez nią zaspałam do pracy i dostałam reprymendę od szefa.

Wieczorem zadzwoniłam do mamy. — Mamo, czuję się jakby mój dom nie był już mój — powiedziałam drżącym głosem.
— Ale przecież to rodzina! — odpowiedziała z wyrzutem. — Pomagaj innym, a dobro do ciebie wróci.

Zacisnęłam zęby. Może mama miała rację? Może jestem egoistką?

Ale potem przyszli kolejni „goście”. Magda z chłopakiem, którzy zostali na cały tydzień i zużyli wszystkie moje ręczniki. Tomek, który przyniósł psa bez pytania i zostawił sierść na mojej nowej kanapie. Nawet ciocia Basia zadzwoniła: „Słyszałam, że masz wolne łóżko!”

Pewnego wieczoru wróciłam do domu po ciężkim dniu w pracy i zobaczyłam Magdę siedzącą w mojej piżamie, jedzącą ostatni jogurt z lodówki.
— Przepraszam, nie miałam nic swojego — rzuciła beztrosko.
Wtedy coś we mnie pękło.

Zamknęłam się w łazience i zaczęłam płakać. Czułam się jak intruz we własnym domu. Moje rzeczy były przestawiane, moje jedzenie znikało, a ja nie miałam nawet gdzie usiąść w ciszy.

Następnego dnia w pracy byłam rozkojarzona. Szef zapytał:
— Wszystko w porządku?
— Tak… — skłamałam.
Ale nie było w porządku.

Wieczorem zadzwoniła mama:
— Słyszałam, że Magda u ciebie mieszka! Jak miło! — powiedziała z entuzjazmem.
— Mamo… ja już nie daję rady — wyszeptałam.
— Przesadzasz. Kiedyś ludzie żyli po kilka osób w jednym pokoju i nikt nie narzekał!

Zaczęłam się zastanawiać: czy naprawdę jestem taka niewdzięczna? Czy może po prostu nikt nie widzi mojego zmęczenia?

Kolejnego dnia po pracy wróciłam do mieszkania i zobaczyłam Tomka rozłożonego na kanapie z pilotem w ręku.
— Hej! Wpadłem na chwilę — rzucił beztrosko.
— Tomek… ja naprawdę potrzebuję trochę spokoju — powiedziałam cicho.
— Oj tam, nie przesadzaj! Przecież jesteśmy przyjaciółmi!

Wtedy po raz pierwszy poczułam gniew. Dlaczego wszyscy uważają, że mają prawo do mojego czasu i przestrzeni?

Wieczorem usiadłam sama przy oknie. Patrzyłam na światła miasta i czułam się samotna jak nigdy wcześniej. Wzięłam głęboki oddech i napisałam wiadomość do Magdy:
„Przepraszam, ale od jutra potrzebuję mieszkania tylko dla siebie. Proszę, znajdź inne miejsce na nocleg.”

Serce biło mi jak oszalałe. Bałam się jej reakcji.

Odpisała po godzinie:
„Serio? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami… Ale ok.”

Poczułam ulgę… i smutek jednocześnie.

Następnego dnia zadzwoniła mama:
— Co ty wyprawiasz?! Magda płakała przez telefon! Jak możesz być taka zimna?
— Mamo… ja już nie mogę tak żyć — odpowiedziałam drżącym głosem.
— Zawiodłaś rodzinę — usłyszałam tylko.

Przez kilka dni nikt się do mnie nie odzywał. W pracy byłam cicha, w domu panowała cisza. Ale pierwszy raz od miesięcy mogłam usiąść na kanapie z kubkiem herbaty i poczuć… spokój.

Po tygodniu zadzwoniła Kasia:
— Słyszałam, że już nie przyjmujesz gości? Co się stało?
— Potrzebuję trochę przestrzeni dla siebie — odpowiedziałam spokojnie.
— No trudno…

Niektórzy znajomi przestali się odzywać. Mama długo była obrażona. Ale ja zaczęłam oddychać pełną piersią. Zrozumiałam, że jeśli sama nie postawię granic, nikt tego za mnie nie zrobi.

Czasem czuję żal – czy naprawdę musiałam wybierać między własnym spokojem a cudzą wygodą? Czy jestem egoistką? A może po prostu nauczyłam się szanować siebie?

Może każdy z nas musi kiedyś powiedzieć „dosta było!” – żeby w końcu zacząć żyć swoim życiem.