Jestem mężczyzną, nie meblem. Historia Tomasza i Kasi

— Znowu kupiłeś nie ten chleb. Przecież prosiłam – bez pestek – powiedziała Kasia, kładąc bochenek na stole, nawet nie patrząc na mnie.

Stałem w kuchni z torbą zakupów, czując jak powietrze gęstnieje. Mój syn Franek bawił się w salonie, a ja miałem ochotę po prostu wyjść i trzasknąć drzwiami. — Był ostatni – odpowiedziałem spokojnie. – O co ci chodzi? Normalny chleb.

— Franek potem ma ból brzucha. Tobie łatwo mówić, nie ty podajesz mu leki w nocy — rzuciła przez ramię, już wyjmując masło z lodówki.

Zacisnąłem pięści. To nie pierwszy raz. Ostatnio coraz częściej czułem się jak mebel w tym domu. Jak szafka nocna, którą przestawia się z kąta w kąt, kiedy przeszkadza. Kiedyś byłem dla Kasi kimś ważnym. Teraz jestem tylko funkcją: przynieś, wynieś, napraw, kup.

— Kasia, naprawdę staram się jak mogę — powiedziałem cicho, ale ona już mnie nie słuchała. — Dobrze, następnym razem kupię inny — dodałem, choć wiedziałem, że to niczego nie zmieni.

Wieczorem siedziałem na kanapie i patrzyłem na śpiącego Franka. Ma sześć lat i jest całym moim światem. Dla niego znoszę te wszystkie drobiazgi, te pretensje o chleb, o źle powieszone pranie, o zapomniane mleko. Ale czy tak powinno wyglądać małżeństwo?

Pamiętam nasze początki. Kasia była wtedy pełna życia, śmiała się z moich żartów, potrafiliśmy rozmawiać godzinami o wszystkim i o niczym. Teraz nasze rozmowy sprowadzają się do listy zakupów i pretensji. Kiedy próbuję zacząć poważniejszy temat, ona wzdycha ciężko albo mówi: „Nie teraz, jestem zmęczona”.

W pracy też nie jest łatwo. Szef ostatnio rzucił mi mimochodem: „Tomasz, musisz być bardziej elastyczny”. Tylko że ja już nie mam siły być elastyczny. W domu muszę być cichy i niewidzialny, w pracy – uśmiechnięty i gotowy na wszystko. Gdzie w tym wszystkim jestem ja?

Pewnego wieczoru zebrałem się na odwagę.

— Kasia, możemy porozmawiać? — zapytałem, kiedy Franek już spał.

Spojrzała na mnie z irytacją.

— O czym?

— O nas. O tym, co się z nami dzieje.

Przez chwilę milczała.

— Co ma się dziać? Wszystko jest jak zawsze — odpowiedziała chłodno.

— Właśnie o to chodzi — powiedziałem cicho. — Czuję się jak… jak mebel w tym domu. Jakbyś mnie nie widziała.

Wzruszyła ramionami.

— Przesadzasz. Każdy ma swoje obowiązki. Ty pracujesz, ja zajmuję się Frankiem i domem.

— Ale my już ze sobą nie rozmawiamy. Nie śmiejemy się razem. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz mnie przytuliłaś — głos mi zadrżał.

Kasia spojrzała na mnie zaskoczona, jakby pierwszy raz usłyszała moje słowa.

— Myślisz, że mi jest łatwo? — zapytała nagle ostrym tonem. — Ty wychodzisz do pracy, masz spokój! Ja tu siedzę cały dzień z dzieckiem, sprzątam po tobie i jeszcze mam cię pocieszać?

Poczułem narastającą złość i bezradność.

— To nie tak… Ja też mam swoje problemy! Ale przecież jesteśmy razem… Powinniśmy być drużyną!

Kasia odwróciła wzrok.

— Może po prostu już nie umiemy być razem — powiedziała cicho.

Te słowa uderzyły mnie mocniej niż jakakolwiek kłótnia. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Słyszałem tylko tykanie zegara i cichy oddech Franka zza ściany.

Następne dni były jeszcze trudniejsze. Kasia zamknęła się w sobie, unikała mnie wzrokiem. Ja starałem się być jeszcze bardziej pomocny: sprzątałem po sobie, robiłem zakupy według listy, nawet gotowałem obiad w weekendy. Ale to niczego nie zmieniało.

Pewnego popołudnia spotkałem sąsiada na klatce schodowej. Pan Marek był wdowcem od kilku lat.

— Panie Tomaszu, wszystko w porządku? — zapytał życzliwie.

Chciałem odpowiedzieć „tak”, ale coś we mnie pękło.

— Nie bardzo… Wie pan, czasem czuję się tu jak mebel — wyrwało mi się.

Marek pokiwał głową ze zrozumieniem.

— Wie pan… Ja też kiedyś tak się czułem. Trzeba rozmawiać. Albo walczyć o siebie…

Te słowa długo dźwięczały mi w głowie.

Wieczorem usiadłem przy stole i napisałem do Kasi list. Nie miałem odwagi powiedzieć jej wszystkiego prosto w oczy:

„Kasiu,
Nie chcę być tylko funkcją w twoim życiu. Chcę być twoim partnerem, przyjacielem, mężem – nie szafką nocną ani robotem do zakupów. Pamiętasz nasze wspólne spacery po Krakowie? Nasze rozmowy do rana? Chciałbym to odzyskać… Proszę cię – spróbujmy jeszcze raz.”

Zostawiłem list na jej poduszce i poszedłem spać do pokoju Franka.

Rano Kasia była milcząca, ale widziałem łzy w jej oczach. Przez kilka dni unikaliśmy rozmowy, aż pewnego wieczoru sama przyszła do mnie do pokoju.

— Przeczytałam twój list — powiedziała cicho. — Może rzeczywiście za bardzo się oddaliliśmy…

Usiedliśmy razem na łóżku Franka i po raz pierwszy od dawna rozmawialiśmy szczerze – o zmęczeniu, o lękach, o tym, jak bardzo oboje czujemy się samotni pod jednym dachem.

Nie wiem jeszcze, czy uda nam się wszystko naprawić. Ale wiem jedno: nie chcę być meblem w swoim własnym domu. Chcę być kimś ważnym – dla siebie i dla nich.

Czy naprawdę tak trudno jest zobaczyć drugiego człowieka obok siebie? Ile jeszcze trzeba przejść milczenia i bólu, żeby przypomnieć sobie, po co jesteśmy razem?