Pięć lat później: Jak moja teściowa próbowała odbudować przeszłość mojego męża
– Szymon, nie rozumiesz, że Henio potrzebuje pełnej rodziny? – głos pani Teresy rozbrzmiewał w kuchni jak dzwon. Stałam przy zlewie, myjąc kubek po kawie, i czułam, jak napięcie wisi w powietrzu. Szymon siedział przy stole, zgarbiony, z dłońmi splecionymi na blacie. Ja milczałam, bo wiedziałam, że to nie jest rozmowa dla mnie. Ale przecież to dotyczyło także mnie.
Od pięciu lat byłam żoną Szymona. Poznaliśmy się niedługo po jego rozwodzie z Magdą. Wiem, że niektórzy patrzyli na mnie jak na tę „drugą”, choć przecież ich małżeństwo rozpadło się zanim pojawiłam się w jego życiu. Magda i Szymon mają razem syna – Henia. Chłopiec miał wtedy cztery lata. Dziś ma dziewięć i jest oczkiem w głowie wszystkich: Szymona, Magdy, a najbardziej pani Teresy.
Pani Teresa nigdy nie zaakceptowała mojego miejsca w tej układance. Często powtarzała: „Dziecko powinno mieć mamę i tatę pod jednym dachem”. Próbowałam być uprzejma, nie wchodzić jej w drogę, ale ona zawsze znajdowała sposób, by dać mi odczuć, że jestem intruzem.
Tamtego dnia rozmowa przy stole była wyjątkowo ostra.
– Mamo, rozmawialiśmy o tym setki razy – powiedział Szymon cicho. – Z Magdą nie byliśmy szczęśliwi. Rozwód był najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich.
– Dla wszystkich? – pani Teresa spojrzała na mnie z wyrzutem. – A Henio? Myślisz, że on nie cierpi?
Zacisnęłam dłonie na kubku. Chciałam powiedzieć coś w swojej obronie, ale wiedziałam, że to tylko pogorszy sprawę.
Kilka dni później dostałam wiadomość od Magdy. „Możemy się spotkać? Muszę z tobą porozmawiać”. Zgodziłam się, choć serce waliło mi jak młotem. Spotkałyśmy się w kawiarni na rynku.
– Wiem, że Teresa cię nie akceptuje – zaczęła Magda bez ogródek. – Ostatnio coraz częściej do mnie dzwoni. Prosi, żebym spróbowała jeszcze raz z Szymonem. Dla Henia.
Zaniemówiłam.
– I co jej odpowiadasz?
– Że to nie ma sensu – westchnęła Magda. – Ale ona nie odpuszcza. Wiesz… czasem sama się zastanawiam, czy nie powinnam spróbować dla syna…
Patrzyłam na nią długo. Była zmęczona, ale silna. Wiedziałam, że kocha Henia nad życie.
– Ale przecież ty masz swoje życie – powiedziałam cicho.
– Tak samo jak ty – odpowiedziała z uśmiechem.
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Opowiedziałam Szymonowi o spotkaniu.
– To już przesada – powiedział stanowczo. – Muszę porozmawiać z mamą.
Ale rozmowa z panią Teresą nie przyniosła efektu. Wręcz przeciwnie – zaczęła działać jeszcze bardziej otwarcie. Zaprosiła Magdę i Henia na niedzielny obiad bez naszej wiedzy. Kiedy przyszliśmy do niej z Szymonem, zobaczyliśmy całą trójkę przy stole: Teresa uśmiechnięta od ucha do ucha, Magda spięta i Henio zdezorientowany.
– O! Jak miło, że przyszliście! – zawołała Teresa przesadnie radośnie.
Szymon spojrzał na mnie bezradnie.
– Mamo, co ty wyprawiasz? – zapytał cicho.
– Chciałam tylko, żebyście wszyscy byli razem – odpowiedziała Teresa łamiącym się głosem. – Przecież kiedyś byliście rodziną…
Wybiegłam do łazienki i zamknęłam się od środka. Łzy same płynęły mi po policzkach. Czułam się jak piąte koło u wozu. Czy naprawdę jestem tu tylko przeszkodą?
Po powrocie do domu długo milczeliśmy z Szymonem. W końcu powiedział:
– Przepraszam cię za moją mamę. Nie wiem już, co robić…
Nie spałam całą noc. Myśli kłębiły mi się w głowie: czy powinnam odejść? Czy mam prawo walczyć o swoje miejsce?
Następnego dnia zadzwoniła Magda.
– Musimy coś zrobić – powiedziała stanowczo. – To nie jest dobre dla Henia. On jest coraz bardziej zagubiony.
Spotkałyśmy się we trzy: ja, Magda i Teresa. Rozmowa była burzliwa.
– Pani Tereso – zaczęłam drżącym głosem – ja naprawdę kocham Szymona i chcę być częścią tej rodziny…
– Ale nigdy nie będziesz jego matką! – przerwała mi Teresa.
– I nie chcę nią być! – odpowiedziałam ostro. – Chcę być po prostu sobą.
Magda wzięła mnie za rękę.
– Pani Tereso… ja też już nie chcę wracać do przeszłości. Proszę pozwolić nam żyć po swojemu.
Pani Teresa rozpłakała się.
– Ja tylko chciałam dobrze…
Wtedy pierwszy raz poczułam współczucie zamiast złości. Zrozumiałam, że ona też cierpi po rozpadzie rodziny syna.
Od tamtej pory wiele się zmieniło. Pani Teresa powoli zaczęła akceptować nowy układ. Zajmuje się Heniem, kiedy trzeba, ale już nie próbuje sklejać tego, co dawno się rozpadło.
Czasem patrzę na naszą patchworkową rodzinę i myślę: czy naprawdę można zbudować szczęście na gruzach dawnych marzeń? Czy każda rodzina musi być taka sama? Może właśnie różnorodność daje nam siłę?