Tchynina propozycja: Wymieńmy się mieszkaniami, ale pod jednym warunkiem…

– Aniu, usiądź, musimy porozmawiać – głos mojej teściowej, pani Haliny, zabrzmiał w kuchni jak wyrok. Siedziałam przy stole, nerwowo mieszając herbatę, a mój mąż, Tomek, udawał, że czyta gazetę. Wiedziałam, że coś się święci – Halina nigdy nie zapraszała mnie na poważne rozmowy bez powodu.

– O co chodzi? – zapytałam, starając się brzmieć spokojnie, choć serce waliło mi jak młot.

– Wiesz, że nasze mieszkanie jest już dla nas za duże. Zastanawialiśmy się z ojcem Tomka… Może byśmy się zamienili? Wy byście zamieszkali u nas, a my u was. Ale… – zawiesiła głos i spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek – pod warunkiem, że przepiszesz swoje mieszkanie na mnie. Tak będzie bezpieczniej dla wszystkich.

Zamarłam. Przez chwilę miałam wrażenie, że nie dosłyszałam. Spojrzałam na Tomka, ale on tylko wzruszył ramionami i schował się za gazetą. W tej jednej chwili poczułam się zupełnie sama.

– Przepraszam, ale dlaczego miałabym przepisywać mieszkanie na panią? – zapytałam cicho.

– Bo tak będzie uczciwie. My oddajemy wam większe mieszkanie, wy nam swoje. Ale muszę mieć pewność, że nie zostaniemy na lodzie – odpowiedziała chłodno Halina.

Wiedziałam, że to nie jest zwykła propozycja. To była pułapka. Mieszkanie dostałam po babci. Było moją ostoją, jedyną rzeczą w życiu, którą mogłam nazwać własną. Teściowa od zawsze patrzyła na nie z zazdrością – jej własne było stare i wymagało remontu.

Tomek milczał. Po raz kolejny udawał, że go to nie dotyczy. A przecież to była nasza przyszłość. Nasze bezpieczeństwo.

Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy jestem zbyt podejrzliwa? Może rzeczywiście powinnam zgodzić się na wymianę? Przecież to rodzina…

Następnego dnia zadzwoniła do mnie mama.

– Aniu, słyszałam od ciotki Krysi, że Halina coś kombinuje z mieszkaniem. Uważaj na nią! – ostrzegła mnie.

Zaczęłam rozmawiać z Tomkiem. – Tomek, dlaczego nic nie powiedziałeś? Przecież to moje mieszkanie!

– Daj spokój, mama chce dobrze. Zresztą i tak kiedyś wszystko będzie nasze – odpowiedział z obojętnością.

Poczułam się zdradzona. Czy naprawdę byłam dla niego tylko dodatkiem do mieszkania?

Przez kolejne tygodnie atmosfera w rodzinie gęstniała. Halina dzwoniła codziennie, przypominając o swojej „propozycji”. Ojciec Tomka milczał, ale jego spojrzenie mówiło wszystko – był po stronie żony.

W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka zauważyła moje rozkojarzenie.

– Anka, co się dzieje? Wyglądasz jakbyś miała zaraz wybuchnąć płaczem.

Opowiedziałam jej wszystko. – Uważaj – powiedziała – moja kuzynka też dała się namówić na taki numer i została bez niczego.

Zaczęłam szukać informacji w internecie. Historie były podobne: ktoś ufał rodzinie, przepisywał mieszkanie i zostawał z niczym. Bałam się coraz bardziej.

Pewnego wieczoru Halina przyszła niezapowiedziana.

– Aniu, musisz podjąć decyzję. Nie będziemy czekać wiecznie – powiedziała stanowczo.

– Nie zgadzam się – odpowiedziałam drżącym głosem. – To mieszkanie jest moją jedyną pewnością w życiu. Nie oddam go nikomu.

Halina spojrzała na mnie z pogardą.

– Myślałam, że jesteś rozsądniejsza. Ale skoro tak…

Po tej rozmowie Tomek zaczął się ode mnie oddalać. Coraz częściej wychodził z domu, wracał późno i unikał rozmów. Czułam się jak intruz we własnym życiu.

W końcu doszło do kłótni.

– Tomek, czy ty naprawdę uważasz, że powinnam oddać mieszkanie twojej matce?

– Anka, przestań robić sceny! To tylko papierki! Mama chce mieć pewność!

– A ja? Ja nie mam prawa do pewności? Do bezpieczeństwa?

Nie odpowiedział. Wyszedł trzaskając drzwiami.

Zaczęłam rozważać rozwód. Bałam się tej myśli, ale jeszcze bardziej bałam się zostać z niczym. Przypomniałam sobie słowa babci: „Nigdy nie pozwól nikomu odebrać ci tego, co twoje”.

Zadzwoniłam do prawnika. Opowiedziałam mu całą historię.

– Proszę pani, niech pani nawet nie myśli o przepisywaniu mieszkania bez zabezpieczenia swoich interesów – powiedział stanowczo.

To dodało mi odwagi. Następnego dnia powiedziałam Tomkowi:

– Jeśli chcesz być ze mną tylko dla mieszkania, to chyba nie mamy o czym rozmawiać.

Patrzył na mnie długo w milczeniu.

– Nie wiem już sam… – wyszeptał w końcu i wyszedł.

Minęły tygodnie pełne napięcia i ciszy. Halina przestała dzwonić. Tomek coraz rzadziej bywał w domu. W końcu spakowałam walizkę i pojechałam do mamy.

Tam po raz pierwszy od dawna poczułam spokój. Wiedziałam już, że podjęłam dobrą decyzję.

Czasem zastanawiam się: ile jesteśmy w stanie poświęcić dla rodziny? Czy warto ufać bezgranicznie tym, którzy powinni być najbliżsi? A może czasem trzeba postawić granicę i zawalczyć o siebie?