Trzydzieści lat pod jednym dachem – historia o tym, jak trudno dorosnąć, gdy mama nie pozwala odejść
– Gdzie idziesz? – głos mamy przeszył ciszę kuchni, gdy tylko sięgnąłem po kurtkę. Była godzina dziewiętnasta, a ja miałem ochotę po prostu wyjść na spacer, odetchnąć. Ale jej pytanie, choć zadane spokojnie, zawsze brzmiało jak rozkaz. Zatrzymałem się w pół kroku.
– Na chwilę… – odpowiedziałem cicho, jakbym był nastolatkiem przyłapanym na czymś zakazanym.
– Znowu? Przecież dopiero co wróciłeś z pracy. Nie lepiej by było posiedzieć w domu? Zrobiłam twoją ulubioną zupę.
Poczułem znajome ukłucie w żołądku. Z jednej strony wdzięczność – bo mama zawsze dbała, żebym nie był głodny, żebym miał czyste ubrania, żebym nie musiał się o nic martwić. Z drugiej – narastającą frustrację. Mam trzydzieści lat. Trzydzieści! A czuję się, jakbym miał piętnaście.
Nazywam się Michał Nowak. Mieszkam w Warszawie, w trzypokojowym mieszkaniu na Ochocie razem z mamą, Krystyną. Ojciec odszedł, gdy miałem dziesięć lat. Od tamtej pory byliśmy tylko we dwoje. Mama poświęciła mi wszystko – czas, energię, marzenia. I chyba nigdy nie nauczyła się mnie puszczać.
W pracy jestem cichy, sumienny, nikt nie wie, że w domu jestem kimś zupełnie innym – wiecznym chłopcem pod czujnym okiem matki. Koledzy czasem pytają: „A ty już się wyprowadziłeś?” Śmieję się wtedy nerwowo: „Po co płacić za wynajem, skoro mam własny pokój?” Ale prawda jest taka, że nie potrafię odejść.
Każdy mój dzień wygląda podobnie. Rano mama budzi mnie herbatą i kanapką. Gdy wracam z pracy, czeka na mnie obiad. Jeśli spóźnię się choćby pół godziny, dzwoni z pytaniem: „Co się stało? Gdzie jesteś?” Gdy próbuję wyjść wieczorem ze znajomymi, słyszę: „A kto cię odwiezie? A z kim idziesz? A kiedy wrócisz?” Czasem czuję się jak więzień we własnym domu.
Najgorsze są weekendy. Wtedy mama ma najwięcej czasu na kontrolowanie mnie. „Może byś posprzątał pokój?”, „Nie zapomnij zadzwonić do cioci Basi”, „Zrób zakupy, bo ja nie mam siły” – lista poleceń nie ma końca. Kiedy próbuję zaprotestować, słyszę: „Ja wszystko robię dla ciebie! Gdyby nie ja, to byś sobie nie poradził!”
Czasem próbuję rozmawiać z mamą o mojej potrzebie niezależności. Raz zebrałem się na odwagę:
– Mamo, myślałem o tym, żeby się wyprowadzić…
Zamarła. Jej twarz stężała.
– Chcesz mnie zostawić samą? Po tym wszystkim?
Poczułem się jak najgorszy syn na świecie. Oczywiście zrezygnowałem z tego pomysłu. Przecież mama jest już po sześćdziesiątce, coraz częściej narzeka na zdrowie. Kto by jej pomógł?
Ale potem przychodzi noc i leżę w łóżku z poczuciem winy i żalu do samego siebie. Przeglądam Facebooka – znajomi wrzucają zdjęcia z wakacji z partnerami, dzieci bawią się w piaskownicy, ktoś właśnie kupił mieszkanie na kredyt. A ja? Ja nawet nie mam odwagi zaprosić dziewczyny do domu.
Była kiedyś taka jedna – Ania. Poznałem ją w pracy, zaprosiłem na kawę. Po kilku spotkaniach zaproponowała:
– Może pójdziemy do ciebie?
Zaczerwieniłem się.
– Wiesz… Mieszkam z mamą.
Uśmiechnęła się niezręcznie.
– W tym wieku?
Nie zadzwoniła więcej.
Czasem myślę, że to wszystko moja wina. Że jestem za słaby, za uległy. Ale potem patrzę na mamę – jak siedzi wieczorem przy stole i patrzy w okno, jakby czekała na coś lub kogoś – i znów ogarnia mnie litość i poczucie obowiązku.
Ostatnio jednak coś się zmieniło. Zacząłem mieć sny o własnym mieszkaniu – małym pokoju z wielkim oknem i ciszą, której nikt nie przerywa pytaniami. Zacząłem szukać ofert wynajmu w internecie. Nawet umówiłem się na oglądanie kawalerki na Mokotowie.
Ale gdy wróciłem do domu i zobaczyłem mamę siedzącą przy stole z kubkiem herbaty i smutnym wzrokiem, znów poczułem się jak zdrajca.
– Michałku, gdzie byłeś tak długo?
– Oglądałem mieszkanie…
Zbladła.
– Chcesz mnie zostawić?
Nie odpowiedziałem. Wyszedłem do swojego pokoju i zamknąłem drzwi. Po raz pierwszy w życiu miałem ochotę je zamknąć na klucz.
Nie wiem, czy kiedykolwiek będę miał dość siły, żeby naprawdę odejść. Może jestem tchórzem. Może po prostu za bardzo kocham swoją mamę i za bardzo boję się jej smutku.
Ale czy to znaczy, że nigdy nie będę miał własnego życia? Czy naprawdę muszę wybierać między sobą a nią?
Czasem zastanawiam się: ilu z nas żyje tak jak ja – pod dyktando rodziców, bo boimy się ich zranić? Ilu z nas nigdy nie dorosło naprawdę?